Nudny patos

"Śpiewam miłosny rym" to widowisko poetycko-muzyczne nawiązujące do tradycji biesiad, podczas których zgromadzeni w salonie wokół fortepianu odtwarzali utwory modnych twórców, śpiewali pieśni i dyskutowali o sztuce - czytamy w programie spektaklu.

Zamierzenie ambitne, gorzej z realizacją. Pierwsza w tym roku premiera krakowskiej opery w reżyserii Włodzimierza Nurkowskiego niestety jest bardzo nieudana. 

W spektaklu wykorzystano pieśni Fryderyka Chopina, Mieczysława Karłowicza, Zygmunta Noskowskiego i Józefa Świdra. Część słowną tworzą utwory Cypriana Kamila Norwida, m.in. "Fortepian Chopina" i fragmenty "Promethidiona".

Występują chór opery i soliści oraz Bożena Adamek jako hrabina podejmująca gości w swoim salonie i Błażej Wójcik, czyli Bogumił, który jest bohaterem opowieści, wygłaszającym wiersze Norwida.

Recytacja wypada poprawnie, ale brak tu jakiejkolwiek spójności fabularnej i trudno dopatrzyć się zamierzeń reżysera, by stworzyć odpowiednią formę teatralną, budującą kontekst dla prezentacji pieśni. Mam wrażenie, że dużo lepiej byłoby, gdyby odbył się sam koncert pieśni bądź tylko wieczorek poetycki, któremu za wzór mogłyby służyć chociażby salony poetyckie w Teatrze im. Juliusza Słowackiego.

Powstała zaś hybryda, którą można porównać do montażu słowno-muzycznego - formy, jaką bardzo dobrze pamiętam z czasów szkolnych. A przecież to, co przystoi uczniom, nie przystoi profesjonalnej scenie.

W spektaklu Włodzimierza Nurkowskiego królują patos, dosłowność i niezamierzona śmieszność. Ale przede wszystkim wieje z niego potworną nudą. Nie wiadomo, czemu służyć ma ta akademia ku czci.

Jeśli chodzi o młodzież , to na pewno po obejrzeniu tego "widowiska" zniechęci się do poezji Norwida, muzyki Chopina i przede wszystkim do opery i teatru. Dziś trzeba stosować inne środki artystyczne. Zwłaszcza jeśli sięga się do klasyki, która wymaga szczególnej perfekcji.

W krakowskiej operze niestety się to nie udało. Zamiast wybierać się do opery, proponuję posłuchać muzyki Chopina i poczytać poezję Cypriana Kamila Norwida w domowym zaciszu.



Katarzyna Fortuna
Polska Gazeta Krakowska
16 lutego 2010