O niezwykłym pożytku płynącym z afer

Myślimy tak schematycznie, że słysząc słowo "afera", machinalnie odnosimy je do polityki lub do gospodarki. Ale gdyby tak pomyśleć o aferach artystycznych? Wszak to z takich afer mogą się rodzić nowe kierunki, a protesty z tej okazji mogą się przekształcać choćby w manifesty... Z kolei manifest - to już jest jakaś deklaracja, wygłoszona w wielkich emocjach. Czy jest szansa na inspirującą siłę tego typu afer?

Kiedy czytałem np. o aferze z panią Szczepkowską, to zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi. Czy o jakąś nadmierną eksplozję emocji, czy przekroczenie granic? Znana aktorka, znany reżyser i jakiś protest, który zaskakuje publiczność -i dziwne reakcje innych aktorów. 

Znam teatr. Wiem, w jakich ogromnych emocjach toczą się przygotowania spektaklu. Wiem, jak na to trzeba uważać, nie rozdmuchiwać, raczej studzić emocje, niż rozpalać. Natomiast w tym, co czytałem, często pojawiało się jedno zdanie, jakby cytujące reżysera: że aktor sam musi przekroczyć granicę upokorzenia. I takie zdanie mnie zadziwia. Bo to, że aktorstwo jest zawodem istniejącym blisko upokorzenia, to odbieram przez całe życie. Tylko że jest to jakby w innym znaczeniu. Upokorzenie znaczy, że ja od kogoś go doznaję. A tu, według tego powiedzenia, mam sam siebie upokorzyć.

Całe życie wiedziałem, że to, co robię, jest jakimś aktem szczerości, a nie samoupokorzenia. Szczerości, czasem bolesnej, będącej wyznaniem słabości, kompleksów, a wszystko poprzez postać, którą gram. Chodzi więc o wyznanie słabości, ale nie o upokorzenie się. Właśnie wyzwalając się z tych słabości, odnoszę jakieś zwycięstwo. Może więc była to jakaś nieskończona myśl? Bo gdyby naprawdę tak było, to jest to zdanie w stosunku do aktorów okrutne. Nie dające im żadnej szansy. Na zasadzie, że "ja wami rządzę", a więc wy, na moją komendę, musicie przekroczyć wszelkie granice.

Czy takie afery mają i mogą mieć siłę inspirującą? Wywołującą potrzebę deklaracji? Protestu? Manifestu? Szczerze wątpię! A czy w takim razie jest szansa na inne artystyczne afery, które mogą być zaczynem jakichś manifestów?

Przywykliśmy uważać, że manifest tpojawia się na ogół wraz z nowym pokoleniem. To wchodzący do sztuki nowi ludzie muszą zaprotestować przeciw sztuce istniejącej, równocześnie wprowadzając swoje odmienne wartości. Czy jest w tej chwili szansa na taki idealny i cokolwiek teoretyczny model? Pewnie nie, choć nowe pokolenia wchodzą i sami widzimy, że ich propozycje artystyczne są zupełnie odmienne od tych, które były niegdyś.

Może to jest charakter obecnych czasów, że liczyć się mogą tylko takie "małe poruszenia" i ich krótkotrwałe działania. Nazywamy to aferami, chyba tylko po to, by dać znać, że sztuka jest wciąż ważna.



Notowała Maria Malatyńska
Polska Metropolia Warszawska
13 kwietnia 2010
Portrety
Jerzy Stuhr