O braku czytania ze zrozumieniem wśród krytyków

Zbiór rozmów Piotra Gruszczyńskiego z Krzysztofem Warlikowskim ukazał się 29 listopada 2007 roku. Reżyser "Aniołów w Ameryce" nie jest, niestety, Krystianem Lupą, który w "Podróży do Nieuchwytnego" mówił, że "często akt miłosny jest aktem bezradnym", "szamotaniną kota, usiłującego dopaść mysz, osłoniętą szklanym kloszem".

Mimo braku takich perełek po lekturze "Szekspira i uzurpatora" w pamięci zostają zarówno wypowiedzi artysty, jak i pewne obrazy. Mówi, że "małżeństwo może doprowadzić do piekła, do zbrodni, do wielkich krzywd, ale nie do szczęścia. To potworna instytucja społeczna". Wspomina, że zdarza mu się krzyczeć na aktorów. Zastanawia się, jak powiedzieć na scenie "chcę być twoim psem", by zabrzmiało to prawdziwie? Wszak każdemu z nas zdarzyło się to w życiu, co najmniej raz - nawet, jeśli nie użyliśmy dokładnie takich słów. Opowiada o dziewczynie w Utopii, która wzięła czegoś za dużo i zapragnęła tańczyć na barze. Oczywiście spadła, trafiła do szpitala, a po miesiącu powtórzyła ów występ w całkowitej ciszy. Wiedźmy w "Makbecie", realizowanym w Hanowerze w 2004 roku, były dziećmi wojny. Grające je dwunasto - i trzynastolatki miały peruki, mocne makijaże i stroje, kojarzące się z profesją zgoła odmienną od aktorskiej. Kiedy Warlikowski je zobaczył, poczuł się nieswojo i zaczął się zastanawiać, czy to, co robi jest moralne. Zbrodniczą parą w "Makbecie" był Ceausescu i jego żona. "Królestwo" von Triera pozwoliło reżyserowi zrozumieć, na jakiej zasadzie istnieją postacie nadprzyrodzone u Szekspira. "Sen nocy letniej" uznał za scenariusz dla klubu nocnego lub filmu erotycznego - wspomina o orgii, zoofilii, teatralnych darkroomach i Nan Goldin. Na końcu wyraża nadzieję, że ktoś z pokolenia tzw. nowych niezadowolonych (na przykład Maja Kleczewska) powinien zrobić "Kupca weneckiego" lub "Otella" i powiedzieć mu tym spektaklem coś ważnego. Natychmiast pojawiły się recenzje. Jacek Wakar pisał, że Warlikowski "jawi się jako artysta pięknie i głęboko wątpiący", "samotny, we własnej pustelni zmagający się z prywatnymi demonami". Anna Burzyńska z kolei widzi w nim - słusznie, zresztą - kontynuatora Konrada Swinarskiego, który czyta Szekspira jako znawcę zła, tkwiącego w człowieku. Joanna Derkaczew w "Gazecie Wyborczej" wspominała, że "kolejne pytania ujawniają, jak najbardziej skrajne doświadczenia reżysera (od wizyty w skandynawskiej dyskotece po sprawę Jedwabnego)". Tymczasem sam Warlikowski mówił Gruszczyńskiemu: "(.) cały czas Kott jest najważniejszym punktem odniesienia. Wystarczy, że napisał, jak znalazł się nagle w dyskotece skandynawskiej, wypełnionej samymi blondynami z krótkimi włosami i stracił orientację, kto jest mężczyzną, a kto kobietą". Łukasz Drewniak w tekście "Szekspir był rewolucjonistą" pisał, że "czasem natrafiamy na wyznania, które przypominają otwarte rany: (.) o związku z partnerem - artystą, który daje uspokojenie, ale i w pewien sposób oślepia". Redaktorze Drewniak - gdzie na tych niemal trzystu stronach znalazł pan powyższe wynurzenie? Mam wrażenie, że czytaliśmy dwie różne książki. Owszem, sporo się tam mówi o Innym (kobieta, gej, Żyd, Czarny), ale takiego zdania tam po prostu nie ma. Warlikowski to nie Lupa, który w "Machinie" mówił Łukaszowi Maciejewskiemu: "Ja wielokrotnie mówiłem i pisałem o homoseksualizmie, jako o swoim wewnętrznym doświadczeniu i byłbym zażenowany, gdybym musiał jeszcze do tego dodawać to sakramentalne potwierdzenie, że jestem. Skoro tyle o tym mówię i piszę, znaczy, że jestem". Reasumując: ani uwielbienie dla Warlikowskiego, ani pisanie po linii gazety, ani myśl o kwocie, jaką otrzyma się za recenzję, ani wyobraźnia krytyka, nie usprawiedliwiają braku czytania ze zrozumieniem, którego podobno uczą na nowej maturze z języka polskiego.



Tomasz Kluza
Dziennik Teatralny Katowice
26 stycznia 2008