Nieładnie jest wykorzystywać symbole

W sobotę 5 marca na deskach Teatru Współczesnego odbyła się prapremiera sztuki Maliny Prześlugi „Granitur prezydenta" w reżyserii Cezarego Ibera. Dramat zrealizowany w ramach nagrody w konkursie dramaturgicznym wtw://strefy kontaktu 2016 podejmuje nie tylko ogólnie temat władzy, ale też, a może przede wszystkim polskości. Autorzy przyglądają się symbolom i konceptom, które się na ideę polskości składają i w przemyślany, spójny sposób je ogrywają. Sztuka skrzy się się bogactwem językowym, poetyckim, kulturowym i pop- tego, co kształtuje w umownie rys narodowy i składa się na tak zwane doświadczenia wspólne czy tradycję.

Boimy się wilka złego

Na ciemnej scenie, po lewej stronie w fotelu siedzi pod obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej starszy mężczyzna. Po prawej stronie, chłopak gra na telefonie, a patronuje mu ze zdjęcia Robert Lewandowski. Przedstawienie otwiera wystąpienie prezydenta, który jakby przypadkiem wygrzebał się zza kotary i znalazł na scenie. Przy „Mazurku Dąbrowskiego" zaludniło się od postaci w baranich maskach, które dobrze znaną zabawą „Gąski, gąski do domu..." otworzyły gry skojarzeniowe i rozszerzyły pola semantyczne tego spektaklu. Wilk z lasu został wywołany.

W czasie wystąpienia głowy państwa doszło do incydentu. Ktoś narobił na garnitur prezydenta. Komentuje to Bocianek (Tomasz Orpiński) – chłopak grający na telefonie. Pyta Orzełka (Zdzisław Kuźniar) – starszego kolegi, czy widział zajście, lecz ten znamiennie odpowiada „Akurat patrzyłem w bok". Postaci te świetnie skonstruowane i tak zagrane prezentują doświadczenie i obojętność kontra ciekawość i przaśność. Dwa symbole narodowe orzeł i bocian wprowadzają porządek fantastyczny – baśniowy na scenę. Przywołując na myśl Arystofanesa, światy ludzki i ptasi mieszają się. Pojawiają się kolejni bohaterowie – wyjęci z wierszy Juliana Tuwima Pani Słowikowa (sugestywna Jolanta Solarz) i Ptasie radio (Maria Kania i Dominika Majewska – występująca gościnnie, IV rok PWST Wrocław).

Do szkoły, chodźmy do szkoły

Realizatorzy w ogromnej mierze efekt dramaturgiczny zbudowali za pomocą różnych gier szkolnych. Po zabawie w „Gąski" przyszła kolej na berka, chowanego, zabawy w kole, wyliczanki słowne, szubienicę. Szkoła jest obecna w języku i gestach. Czuć, że autorzy przemyśleli i zaprojektowali poszczególne elementy tak, by w efekcie dostrzec i przegnać duchy, zgniłe zabobony i utarte wyrażenia, które determinują naszą leksykalną rzeczywistość. Dużo w tym spektaklu odniesień literackich, jawnych, czasami nazbyt oczywistych nawiązań do lektur szkolnych. Niestety, mimo że twórcy żonglują przeróżnymi konceptami i ideami, to przekaz może być nieczytelny, zagubiony, rozmyty ze względu na ilość użytych środków.

Przedstawienie z całą pewnością buduje fantastyczna choreografia Cezarego Ibera. Ruch sceniczny jest ogromną zaletą spektaklu – układy są hipnotyzujące. Świetnie komponują się z wideoprojekcjami Michała Jankowskiego i muzyką Macieja Zakrzewskiego. Oszczędne i agresywne multimedia wprowadzają nastrój grozy. Zaś scenografia Michała Araszewicza w jasny sposób komunikuje, do czego wszystko się sprowadza. Wykorzystanie toi-toi jako mieszkań, budek dla ptaków albo trumien też przypomina, że rzeczy imitują rzeczywistość dzięki funkcji wyobraźni. To wieloznaczne przeniesienie nie jest niesmaczne, raczej w nieoczywisty sposób malarskie.

Wyciąganie trupów z szafy

Na scenie pojawiają się Mickiewicz i Słowacki, zupełnie niepotrzebnie w stylu zombie-pop. Krzysztof Kuliński w roli wieszcza i wtórujący mu Piotr Bondyra jako wielki poeta – wieczni antagoniści w końcu zgadzają się co do jednego, że nie da się dłużej umierać w tym języku.

Bardzo interesującymi bohaterami okazali się Anna Kowalska – żona kowala (Ewelina Paszke-Lowitzsch) i Bardzo charakterystyczny człowiek (Krzysztof Boczkowski). To te postaci wyśpiewały polską nutę w największej mierze. Na scenie pojawia się również Dziecko – Ernest Lisowski, które z rozbrajającym wdziękiem i lekkością podbijało przestrzeń gry.

Na wyróżnienie zasługują obie Ptasie radia Maria Kania i Dominika Majewska. Aktorki stworzyły niepowtarzalny duet, wcielając się w różne role. W ciekawy sposób się dopełniały, upodabniały, niczym najlepsze koleżanki z klasy, zachowując jednak integralność osobowości.

Milczący Orzełek, będąc odwiecznym symbolem nawet nie sili się na cień zainteresowania tym, co tabloidy nazywają ZAMACHEM. Towarzyszący mu Bocianek, dla przeciwwagi, żywo interesuje się wydarzeniem. Jako ludowy symbol narodowy z prostotą stwierdza, że to nieładnie wykorzystywać symbole...

Z kolei postać Garnituru prezydenta (w tej roli Tadeusz Ratuszniak) była zbyt dosłowna, choć z całą pewnością budowała efekt komiczny wespół z Prezydentem – w tej roli gościnnie Piotr Łukaszczyk. Misternie konstruowana farsa rozbija się finalnie o widmo wojny, bo wiadomo, że „najpierw garnitur, potem naród", oraz że „kupa z nieba – wiatr ze wschodu". Ale zamiast ref-lekcji jest poczucie przytłoczenia wizualnymi i znaczeniowymi symbolami.

„Garnitur prezydenta" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym to bardzo aktualna opowieść o prawidłach w człowieku i nadrzędnej strukturze władzy. Inscenizacja dramatu Maliny Prześlugi jest w największej mierze spektaklem łączącym w sobie wielość treści i znaczeń. Dobre tempo gry, dobre rozwiązania techniczne i formalne sprawiają, że można go odczytywać wielopoziomowo. Zabrakło jednak metateatralności, odrobiny tajemnicy i niedopowiedzenia. Przesyt, tak bardzo współczesny, rozprasza uwagę, a ilość bodźców sprawia, że w pogoni za odczytywaniem gry łatwo stracić z oczu główny problem dramatu. Przedstawienie Cezarego Ibera jest zrobione ze spektakularnym rozmachem, ma ciekawe rozwiązania inscenizacyjne, zaś bogactwo odniesień literackich w dramacie uruchamia wyobraźnię.



Martyna Dębska
Dziennik Teatralny Wrocław
10 marca 2016
Portrety
Cezary Iber