O promionkach, które doprowadzają do spełnienia marzeń

11 listopada 2014 r. w Krakowskim Teatrze Stu miał miejsce początek końca, będący ważnym wydarzeniem w życiu kulturalnym Polski, przygotowany z okazji, takich rocznic jak: 25-lecie odzyskania wolności, 250-lecie istnienia sceny narodowej, czy też 50-lecie Teatru STU jest jednocześnie spełnieniem jednego z największych marzeń Krzysztofa Jasińskiego. Zaczytany w Dostojewskim, Szekspirze czy, Beckecie, doprowadził do powstania trzyczęściowego spektaklu opartego dramatach Wyspiańskiego, który zmusza do zadania pytania o to, jakie książki wybiera reżyser „Tryptyku" i co chce osiągnąć przez wystawianie spektakli bazujących na takich, a nie innych dziełach?

Dopełnienie, symbolika i przesłanie to słowa, jakie pojawiają się po rozmowie z Krzysztofem Jasińskim, który drobnym sytuacjom przydaje niezwykłe znaczenie. Jego artystyczna droga jakby zaplanowana była przez bardzo precyzyjnego, wierzącego matematyka. Po wymianie kilku zdań i baczniejszej obserwacji działalności dyrektora krakowskiego Teatru STU, nasuwa się następujący wniosek: klamrą początkową jest Tryptyk Otwarcia, w skład którego wchodzą „Spadanie", „Sennik" i „Exodus", a klamrą zamykającą Tryptyk Wyspiańskiego („Wesele", „Wyzwolenie", „Akropolis"). Pomiędzy otwarcie, a zamknięcie wpisana jest sinusoidalna siatka doświadczeń, naznaczona marzeniami, próbami, błędami, wyciąganymi wnioskami i spełnieniami. Na osi czasu każdy wiek ma przypisane swoje prawa i działania, które z owych pozwoleń korzystają, lub nie. Przeplatają się i łączą różne płaszczyzny: artystyczne, prywatne, może duchowe? Wieloaspektową podróż rozpoczął pierwszy krok tournée po licznych teatrach świata, a zakończyć ma go projekt „Wędrowanie", dający możliwość polskiej publiczności z różnych miast zobaczenia inscenizacji dzieł Wyspiańskiego.

Wszystkie te wyprawy, projekty, spektakle nie odbyłyby się, gdyby nie jeden ważny czynnik, jakim są książki. To właśnie one odgrywają bardzo istotną rolę w spektaklu o tytule „Życie Jasińskiego K.". Główny bohater w jednym z wywiadów nadmienił, iż w swoim mazurskim azylu ma całą bibliotekę rozmaitych pozycji, jednak są utwory, które jeżdżą razem z nim, do których nierzadko powraca, lub które są mu po prostu potrzebne. Patrząc na repertuar teatru STU, nie da się nie zauważyć tych klasycznych, jak chociażby „Król Lear", które w większości reżyserowane są przez Krzysztofa Jasińskiego. Twierdzi on, że w klasyce znajduje to, co jest ogólnoludzkie, co nigdy nie przestaje być aktualne. Chociaż z początku trochę krzywo zerkał na mistrzów i ich teksty, to jednak w zachodzącym w nim procesie rozwoju, z biegiem mijających lat i zmieniających się sytuacji, dorósł do nich, odnalazł wyzwanie, niespełniony testament i spełnienie marzeń. Najpierw wystawienie „Hamleta", a później „Biesów" było właśnie takim ziszczeniem się widziadeł sennych.

Podczas spotkania poprzedzającego premierę „Tryptyku" Krzysztof Jasiński mówił, że od zawsze, czego by nie robił, przejęcia jakich teatrów by mu nie proponowano, „z tyłu głowy miał zawsze Wyspiańskiego". Tyle tylko, że podobnie jak Tolkien, czy Joyce wydawał mu się teatrem niemożliwym. Niemożliwym do zrealizowania, do pokazania w takich warunkach, jak te na al. Krasińskiego, jak te w głowie i doświadczeniu. A jednak... Założeniem było stworzyć dla Wyspiańskiego przestrzeń magiczną. Strefę, w której, gdy widz się znajdzie, ową niesamowitość będzie w stanie poczuć. Bazując na Jungu, Krzysztof Jasiński chce się dostać do nieświadomości widza, by przez specjalne kanały wydobyć to, co już w nim zapisane i objawić mu magię, czar teatru, jego nieprawdopodobną moc. Zaznacza jednak, że trzeba zrobić to świadomie i ze szczególną pokorą do tekstu, ufając swoim aktorom.

Wybierane utwory nie są przypadkowe, a na pewno nie dotyczy to słów Wyspiańskiego. Reżyser zaznacza, że mają dla niego znaczenie, tak ze względu na liczne walory artystyczne, symbolikę, czy nadal żywą analizę społeczeństwa oraz człowieka, jak i poprzez znaną tylko reżyserowi specjalną treść, która pozwala mu rozwijać się prywatnie, wewnętrznie. To, że krakowski dramaturg mocno tkwi w Krzysztofie Jasińskim, widać w jego sposobie wypowiadania się o naszym czwartym wieszczu narodowym. Z każdego gestu i słowa płynie fascynacja pisarzem, zachwyt nad aktualnością jego dzieł. Czuć, że wyssał Wyspiańskiego ze wszystkimi jego metaforami, przesłankami, aluzjami. Przestudiował go i zdiagnozował na swój sposób. Mówi o tym wyraźnie, podważając teorię panów Chmiela i Sinko, którzy we wstępie do utworów Wyspiańskiego, dotyczącym peregrynacji postaci, zakładają, że Konrad jest biblijnym Dawidem, otwarcie mówi, iż on już wie, że Konrad nie jest Dawidem. A kim jest? Odpowiedź na to pytanie pozostawia całej publice i każdemu widzowi z osobna.

„Tryptyk" i powiązany z nim projekt „Wędrowanie" zamykają teatralny krąg, dopełniają ponad 50-letnią działalność twórczą reżysera. Na kilka chwil przed premierą, Jasiński tak mówi o obecnej sytuacji oraz o tym, czego szuka w sztuce, na co ona mu pozwala: „jesteśmy świadkami przesilenia globalnego. I nie chodzi tutaj tylko o dwutlenek węgla, czy ekologię. Nigdy jeszcze tak silnie nie uczestniczyliśmy w osi przemian, które zachodzą na naszych oczach, a które powodują w nas wewnętrzne rozdarcie." Zauważył, że jest to „problem z dawien dawna", który u Wyspiańskiego został głęboko przeanalizowany. „Sztuka ma wiele do powiedzenia w tej kwestii, tyle tylko, że na poziomie duchowym." I on właśnie tę duchowość stara się wydobyć. Buduje ją na tekstach, zazwyczaj obnażających jednostkę, mówiących coś o człowieku, malujących jego obraz odcieniami śmiechu, psychologii, analizy, czy natury. A wszystko po to, by tajemniczymi drogami dotrzeć do specjalnych kanałów i z pomocą muzyki oraz obrazu uświadomić, przypomnieć to, co znamy, ale o czym zapomnieliśmy.

Teksty, księgi, atramentowe słowa, wszystko to jest jednym pierwiastkiem -„promionkiem", jak za Stanisławskim nazywa to Jasiński. „Żywe słowo, które najpierw przedostaje się z zakurzonych ksiąg słynnych twórców, przechodzi przez kanał filtracyjny reżysera, dochodzi ostatecznie do ust aktorów, gdzie, będąc logosem, spala się." I taką właśnie alchemię wyznaje i tworzy Krzysztof Jasiński, Miesza ze sobą rozmaite eliksiry słów klasyków, kunsztownej gry artystów, genialnych dźwięków i szczypty świateł oraz podaje widzowi wyselekcjonowaną, odświeżoną wartość z tekstów nieco już przyprószonych siwizną kurzu, acz wciąż posiadających wielką moc. I ta nieodparta potrzeba chemicznej zabawy w teatr prowadzi do spełniania wielkich marzeń, jakim w tym przypadku było, jest i będzie wystawienie „Tryptyku."



Daria Bełch
Dziennik Teatralny Poznań
1 grudnia 2014