Nietoperze w piórach
Na krakowskiej Scenie STU życie teatralne kwitnie z tendencją wzrostową. Po rządnych ludzkich dusz biesach, nastąpił czas złagodzenia zmysłów publiczności. Zmysłowość, dobry humor - to bezsprzecznie najlepszy lek na zimową szarugę."Sekrety nietoperzy, czyli intymny seans kabaretowy" w reżyserii Józefa Opalskiego, to nektar i ambrozja dla zmysłów. Te boskie substancje przelewały się przez uszy widzów, by okrężną drogą, przez całe ciało, dojść w końcu do serca. Czym mogło być to spowodowane? Co sprawiło, że widz nie dopuszczał do siebie myśli o końcu przedstawienia? To magia teatru! Nic innego, tylko zakochanie w nienamacalnym pięknie aktora, w jego głębokiej performatywności, jego beztroskiej, humorystycznej kreacji oraz pewności siebie. A także nasze ludzkie dążenie do szczęścia. Jerzy Nowak z Beatą Rybotycką dali widzom, choć krótkotrwałe, szczęście. Wszyscy tego wieczoru, aktorzy i widzowie, byli zamknięci w przestrzeni szczęścia. Scena była zasypana czerwonym pierzem, w tle czarny jak kruk fortepian z ogromnym skrzydłem, stylizowany fotel ze skórzanym obiciem oraz kapela muzyczna. Po chwili wszedł konferansjer - Jerzy Nowak, który swoim dowcipem: czasem rubasznym, czasem zdystansowanym, powitał publiczność i zachęcił do kooperacji. Wspomniał coś o inteligencji publiczności, ale lepiej udawać w takich przypadkach, że się nie słyszy. Zaprosił po chwili na estradę Beatę Rybotycką, której wejście zrobiło furorę. Wejście zza kulis to przeżytek. Takim świetnym aktorkom, jak Beata Rybotycka, wręcz należy się niekonwencjonalne wejście. Spłynięcie na małej huśtawce z góry było absolutnie trafnym wyborem reżysera. Tak więc wśród oparów mgły, wirujących piórek oraz odpowiedniej muzyki spadła nam z nieba muza Jerzego Nowaka. Rozprawy kabaretowe nie dotyczyły może aktualnej sytuacji politycznej w Polsce, ani na świecie, ani nie traktowały o zabawnych wpadkach dziennikarskich. Odnosiły się raczej do przeszłości Nowaka oraz zabawnych gier językowych. Widzowie usłyszeli żydowski szmonces, lwowski humor oraz śląskie witze. Beata Rybotycka, femme fatale wieczoru, była pełna kobiecego piękna, emanowała rozbrajającą energią, uwodziła mężczyzn na publiczności. Bez wątpienia była przeurocza i pociągająca. Jerzemu zaśpiewała "Mój mały żigolo", przytulając staruszka do biustu. Żartowała w gwarze śląskiej o "suchych żymłach", śpiewała piosenki Edith Piaf, co prawda po czesku, ale również z niebywałym urokiem. Po przerwie Nowak stwierdził, że ta część spektaklu będzie nowoczesna. Zapragnął, by była prowadzona w języku angielskim, albo jakimkolwiek zachodnim...Aktorka rozumiała to na opak i śpiewała albo po rosyjsku, albo po czesku. Trudno bowiem femme fatale podporządkować się wymaganiom mężczyzny. Pewna innowacja jednak nie mogła umknąć widzom. Otóż panowie z kapeli zamienili surduty na damskie brokatowe suknie wieczorowe. Groteskowość ich wyglądu nie pozostawała nam obojętna. Dobrze, że jeszcze ktoś w tym kraju potrafi się z siebie śmiać. Teatr Scena STU w Krakowie Maria Andruszkiewicz, Józef Opalski "Sekrety nietoperzy, czyli intymny seans kabaretowy" reżyseria: Józef Opalski scenografia: Agata Duda-Gracz kierownictwo muzyczne: Konrad Mastyło obsada: Beata Rybotycka, Jerzy Nowak akompaniament: Konrad Mastyło (fortepian), Michał Chytrzyński (skrzypce), Michał Braszak (kontrabas) Premiera: 21.11.2004r.
Aleksandra Pyrkosz
Dziennik Teatralny Kraków
23 stycznia 2008