Niezbyt straszny Strach

Najnowsza premiera Teatru Lalek Pleciuga opowiada o strachu, z którym się zmagamy na co dzień. Którego czasami brakuje, a czasami jest za dużo i co z tego wynika.

Tekst sztuki o niezbyt strasznym Strachu napisała Malina Prześluga, jedna z najlepszych obecnie autorek sztuk dla dzieci. To nazwisko świadczy o tym, że będzie mądrze i zabawnie, ale przede wszystkim życiowo. Autorka zdecydowała się opowiedzieć o baniu się. I o tym, do czego taki strach jest potrzebny, a także, jak radzić sobie, kiedy czasami go za dużo.

Strach Na Wróble ma problem. Nie straszy wróbli. Ani kosów, ani srok, ani w ogóle żadnych ptaków. Przez to czuje się źle i nieswojo – chciałby być straszny zgodnie z przeznaczeniem, a nawet jeszcze straszniejszy: Strach Na Wróble (Mirosław Kucharski) marzy, by być Strachem Na Wszystko. Razem z przyjaciółką, odważną i zadziorną Kawką (Katarzyna Majewska) oraz z przypadkiem spotkanym Trzmielem, notorycznie mylonym z Bąkiem (Rafał Hajdukiewicz i Krzysztof Tarasiuk), wyruszają w podróż w poszukiwaniu strachu. Przekonają, że strach drzemie nie tylko w ciemnym, pełnym błyszczących ślepi i bagiennych potworów lesie.

Jak zwykle w takiej opowieści trójkę głównych bonaterów spotyka mnóstwo przygód, dobrych i złych, po których muszą zrewidować swoje podejście do wielu spraw.

Główny bohater czuje się niespełniony, dlatego marzy o czymś, czego nie potrafi, co wydaje mu się nieosiągalne. Czuje się sfrustrowany, jak każdy, kto nie może osiągnąć założonych celów, komu się nie układa w życiu, bo najszczęśliwsi jesteśmy, kiedy nasze życie płynie zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Każde zejście ze ścieżki wyznaczonej przez los lub, jak kto woli, przez nas samych zgodnie z naszymi zainteresowaniami, prowadzi do kiepskiego samopoczucia. Strach na Wróble jest podwójnie przygnębiony, bo nie dość, że nie może się realizować w swojej funkcji, to jeszcze traci w oczach innych, a przede wszystkich we własnych oczach.

Z podobnym problemem mierzy się także Trzmiel. Chce być bojowy, pokazać wszystkim, że jest groźny i nie warto z nim zadzierać, a jednak najlepiej się czuje, kiedy jest łagodny i lubiany przez otoczenie. Rola przypisana mu przez społeczeństwo niespecjalnie mu odpowiada. Bardzo udanym pomysłem jest powierzenie roli Trzmiela dwóm aktorom, którzy grają w zupełnie inny sposób, co jeszcze dosadniej pokazuje niespójną naturę tego bohatera. Bo Trzmiel kim innym chce być, a kim innym musi być. A przynajmniej tak mu się wydaje.

Zabieg przypisywania ludzkich cech zwierzętom jest w literaturze znany od wieków i niezmiennie się sprawdza. Na prostym przykładzie świata zwierząt widzimy widzimy problemy, z którymi mierzymy się w naszym świecie. Potrzeba miłości, akceptacji, stereotypy, którym ulegamy, z którymi czujemy się niekomfortowo, zanik wartości. Lawirujemy w tym świecie próbując znaleźć w nim jakieś miejsce dla siebie. A spełnienie marzeń nie zawsze okazuje się tym, czego naprawdę pragniemy.

Nad całością spektaklu panował Artur Romański. Na podstawie tekstu Maliny Prześlugi zrobił przedstawienie mądre i zabawne, pełne odniesień do naszej rzeczywistości, trafiające w pełni zarówno do dzieci, jak i dorosłych. W końcu w każdej bajce jest trochę prawdziwego życia.

Autorem bajkowej scenografii jest Igor Fijałkowski, światła wyczarował Michał Krugiołka. Ten duet stworzył na scenie piękny i kolorowy świat stosując ciekawe rozwiązania wprawiające scenografię w ruch. Również kostiumy głównych bohaterów są absolutnie bajkowe, chociaż nie pozbawione rysów nowoczesności. Wszystko to uzupełnia muzyka Tomasza Lewandowskiego.
Zanurzyć się w ten świat to prawdziwa przyjemność.



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
2 marca 2021
Portrety
Artur Romański