Niepotrzebne strzały

"Polowanie na łosia" w Teatrze Narodowym może znaleźć widzów. Ale w porównaniu z przedstawieniami Igora Gorzkowskiego w Studium Teatralnym Koło ta praca rozczarowuje.

Problem z tą premierą Teatru Narodowego polega przede wszystkim na tekście. W tę „czarną komedię romantyczną”, według określenia autora Michała Walczaka, zdecydowanie wrzucono za dużo elementów. Jakby autor do końca miał trudności z określeniem, o czym właściwie pisze.

Czego tu nie ma? Rytuały przejścia według ulubionego filozofa bohaterki sztuki Elizy – Mircei Eliadego, dość prymitywna psychoanaliza, rozliczanie ubeckiej przeszłości ojca, męskie lęki przed dojrzałością, kobieca niezależność. I tytułowy łoś, czyli dawny kochanek Elizy i jej pierwszy terapeuta. Jarosław Past, trup skrzętnie ukryty przez nią w przeszłości, uparcie powraca jako wyrzut sumienia albo wyraz jej niezdecydowania.

Niby jest zabawnie, mocno ironicznie, ale w całości mało strawnie. Igor Gorzkowski próbuje dobrać się do „Polowania na łosia” przez kicz, z dużym dystansem. Mocno skraca we własnej wersji tekst oryginalny, dynamizuje dialogi. Zdecydowanie jasnymi punktami całej inscenizacji są scenografia Jana Kozikowskiego i muzyka Daniela Pigońskiego.

Kozikowski wykorzystuje scenę Studio do zbudowania wielowymiarowej przestrzeni, z wściekle zieloną podłogą, która równie dobrze może być minimalistycznym, designerskim mieszkaniem Elizki i Konrada, jak i lasem, gdzie odbędzie się polowanie na łosia.

Pigoński tworzy dziwaczne, połamane dźwięki dodające klimatu tajemnicy i niepewnego statusu całej historii. Do piosenki Elizki, wyznania chęci ucieczki od małżeństwa, komponuje kiczowatą syntezatorową muzyczkę w stylu zespołu Stereo Total. Eliza w białej sukni ślubnej staje w tej scenie na szklanym stoliczku, podświetlonym jaskrawymi światłami, jak pusta w gruncie rzeczy laleczka, pseudofeministka wypełniona mądrymi teoriami i trudnymi słowami, których z lubością używa. Tylko że cała ta wiedza niewiele pomoże jej w mierzeniu się z życiowymi decyzjami.

Nie od dziś wiadomo, że Gorzkowski świetnie pracuje z aktorami, w jego przedstawieniach w Studium Teatralnym Koło niejednokrotnie powstawały dużo ciekawsze role niż w instytucjonalnych teatrach. Tym razem ich niestety brakuje, jakby aktorzy sami czuli się przede wszystkim skrępowani koniecznością budowania tych dość papierowych postaci.

Broni się Halina Skoczyńska jako Myszka, matka Elizki, balansując między śmiesznością a dramatem własnego życia. Broni się chwilami Bartłomiej Bobrowski – fajtłapowaty Konrad stłamszony nadmiarem żądań Elizki.Praca w Teatrze Narodowym na pewno była pewnym wyróżnieniem dla Igora Gorzkowskiego, który od początku działa niezależnie. I osiąga znacznie ciekawsze efekty niż „Polowanie...”. W tym przedstawieniu brakuje pewnej lekkości, autentycznej zabawy teatrem, która istnieje w przedstawieniach Koła. Łoś został ustrzelony, ale może jednak lepiej było zostawić go w lesie.
(mw)



Agnieszka Rataj
Zycie Warszawy
20 kwietnia 2009