Niespełnienie

Czasy kultu piękna kobiecego, wypreparowanego przy użyciu chirurgicznych skalpeli, liposukcji, kremów upiększających, karkołomnych diet, morderczych treningów nastały i mają się dobrze. Kobieta, wiotka gałązka, kanonizowana zostaje tylko wtedy, jeśli wykrzywia proporcje swego ciała - miejscami upodabniając się do wiotkiego chłopca, miejscami zaś do reprodukcyjnej matrony. Czy możliwe jest powiedzenie na ten temat czegokolwiek, czego już byśmy nie wiedzieli? Těšínské divadlo Český Těšín podjął taką próbę

Tekst autorstwa Iwony Kusiak zrealizowany został w reżyserii Andrzeja Sadowskiego. „Piękność dnia” opowiada o losach Wioli, szczęśliwej zwyciężczyni konkursu z serii ekstremalne metamorfozy. Życie dziewczyny, posiadającej dwa dyplomy i znającej kilka języków obcych, zmienia się diametralnie, gdy wreszcie staje się „piękna”. Zmienia się głównie za sprawą wszechobecnej kamery i dziennikarki, stawiającej niedyskretne pytania, wymuszającej hollywoodzkie uśmiechy, wywołującej rodzinne demony. Ale też poniekąd dzięki dylematom wewnętrznym, przemianom, które prowadzą do zagubienia własnej podmiotowości. Wszystko z kolei zostaje naniesione na siatkę konfliktów pokoleniowych, trudnych relacji rodzicielskich, siostrzanych oraz damsko-męskich – choć mężczyźni w życiu bohaterek pojawiają się tylko jako nie najlepsze wspomnienia tudzież promieniujący pierwiastek zła.

Pomysł po pierwsze brzmi znajomo (ale dopóki „Między nami dobrze jest” nic się nie dzieje), po drugie zostaje tylko w sferze zamierzenia. Zaprezentowana sztuka nie wyszła poza farsę (co jest zarzutem o tyle, że zgodnie z zapowiedziami programowymi spodziewać można się było czegoś innego), nie pozostawiła żadnego pola do aktywności odbiorczej. Wypowiadane kwestie dokładnie wykładały prościutki sens, jakby w obawie, że ktoś mógłby cokolwiek uronić. Odnosiło się wrażenie, że tekst dramatu został potraktowany literalnie – a powstałe w ten sposób przegadanie rzadko kiedy wychodzi spektaklowi in plus. Wiola, pozszywana piękność, (w tej roli Joanna Gruszka) nie była w stanie zagrać wewnętrznego rozdwojenia, tej barokowej wątłości i niebaczności. Ratowała się stematyzowanymi wypowiedziami – a przecież każdy dostrzega istotną różnicę między mówieniem a przeżywaniem, między informowaniem o problemach a zapraszaniem do intymnego dramatu. Podobnie jej zagubiona we własnej seksualności sceniczna siostra Jolka (Joanna Litwin-Widera): rozwiązłość i intelektualne ograniczenia zostały zamanifestowane… potrzeba jednak czegoś więcej, niż kilkukrotnego wypowiedzenia paru wulgarnych wyrazów, by o tym przekonać.

Farsowa  scenografia, wprowadzenie multimediów (rzekomych nagrań telewizyjnego show) to tylko niektóre z elementów, które przyczyniły się do niezrealizowania artystycznego zamierzenia. A jego istnienie to nie tylko przypuszczenia, czy dywagacje. Przepięknie wydany program, zawierający obiecujące zdjęcia, czy chociażby dość obszerny wywiad z autorką tekstu dramatycznego pozwalał mieć nadzieję na bardzo udane spotkanie. „Piękność dnia” miała być głosem kobiet, narracją o kobiecym niespełnieniu, złudnych nadziejach. Miała piętnować stereotypowość, uwięzienie w konsumpcjonizmie. Wreszcie – miała nawiązywać do dramatów Czechowa. I choć nie żyjemy już w czasach remiksu kulturowego, choć dawno ogłoszono już kulturę remiksu, to jednak zarysowanych programowo konotacji w „Piękności dnia” nie dostrzegam. Może dlatego, że w przedstawieniu widać właśnie za wiele, za wiele zostaje podane na tacy, odsłania się wszystko – dochodząc w pewnej chwili do momentu, kiedy unaocznia się fakt, iż widza niewiele zaskoczy, napięcie nie wzroście, nie zdarzy się właściwie nic.

„Piękność dnia”, podejmując kwestię krytyki kultury masowej i konsumpcjonizmu, niestety nie uniknęła w nie włączenia. Nie oznacza to oczywiście, że w spektaklu nie można znaleźć żadnych walorów. Wygląda jednak na to, że Těšínské divadlo Český Těšín nie zakończył sezonu udanie.



Anna Gębala
Dziennik Teatralny
7 lipca 2011
Spektakle
Piękność dnia