Niszowe epizody taneczne

Czasy, w których żyjemy, przyzwyczaiły nas do mocnych wrażeń, do skrajnych emocji (musimy się albo zachwycać, albo bulwersować) i do wiecznego pośpiechu. Czegóż więc mielibyśmy szukać w sztuce, skoro codzienność „dba" o to, by nie zabrakło nam wrażeń? Na przykład taki teatr... sam już nie wie, czym mógłby nas zaskoczyć. Musi sięgać po nagość, fizjologię czy brutalność jako formy wyrazu, próbując wywrzeć na nas jakieś wrażenie...

Ten spektakl – wręcz przeciwnie do opisanych powyżej tendencji* – jest chwilą oddechu od nieustannego pośpiechu współczesności. Zamiast eskalować niepokój i agresję, odwołuje się do uczuć prostych i przyjemnych. Jest wspomnieniem z dobrej, pełnej spokoju przeszłości, upływającej leniwie przy dźwiękach pogodnej muzyki. Jednak samo przedstawienie bynajmniej nie jest leniwe: pięć aktorek dwoi się i troi, by wyczarować na scenie „machinę ruchu" i by zawrzeć w znaczących gestach i mimice jak najwięcej treści. Nie jest to opowieść (której przystoi początek, rozwinięcie akcji, punkt kulminacyjny i zakończenie), lecz raczej montaż ruchowo-taneczny, przeplatany autorskimi wykonaniami piosenek Edith Piaf. To ruchomy obraz – opowieści trzeba się domyślać, dopowiadać sobie historię.

Sama, co prawda, mam dość ambiwalentny stosunek do tej francuskiej pieśniarki, której twórczość stała się inspiracją (czy może pretekstem) do przedstawienia. Jej pieśni wydają mi się momentami nieco zbyt naiwne. Jest jednak w tej ich naiwności jakaś rozczulająca słodycz, która wywołuje błogi uśmiech u słuchacza.

Wrażenie zrobiła na mnie aktorka – tancerka i reżyserka, a także choreograf tego spektaklu w jednej osobie – która w kilka sekund po akrobatyczno-gimnastycznych wysiłkach była w stanie opanować swój oddech tak, by pewnym i ciepłym głosem zaśpiewać – bez żadnej zadyszki. Aż się prosi, by użyć w tym miejscu kolokwializmu: szacun! Świetna była również część przedstawiająca taniec kobiety i mężczyzny – kilkakrotnemu powtórzeniu układu tych samych tanecznych ruchów towarzyszyła genialna mimika eksponująca przemianę emocjonalną: od ekscytacji wymieszanej z zażenowaniem, przez niecierpliwość, aż po coraz większą pewność siebie.

Spektakl został przygotowany przez zespół Niezależnej Manufaktury Tanecznej (skupiającej osoby, które wybrały ruch i taniec jako formę przekazu sztuki), w Centrum Inicjatyw Artystycznych, które jest miejscem realizacji ciekawych projektów mających na celu propagowanie działalności kulturalnej.

* Zjawisko to pozostaje w pełnej harmonii z misją CIA, o której twórcy Centrum piszą na swojej stronie: „My, niezależni artyści, animatorzy kultury, organizacje działające na polu kultury i edukacji artystycznej postanowiliśmy wbrew panującym marazmowi, bezradności twórców i konsumpcyjnej modzie przejąć inicjatywę w tym mieście!". Hasło to wydało mi się bardzo czytelne.

 



Anna Mazurek
Dziennik Teatralny Wrocław
11 lutego 2015