Niezły kosmos

29 czerwca w sobotę w CK w Lublinie odbył się jubileuszowy setny spektakl kultowego „Złego" - biograficznej historii Dariusza Jeża - aktora Sceny In-vitro. Spektakl w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego odnosząc się do teatru absurdu Samuella Becketta jest studium psychologicznym walki o przetrwanie Dariusza Jeża.

Na pozór chaotyczna układanka z klocków, którą naiwnie rozmijający się z prawem półświatek Lublina chce poukładać tak, aby być szczęśliwym, kontrastuje z głębokim studium emocji byłego gangstera zakochanym tak naprawdę w teatrze. Trudna historia, jak sam powiedział Łukasz Witt- Michałowski, tylko w sposób infantylnej układanki z 12 sześcianów mogła zrównoważyć siłę formy z treścią. Akcent może być tylko jeden a głównie stawiany jest on nad analizą psychologiczną przemiany „Złego" w aktora mogącego już bezkarnie, w szatach kłamstw teatralnych, być kimś innym niż w rzeczywistości.

12 kolorowych klocków, jak tych z dzieciństwa kupionych w kiosku Ruchu, stało się najlepszym narzędziem do opowiedzenia historii transformacji ustrojowej w Polsce, dzikiego kapitalizmu, niejasnych zasadach, które ominąć było najwygodniej, a złamać jeszcze łatwiej. Było one nielogiczne, a czasami wręcz śmieszne, jak sprzedaż sprzętu RTV osobom bez potwierdzenia autentycznego źródła dochodu, czy też bezimienne telefony na kartę sprzedawane wszystkim, którzy po prostu mieli gotówkę przy sobie.

Dariusz Jeż, jako młody chłopak chce po prostu mieć pieniądze na amerykańskie jeansy, być kimś, przestać być biednym więc zgadza się na współpracę z lubelskimi gangsterami. Idzie mu całkiem nieźle, wykupuje bilety w kinie 'Kosmos" aby „Fiedia" przybrany starszy brat mógł je sprzedać z zyskiem. Rozwija się, nabiera pewności siebie, zaczyna pracować w kasynie gdzie ma zysk od pożyczonych pieniędzy hazardzistom. Ma szacunek w swoim świecie, otacza się „laskami", których inni mu zazdroszczą, nie narzeka na brak drogich ubrań i samochodu do czasu, kiedy sam nie wpada w dołek, który pierwotnie kopał innym.

Zadłużony trafia do więzienia. Po wyjściu próbuje legalnej pracy zakładając własną dyskotekę. Kolejny sukces, lecz legalna dyskoteka staje się tylko przykrywką kolejnych układów mafijnych. Po większym sukcesie porażka boli jeszcze mocniej. Powrót do miejsca już znanego gaszenie światła przez"klawisza" o 22.00 nasila depresję. Bezsens, ciemność, cisza, pesymizm, jak w "Czekając na Godota" Samuela Becketta, gdzie nikt pomimo pragnień nie może ruszyć się z miejsca. Łukasz Witt- Michałowski nie kryje swojej inspiracji twórczością irlandzkiego dramaturga. Podświadomie tak, jak Samuell Beckett który kiedyś wyciągnął swoją dłoń do więźniów politycznych przeciwstawiając się uciskowi władzy, tak i on z pomocną dłonią przyszedł do „Jeża". Pierwsze spotkanie z autorem scenariusza Grzegorzem Kondrasiukiem i tajemnicza nić porozumienia zawiązała sieć dynamizmu, twórczej inwencji, czego rezultatem były udane spektakle już w reż. Witt-Michałowskiego i aprobata publiczności.

Dziś są też inne spektakle, kolejne role, w których już bezkarnie nawet znęcając się fizycznie nad Ferdynandem w "Burzy" Williama Szekspira w reż. Pawła Passiniego, może być wolnym człowiekiem, odczuwając miłość i przyjaźń na co dzień.

Przemysław Buksiński, znany lublinianom ze swojego Teatru Poławiacze Pereł Improv, ogrywa Dariusza Jeża, a sam Dariusz swojego przyjaciela starszego przybranego brata „Fiedię". Wcielający się w wiele epizodycznych postaci (Matka, oficer ZOMO, były bokser) Jarosław Tomica dopełnia całości spektaklu. Trójka panów na scenie zmieniając kostiumy, krótko, zwięźle i na temat w sposób zabawny opowiada niezabawną historię. Nie ma się z czego śmiać, a i tak się śmiejemy. Ładunek emocjonalny jest na tyle silny w treści, że dziecinność w grze Przemka Buksińskiego, jego idylla budowania domków z piasku, jako pierwiastek kontrastowy, zwraca uwagę, i potwierdza tezę, że nic nie jest czarne albo białe, a życie ma wiele odcieni szarości. Jest ono, jak kosmos nie odgadnięte, jak kino pod którym można nieźle oberwać ale też i zarobić niemałe pieniądze. Przypomina ruletkę, w której stawiając wszystko na jedną kartę, można z kretesem przegrać, a życie jest mimo wszystko zbyt cenne, aby można było je, jak zwykły żeton, stracić w grze. O sensie życia, w którym są wyższe uczucia: miłości i przyjaźń przekonuje sam Dariusz. Wygłaszając pod koniec spektaklu swoje świadectwo, uczy pokory wobec życia.

Autobiografia, opowiedziana w jednym akcie dynamicznej sztuki z muzyką dyskotekową w tle z pokorą daje publiczności wiarę w to, że obok bezwzględności świata przestępczego, w którym rządzi pieniądz, jest miejsce na miłość i sztukę. Spektakl „Zły" był grany za granicą w Ameryce Południowej w Kolumbii, jak również w Meksyku. Jest wiele uniwersalnych przesłanek, które zrozumiałe są nawet dla nastolatków, którzy nigdy nie słyszeli o stanie wojennym w Polsce, którym kraj jedynie kojarzy się z Polakiem papieżem. Hazard w każdym miejscu na świecie będzie tą samą, ciemną, ślepą uliczką.

W tłumaczeniu na hiszpański, czy też po polsku u nas w kraju stał się spektaklem kultowym, do którego warto wracać. Zawsze jest pokolenie nastolatków, którzy chcą budować swoje domy szczęścia na piasku hazardu. „...Tak, jak nie byłoby Szekspira bez jego duchów, tak bez przekleństw nie byłoby Jeża..."- stwierdził Łukasz Witt- Michałowski.

Wulgarny być może dla niektórych spektakl, ale dzięki temu szczery w przekazie z pewnością jeszcze nie raz zostanie przedstawiony ku przestrodze młodej widowni. Spektakl o „Złym Jeżu" nigdy nie straci na swej aktualności w treści i w formie. Nie czekając na Godota, lecz na kolejne role Dariusza Jeża życzymy mu kolejnych dobrych ról, dobrych sztuk, gdzie zawsze, nawet jako ten „Zły", będzie mógł być dobrym aktorem. Powodzenia!



Dorota Pogorzelska
Dziennik Teatralny Lublin
10 lipca 2019
Spektakle
Zły