Nienawidzę sztuczności. Im prościej, tym lepiej

Tytuł oczywiście nawiązuje do świata wirtualnego. Bohaterka spektaklu a wygląda przez okno, ciągle czekając na coś lepszego. Tak mija jej życie i nie zauważa, jak wiele przegapiła, zapatrzona w ułudę - mówi IZADORA WEISS przed premierą "Windows / No more play / Six dances" w Operze Bałtyckiej w Gdańsku.
Dyrektorka Bałtyckiego Teatru Tańca Izadora Weiss wystawia spektakl, w którym łączy atrakcje i łamie reguły.


Rozbiera Pani tancerki z tiulowych spódniczek, klei klasykę z rockiem, przyjmuje do zespołu tancerzy z ulicy. Są jeszcze rzeczy, których nie wypada robić w balecie?

W ogóle nie chodzi o to, co wypada. Są ludzie, którzy nadal kochają operetkę, ale ja nienawidzę sztuczności. Im prościej, tym lepiej. Zależy mi zawsze, żeby zdjąć cały lukier z zewnątrz i pokazać człowieka: tancerza, który jest też aktorem i odgrywa historię swoim ciałem.

Jaką historię odgrywają tancerze w spektaklu "Windows"?

Tytuł oczywiście nawiązuje do świata wirtualnego. Bohaterka spektaklu a wygląda przez okno, ciągle czekając na coś lepszego. Tak mija jej życie i nie zauważa, jak wiele przegapiła, zapatrzona w ułudę. Wszystko odbyło się za jej plecami, bo stała odwrócona od swojego życia. Być może pojawił się ktoś najważniejszy, ale ona go nie zauważyła. Oczywiście to jest metafora naszego współczesnego życia. Mamy setki przyjaciół na Facebooku, ale kto z nich jest nim naprawdę? Nic nie zastąpi prawdziwego kontaktu.

Co Panią najbardziej zaskoczyło we współpracy z projektantami i Paprockim i Brzozowskim?

Że weszli do nas do sali prób i mieli absolutną radość na twarzy. Dla nas to ciężka praca, oczywiście też satysfakcja, ale przede wszystkim codzienność. Gdy zobaczyliśmy ich miny, to wybuchnęliśmy śmiechem, ale to było dla nas niesamowicie miłe. Ja w ogóle mam nadzieję, że to jest moje totalne odkrycie, jeśli chodzi o kostiumy. Kolor, detal, tkanina - czuć perfekcję w tym, co robią. Imponuje mi, że z nikim w świecie mody się nie ścigają, robią swoje. No i zwróciłam uwagę na muzykę na ich pokazach, to mnie do nich ostatecznie przekonało. Jedyne ograniczenia w naszej współpracy dotyczyły kwestii praktycznych: kostium nie może przeszkadzać, kiedy tancerz łapie w locie tancerkę, nie może być ze zbyt delikatnego materiału, bo się podrze. Mięsisty dotyk tkanin, ścieranie się, kostiumy muszą pokazywać ciało i jednocześnie określać bohatera.

A co pokazuje muzyka Leszka Możdżera?

Jest tylko w części "Windows". Spektakl składa się jeszcze z dwóch jednoaktówek Jiffego Kyliana: "No Morę Play" z muzyką Antona Weberna i "Six Dances" Mozarta. Szukałam kogoś, kto mógłby zmierzyć się z geniuszem Mozarta, jakoś się z nim połączyć. I tylko Leszek przyszedł mi do głowy. Napisał m.in. bardzo piękny motyw na wiolonczelę, ułożyłam do niego duet dwóch kobiet. Lubię mówić o skomplikowanych relacjach, o seksualności pełnej tajemnic. Subtelna i wybuchowa opowieść o człowieku. W tańcu współczesnym można wyrazić więcej nawet niż w teatrze. Spojrzenia, mikrogesty. Nie da się tego opowiedzieć.

Dużo Pani poświęca dla tej pasji?

Czasem zdrowie. Staram się nie realizować jej kosztem rodziny. To trudne, bo zdarza się, że kilka tygodni pracuję w Gdańsku, a moja córka Weronika zostaje w Warszawie. Nie zaniedbuję też jej pasji, wygrywa ostatnio wszystkie konkursy skrzypcowe, w domu ćwiczę z nią solówki. Nie poślę jej do szkoły baletowej. Ja ją skończyłam tylko dlatego, że naprawdę bardzo chciałam być choreografem. Zresztą największą nagrodą, jaką dostałam od losu za te lata trudów, jest fakt, że Jin Kylian realizuje z nami wspólną premierę. Moim zdaniem to najwybitniejszy żyjący choreograf, geniusz. To, co u niego zobaczyłam, było potwierdzeniem tego, co podejrzewałam: że w tańcu można wszystko. Każdy ruch, każdy gest jest możliwy.

Ale jak bez puent stanąć na palcach?

Wcale nie ma potrzeby stawania na palcach.



Anna Luboń
ELLE
17 maja 2012
Portrety
Izadora Weiss