Niepewność

Strukturę dramatu "Iluzje", autorstwa Iwana Wyrypajewa, określić można jako rozpisany na cztery postacie łańcuch przeplatających się wspomnień, a jego sceniczną realizację w krakowskim Teatrze Starym, sam reżyser nazywa po prostu spotkaniem. Sztuka jest o tym, jak łatwo stać się ofiarą złudzeń -, zarówno tych stworzonych przez otoczenie, jak i tych usnutych przez siebie samego

Aktorzy (Juliusz Chrząstowski, Anna Dymna, Krzysztof Globisz, Katarzyna Gniewkowska) nie grają postaci, a stają się żywymi reprezentantami partii tekstu, w których zawierają się pośrednio charakterystyki czterech bohaterów. Opowieść snuta jest na przemian. Danny, Sandra, Magraret i Albert, po kolei wyłaniają się z obszernych monologów. Hermetyczne towarzystwo dwóch par, przez każdą pojedynczą opowieść otwiera się z innej strony. Okazuje się, że każda z czterech osób była autorem i odbiorcą jakiejś iluzji. Taka paradoksalna układanka, z jednej strony wydaje się komiczna, a jej zaistnienie w pozascenicznym świecie w żaden sposóbzupełnie niemożliwe, z drugiej jednak strony wywołuje wątpliwość, czy aby samemu nie jest się jakimś jej realnym elementem.

Cztery krzesła ustawione w centrum sceny, siedzi na nich czwórka ludzi. Poza tym nie robią nic. Za plecami aktorów wisi klasyczna kurtyna w kolorze zgniłej zieleni. Panuje wizualna monotonia.

Kostiumy zaprojektowane prze Katarzynę Lewińską to średnio -oficjalne codzienne ubrania, dopasowane do aparycji aktorów. Stroje te kompletnie nie przyciągają uwagi i wraz ze skromną scenografią i prostotą innych elementów oprawy scenicznej, na plan pierwszy wypychają wysuwają tekst dramatu. W tym spektaklu to słowa prowokują imaginacje. Akcja nie dzieje się na scenie, a w głowach widzów.

Na scenie pojawia się jeszcze jedna osoba - dziewczyna, wyraźnie odróżniająca się wiekiem, jasnym, delikatnym głosem i niedbałym ubiorem. Postać ta ze sceny dyryguje dźwiękiem i światłem. Pozostaje w ciągłym odosobnieniu, przez większość czasu siedzi na podłodze z boku zanurzona w rozmyślaniach. Wątłe błękitne światło laptopa trzymanego na kolaonach, wydobywa jej twarz z ciemności.

Podczas gdy starsi aktorzy, funkcjonują na zasadzie maszynek do wypowiadania tekstu, dziewczyna jako jedyna odgrywa jakąś postać -– mówi w pierwszej osobie. Co jakiś czas się wtrąca, przerywa, żartuje;, czasem działa jak obserwator, czy konstruktor scenicznych działań. Usprawiedliwienia dla wprowadzenia tej postaci można mnożyć, lecz w mojej opinii, żadne z nich nie jest wystarczające, by musieć znosić tę personę.

Scenografia Anny Met, ustawiona w głębi sceny, którą przez pierwszą część spektaklu skrywała kurtyna, to przedziwna aparatura migająca milionem kolorowych lampeczek. Przypomina wnętrze studia nagrań, czy statku kosmicznego, który widział w dzieciństwie Danny, albo nocną panoramę miasta. Pozostający w tle elektroniczny, świecący na czerwono zegar, odmierza czas do zakończenia spektaklu.

Krótkie i w zasadzie obojętne spotkanie z Wyrypajewem, zwraca uwagę na otaczające człowieka złudzenia –, na te, do których dąży (jak przykładowo złudzenie teatralne, którego w „Iluzjach” nie dostaje), te, które mu nie przeszkadzają (jak utwór z kawałków zlepiany w studio) jak i te, których unika, (w miłości, w przyjaźni).



Adrianna Markowicz
Dziennik Teatralny Kraków
25 czerwca 2012
Spektakle
Iluzje