Nowych mistrzów brak
Jurorzy i widzowie byli zgodni. Łódzkie Spotkania Teatralne, które w weekend zgromadziły w Łódzkim Domu Kultury miłośników scenicznego offu, były słabe. Bardzo słabe.Dyskusje podczas omówień i w kuluarach przebiegały w podobnym minorowym tonie: nowa awangarda alternatywy uparcie nie chce się wyłonić. Nie ma nowych mistrzów. Dowodzi tego zasadnicza wymiana pokoleniowa: ŁST odmłodniały nad wyraz. W Łodzi stawiły się grupy teatralne, by pokazywać pierwszy, czasem drugi spektakl! Trudno zatem zarzucać im niedojrzałość artystyczną. Ale infantylizacji uległa też problematyka przedstawień. Dziecięca publicystyka Juror Janusz Majcherek, redaktor "Teatru", z nostalgią wspominał czasy, w których poziom rozmowy w teatrze offowym wyznaczał Fiodor Dostojewski. ŁST 2007 pokazały, że to pieśń przeszłości. Teatr Krzyk z Maszewa w spektaklu "Szepty", naśladując "Piaskownicę" Michała Walczaka przebraniem za dzieci, przekonywał, że o życiu człowieka decyduje dzieciństwo: brutalna szkoła, zabawy w gronie rodzeństwa. Uproszczone jest samo psychoanalityczne założenie. Tym mniej przekonujące, że wykonawcy, rozprawiający o niedojrzałości tonem mędrca, ledwie legitymowali się dowodem osobistym. Teatr Klub Gry z Warszawy zabawił się w ascetyczne laboratorium, w którym poddawał diagnozie lichotę współczesnej rzeczywistości. Twórcy obrali wieszczami tandety Sławomira Shuty i Pawła Demirskiego, prozaika i dramaturga drugiego sortu. Lecz autorski dystans do tekstu nie chciał się wyłonić. Obrazki z życia mrówek pokazywane podczas spektaklu w telewizorze jako metafora stosunków społecznych były tak oczywiste i tandetne, że dorównywały słowotokowi Shuty'ego i Demirskiego. Teatr Kreatury z Gorzowa Wielkopolskiego zaprezentował "Betanki", które stały się nieświeże jak felieton polityczny z zeszłego tygodnia. Sprawa zakonnic zabarykadowanych w domu modlitewnym, ekscytująca podczas premiery we wrześniu, została rozwiązana. Siostry eksmitowano. We wrześniu plebiscyt wśród widzów, czy byłe betanki mają opuścić zakon czy zostać miał sens: stawiał etyczne pytania o współudział. W grudniu to samo pytanie sprowadziło przedstawienie do poziomu taniej sensacji. I Krzyk, i Klub Gry, i Kreatury nie oferują wyłącznie doraźnej publicystyki. Alternatywa to etos Nie ma nowych mistrzów także dlatego, że off wciąż jest wierny starym mistrzom. Teatr Ósmego Dnia wzbudził entuzjazm "Teczkami" wśród publiczności młodszej o generację. Bo spektakl nie był patetycznym dokumentem styropianowego kombatanctwa, nawet jeśli w tle przewijały się nazwiska Barańczaka, Michnika, Kuronia... Był opowieścią o przyjaźni z przełomu lat 70. i 80. XX wieku, która narodziła się w niesprzyjających warunkach i trwa nadal. Etos "starych mistrzów" jest etosem artystycznej komuny. Wśród młodych grup budzi on respekt, ale i zdziwienie. Dziś teatry offowe formują dwie - trzy osoby. Mówienie swoim głosem oznacza - mówienie wyłącznie swoim głosem, głosem indywidualnym. Na ŁST pojawiły się aż dwa monodramy. Choć jeden z nich był pomyłką: Wioleta Komar popisywała się znajomością tekstów Tadeusza Różewicza w "Przyj, dziewczyno, przyj". Nie dziwi za to nagroda dla Robka Paluchosky'ego za chropowaty, punkowy monodram "MC Gyver Paluchosky & end". Bo mało kto może powiedzieć równie wiarygodnie co on "Kocham ten kraj", by widzowie byli pewni, że chodzi o Polskę, a jednocześnie wiedzieli, że nie ma w tych słowach krztyny ironii. Negacja przez Paluchosky'ego polskiego buraczyska tkwi korzeniami w alternatywie z czasów przywoływanych w "Teczkach". Ale to głos odosobniony. Miałkie feministki Nowi mistrzowie nie pojawiają się także dlatego, że starzy mistrzowie nie zawsze są skłonni akceptować nowe formy i nowe problemy. Dziewczyny ze zgierskiego teatru Art. 51 zostały zaklasyfikowane jako feministki, chaotycznie podejmujące miałkie tematy. Może jednak klasyczne offowe tematy buntu i klasyczne sposoby konstruowania offowego widowiska mają się ku końcowi? Z pewnością, jeśli przyjrzeć się postdramatycznemu spektaklowi "Understand" Divadlo Archa z Pragi. Reżyserski duet Skutr połączył cyrkowe akrobację i animację lalek, teatr fizyczny i improwizowane zabawy z widzami, muzykę na żywo i rzeźby z lodu, by przez nagromadzenie materii otworzyć baśniową przestrzeń Hansa Christiana Andersena. Organizatorzy ŁST zapowiadają częste wizyty zagranicznych gości. Może oni przewietrzą polską alternatywę. Nowi mistrzowie nie zjawiają się także dlatego, że nie mają szans. Twórcy Divadlo Archa musieli grać na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza, bo w Łódzkim Domu Kultury, który przecież nie od dziś organizuje najstarszy i najważniejszy festiwal teatru alternatywnego w Polsce, nie ma ani jednej poważnej sali teatralnej, nie ma odpowiedniej przestrzeni, techniki scenicznej itd. A aktorów występujących w sali nr 6 w symboliczny sposób zagłusza martyrologia z filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy, wyświetlanego w Dużym Kinie ŁDK w tym samym czasie na pełny regulator. To jak ci nowi mistrzowie mają się wyłonić? Łódzkie Spotkania Teatralne.
Leszek Karczewski
Gazeta Wyborcza Łódź
13 grudnia 2007