O czym nie wolno mówić w polskim teatrze?

Obserwując i próbując opisywać fenomen polskiego teatru od wielu lat, dowiedziałem się wielu rzeczy i przeżyłem wiele niezapomnianych wzruszeń. Wiem też, o czym nie można mówić w polskim teatrze. Na głos, w przestrzeni publicznej, osobiście, wprost. I spróbuję o tym powiedzieć w kilku niedługich odcinkach

Już 12 września teatralna część Ogólnopolskiej Konferencji Kultury. Dwa tygodnie temu oficjalnie rozpoczęła działalność inicjatywa Kultura Niepodległa [zob. link poniżej], która powstała głównie w środowisku teatralnym. Padnie wiele słów, liczę na dobre intencje wszystkich zainteresowanych ze wszystkich stron. To czas, w którym powinniśmy poznać pełne spectrum opinii, by powstały najlepsze rozwiązania. I żebyśmy zaczęli rozmawiać, a nie zwalczać się. By tak się stało, trzeba przygotować grunt. Także powiedzieć o tym, co boli; powiedzieć do końca, do kości. Nawet jeśli zabrzmi przesadnie i wyda się przejaskrawione. Nie ma już czasu: na uniki, konwenanse i gry nieczyste.

Obserwując i próbując opisywać fenomen polskiego teatru od wielu lat, dowiedziałem się wielu rzeczy i przeżyłem wiele niezapomnianych wzruszeń. Wiem też, o czym nie można mówić w polskim teatrze. Na głos, w przestrzeni publicznej, osobiście, wprost. I spróbuję o tym powiedzieć w kilku niedługich odcinkach. Polski teatr, szerzej - polska kultura, jest jedną z niewielu ważnych dziedzin publicznej aktywności, która nie została realnie zreformowana po roku '89. Jawność i przejrzystość jest wyjściowym i niezbędnym warunkiem, by zmiany, które nas nieodwołalnie już czekają, stworzyły rozwiązania lepsze. Dzięki temu może być na przykład uczciwiej. Ale czy ktoś tego chce?

Teatr jest i będzie organizacją niedemokratyczną. Zdecydowanie bardziej niż wojsko, kościół czy partia polityczna. Tam funkcjonują lepsze czy gorsze, ale jednak, procedury i zasady. W teatrze wszystko oparte jest na uznaniowości, ale można ją jakoś ucywilizować. Ale czy ktoś tego chce?

Dlaczego nie możemy rozmawiać o polskim teatrze wprost? Bo nie chcemy go zmieniać? Bo wolimy zachować feudalne hierarchie, bo inaczej nie potrafimy? A może nie zależy nam na realnych reformach systemu, tylko na tym, by w tym funkcjonującym systemie jak najlepiej się poruszać?

Kieruje nami głównie strach. Kiedy słyszę, że dyrektor teatru, prawy człowiek, mówi, że nie może powiedzieć na głos tego, co mi mówi w cztery oczy, bo jest częścią środowiska, to jest mi smutno. Kiedy słyszę, że krytyk nie może napisać tego, co naprawdę myśli z obawy przed utratą intratnych zaproszeń, to on już nie jest dla mnie krytykiem, tylko biznesmenem. Kiedy słyszę, jak lęka się akademik, to wiem, dlaczego mamy taki poziom szkolnictwa wyższego i humanistyki. Kiedy aktywista ngo boi się skrytykować władze, bo nie dostanie grantu, robi mi się najsmutniej.

Czy ktoś potrafi sobie realnie wyobrazić funkcjonowanie uczciwego, kulturalnego watchdoga w lokalnej kulturze? Uczciwego, znaczy takiego, który ma odwagę skrytykować także "swoich", odwołując się do uniwersalnych zasad? Oczywiście, że nie, bo to niemożliwe. Bo grzechy są prywatne a cnoty publiczne. Bo urzędnik się obrazi i grantu nie będzie. I nikt nie stanie w obronie, nikt nie pomoże a niejeden z satysfakcją poobserwuje, jak się wykrwawiasz.

Nie wiadomo, kiedy to się stało. To raczej proces bez konkretnej cezury, ale udało się nam przez te blisko 30 lat doprowadzić do poddania politykom wszystkich obszarów aktywności. Nie ma opinii publicznej, są tylko "sondaże" i miażdżący, masakrujący internauci.

To wszystko ze strachu. Przed utratą, przed środowiskiem, czyli przed samymi sobą. Nie bawmy się w eufemizmy: nie jesteśmy słabi i delikatni. Jesteśmy interesownymi tchórzami. Nie od dwóch lat, od dawna. Od zawsze?

---

W następnych odcinkach cyklu już bardzo konkretnie o czym nie można rozmawiać. I dowcipniej, by nie było tak patetycznie i frustracko. A na koniec cyklu będzie zaskakująco.



Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
8 września 2017