Nowe rozdanie

Agnieszka Glińska, Tadeusz Słobodzianek, Jan Klata - od nich zależy, czy po zakończeniu tego sezonu w polskim teatrze będziemy mówili o jego odnowie, czy o największym rozczarowaniu nowego tysiąclecia

To już nie kosmetyczne zmiany, istotne tylko dla branży, ale prawdziwa rewolucja. W październiku dyrekcję w warszawskim Dramatycznym obejmie Tadeusz Słobodzianek, naprzeciwko - w Studiu - już rządzi Agnieszka Glińska. Okres przejściowy mamy w krakowskim Narodowym Starym Teatrze. Czy jest to cisza przed burzą? Prawdopodobnie, bo w styczniu kierownictwo obejmuje tam Jan Klata. 

Być może jeszcze nigdy od tak niewielu nie zależało w polskim teatrze tak wiele. Dramatyczny, Studio i Stary to nie są pierwsze lepsze sceny, lecz instytucje o znaczeniu strategicznym. Nadzieje są jasne - nowi szefowie mają przypomnieć ich znakomitą tradycję, a jednocześnie iść z duchem czasu. Nie poprzestawać na drobnym liftingu, ale dokonać generalnego remontu. Jeśli trzeba, nie unikając wyburzania zmurszałych ścian.

Strefa zero 

Warszawski Pałac Kultury i Nauki staje się w nowym polskim pejzażu teatralnym punktem najbardziej zapalnym - strefą zero. Przede wszystkim za sprawą Teatru Dramatycznego. Gdy wyszło na jaw, że miasto nie przedłuży kontraktu z Pawłem Miśkiewiczem, dawny teatr Gustawa Holoubka stał się areną kampanii pod hasłem: "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem". Manifest jej towarzyszący podpisało ok, 4 tys. osób. Tyle że dziś o proteście cicho. Być może rację miała Joanna Szczepkowska, która utrzymywała, że ruchowi chodzi o obsadzenie funkcji dyrektora Teatru Dramatycznego swoim człowiekiem. Nie udało się, bo wybrano ofertę Tadeusza Słobodzianka.

Nominacja wywołała burzę. Autor "Naszej klasy" z miejsca stał się "carem Slobodanem". Wytykano mu, że zawiadując trzema scenami (oprócz Dramatycznego podlegają mu jeszcze teatr Na Woli oraz niewielki Przodownik), będzie teatralnym oligarchą. Zbesztano też władze Warszawy. To prawda, byłoby lepiej, gdyby Siobodzianek otrzymał stanowisko w wyniku konkursu. Z drugiej jednak strony desperacki krok szefostwa Biura Kultury m,st. Warszawy pokazał jasno, jak niewielu mamy ludzi mogących pokierować dużym teatrem.

Warto czekać na Tadeusza Słobodzianka w Dramatycznym. Choćby dlatego, że wbrew obiegowym opiniom chce utrzymać tam mocny zespół aktorski i oprzeć się na znaczącym repertuarze. Nie zobaczymy więc już rzeczy w rodzaju performanceTu Artura Żmijewskiego "Msza". Teatr przestanie też być miejscem agitki w sprawie Baru Prasowego, jak to było w spektaklu Michała Kmiecika "Kto zabił Alonę Iwanowną?". Być może oburzeni uronią łzę. W Dramatycznym odnajdą się za to ci, którzy czekają na nowe teksty, klasyczną literaturę i jej reinterpretacje. Ile zobaczymy, zależy od pieniędzy. Tadeusz Słobodzianek przed analizą sytuacji finansowej oraz spotkaniem z zespołem nie chce mówić o planach.

Teatr przeklęty

Tak postrzegane jest od lat Studio, Wszyscy są zgodni, że legenda sceny Józefa Szajny i Jerzego Grzegorzewskiego legła w gruzach. Da się ocalić jeszcze kilka przedstawień Zbigniewa Brzozy (choćby znakomitą "Godzinę, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem" Handkego oraz inscenizacje Turriniego), a potem - czarna dziura. Dyrekcje Bartosza Zaczykiewicza oraz Grzegorza Brała przyniosły głównie przekonanie, że w tym miejscu nic nigdy się nie uda. Jeśli Agnieszka Glińska nie uratuje Studia, to kto inny?

Gdyby przeprowadzić ranking najbardziej pożądanych kandydatów na dyrektorów warszawskich teatrów, wygrałaby w cuglach. Z jej nazwiskiem łączono Dramatyczny. O przekazaniu schedy w jej ręce myślał ponoć dyrektor Współczesnego Maciej Englert. Mówiono, że ma spore szansę, aby w przyszłości w Narodowym zastąpić Jana Englerta. W Studiu raczej się Glińskiej nie spodziewano.

Zaczęła od wymiany niemal całego zespołu aktorskiego, co jest w polskich warunkach decyzją precedensową. - Postawiłam warunek zrekonstruowania zespołu, bo w moim przekonaniu to aktorzy, a nie dyrektor, tak naprawdę tworzą teatr - tłumaczy "Wprost" Glińska. Dlatego zaproponowała pracę tym, których spotkała, reżyserując na innych scenach stolicy. Z Dorotą Landowską i Joanną Szczepkowską pracowała w Powszechnym i Narodowym, z Moniką Krzywkowską, Natalią Rybicką, Grzegorzem Daukszewiczem, Wojciechem Żołądkowiczem we Współczesnym. W Studiu będzie można zobaczyć także: Dominikę Ostałowską, Łukasza Simlatał Krzysztofa Stelmaszyka, Łukasza Lewandowskiego, Krzysztofa Stroińskiego i Marcina Bosaka.

Plany repertuarowe są znane: na pierwszy ogień "Anna Karenina" z Rybicką, potem m.in. nowy spektakl Iwana Wyrypajewa "Spirala" , monodram Bosaka "Rachatłukum", "Wichrowe wzgórza". Glińska chce sama wyreżyserować "Spalonych słońcem" według scenariusza Niki-ty Michałkowa (premiera w sylwestra). Propozycje na drugą część sezonu uzależnia od pieniędzy. Już dziś wiadomo jednak, że front walki o nowy zideologizowany teatr nie zdobędzie w Studiu kolejnego przyczółka. Glińska chce dać nam teatr środka, tyle że z wyższej półki. - Teatr ma być po prostu potrzebny. Ma w sposób otwarty i współczesny mówić o świecie za pomocą dobrej literatury - opowiada Agnieszka Glińska. - Chciałabym, żeby do nas przychodzili też ci, którzy z różnych powodów teraz do teatru nie chodzą.

Stary całkiem nowy

- Ja daję temu miejscu twarz i irokeza - mówił w radiowej Dwójce o swojej misji w krakowskim Narodowym Starym Teatrze Jan Klata. Reżyser, który jeszcze kilka lat temu nawoływał do bojkotowania salonów, odebrał nominację z rąk ministra kultury, od pierwszej chwili ogniskując na sobie uwagę całego środowiska. Tym bardziej że o stanowisko konkurował z popieranym przez zespół Bartoszem Szydłowskim, w dodatku swoją decyzję o rezygnacji z pracy w Starym - w związku z mianowaniem Klaty - ogłosił Krystian Lupa.

- Nie oczekuję koreańskiej jednomyślności - mówi "Wprost" Klata. - Liczę na to, że po całym sezonie niepokoje niektórych aktorów co do mojej osoby zostaną rozproszone. Ku chwale Teatru Starego. Chcę być jego akuszerem i kuratorem pracy innych.

W pierwszym półroczu swojej dyrekcji, rozpoczynającej się 1 stycznia, nie wyreżyseruje w Starym nic. - Chciałbym być szefem teatralnego pancernika, który płynie dobrym kursem. Jest w tym ryzyko rozbicia. Ale zobaczymy - twierdzi. Wyzwanie kolosalne, tym bardziej że Klata oraz współpracujący z nim Sebastian Majewski (dotychczasowy szef Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, który również przenosi się do Krakowa) nie zamierzają ułatwiać sobie zadania. Kolejne sezony chcą poświęcić dialogowi z artystami dla Starego Teatru i Krakowa emblematycznymi - Konradem Swinarskim, Andrzejem Wajdą, Krystianem Lupą ("Z Bogiem i choćby mimo Boga" - deklarował Klata), Jerzym Jarockim oraz Tadeuszem Kantorem.

Szczegółów, a także repertuaru Klata jeszcze nie zdradza. Prosi, aby poczekać do października, deklarując, że w Starym znajdzie się miejsce dla artystów z różnych pokoleń. - Nasze rozmowy z reżyserami są ukierunkowane na długotrwałą współpracę. Planujemy dziesięć premier w sezonie, praktycznie jedną na miesiąc. Widzowie powinni mieć w czym wybierać - mówi Klata.

Choć zapowiada podejmowanie niebezpiecznych tematów, jego wypowiedzi brzmią koncyliacyjnie. Mimo że coraz częściej jest postrzegany jako klasyk i moralista, a nie dawny buntownik, chcący za wszelką cenę wzniecać zamęt, jego nominacja na dyrektora Starego ma w sobie coś z symbolu. Oto odpowiedzialność za jedną z dwóch polskich narodowych scen dramatycznych bierze lider generacji, która dotychczasowe porządki negowała. Jeśli Klacie się powiedzie, otworzy drzwi innym. Dojdzie do prawdziwej zmiany warty w polskim teatrze. |

Współpraca: Grzegorz Lewicki kultura@wprost,pl



Jacek Wakar
Wprost
11 września 2012