Oczekujemy przemiany, choćby i wampirycznej

Doszukując się sensów i klucza interpretacyjnego "Nosferatu", trzeba sięgnąć po wcześniejsze inscenizacje Grzegorza Jarzyny. Spektakl stanowi niezwykły traktat o ulotności życia oraz jego teatralizacji, pozorności i iluzji świata

O spektaklu było głośno na wiele miesięcy przed premierą. Już wiosną inscenizacja pod roboczym tytułem "Wampir" pojawiła się w zapowiedziach repertuarowych Teatru Narodowego. Nowość stanowiła współpraca Narodowego z TR Warszawa, a więc sceną, która uchodzi wciąż za jedną z najbardziej awangardowych w stolicy. Mniej dziwiło nazwisko Jana Englerta w obsadzie; dyrektor sceny narodowej już wcześniej zagrał w spektaklu Grzegorza Jarzyny. Reżyser od dawna wspominał o mocnej, emocjonalnej więzi z lekturą powieści Skokera, zapowiadając, że któregoś dnia przeniesie ją na scenę. Po premierze, opóźnionej o miesiąc, pojawiła się fala krytyki: o spektaklu mówiono, że jest piękny estetycznie, ale niewiele wnosi od strony interpertacyjnej tekstu, zarzucano mu brak jasnego przekazu, sensu, idei. Otóż - nic bardziej mylnego. "Nosferatu" wydaje się konsekwentnym drążeniem tematów, które nurtują Jarzynę od dawna. Pod względem estetycznym i rozwiązań scenicznych, ostatnia jego premiera również koresponduje ze spektaklami wcześniejszymi.

Prawdopodobnie w Polsce (- W tym katolickim kraju - mówi jedna z postaci). Gdzieś na prowincji, w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu. Albo nowoczesna rezydencja otoczona ogrodem, na który wychodzą przestrzenne okna i drzwi salonu, albo zabytkowy pałac starannie odrestaurowany. Przyjaciele; nowobogaccy, może po prostu: klasa średnia. Spędzają wspólnie weekend? Przy stole dyskutują, śmieją się, sielankują. Renfield (Lech Łotocki) opowiada o neutrinach, ich niezwykłych właściwościach, które przeczyć zdają się teorii względności. Czy coś, co burzy powszechnie respektowane reguły fizyki, m a p r a w o i s t n i e ć? Dajmy na to - neutrina właśnie - które przekraczają prędkość światła? Mina Harker (Katarzyna Warnke) sięga po gazetę, otwiera ją na jednej ze stron działu "Nauka" i czyta. Rzeczywiście, wielokrotnie powtórzony eksperyment - być może w słynnym ośrodku CERN pod Genewą - potwierdza owych neutrin istnienie (- Cząstek elementarnych mniejszych, niż elektrony - wyjaśnia Renfield), których żywot choć krótkotrwały, to znaczący.

Ale po co to wszystko? Krótka rozmowa, która zahacza o fizykę kwantową ma głębszy, jak się okaże, sens jeśli idzie o materię spektaklu i klucz do jego interpretacji. Żeby zgłębić zamysł reżyserski Grzegorza Jarzyny, warto sięgnąć po dwa wcześniejsze jego spektakle: "2007: Macbeth" (http://www.youtube.com/watch?v=QrOKZHhpuoE) wg Szekspira oraz inspirowany Pasolinim "T.E.O.R.E.M.A.T." (trailer: http://www.youtube.com/watch?v=v0rQG4AM_xM). Bo "Nosferatu" to z wielu powodów niezwykły traktat o ulotności życia oraz jego teatralizacji / pozorności / iluzji świata.

Mamy więc długotrwałą nocną scenę, gdzie w samotności i milczeniu Lucy Westenra (Sandra Korzeniak) konsumuje / kontempluje niepokój. Targa nią dziwne przeczucie, jak możemy się domyślać, obecności kogoś / czegoś, co pozazmysłowe. Jednego Lucy jest pewna: obcy / gość wkrótce nadejdzie. I nawet jeśli do salonu wtargnie mgła, otoczy w sen zapadłą Lucy, to wkrótce potem dziewczyna rozpozna w obcym sąsiada. Nosferatu odwiedza całe towarzystwo. Wedle słów Lucy, właśnie nabył sąsiednią posiadłość, w ruinie wprawdzie; mężczyzna nie jest s t ą d, ale świetnie radzi sobie z językiem polskim.

Tymczasem Renfield co i rusz głosi proroctwa. Nadejdzie z m i a n a, przyjdzie o b c y (zły mesjasz?). Lucy rekonstruuje spotkanie z Nosferatu w hipnozie, której poddaje się w obecności Van Helsinga (Jan Frycz). Ten, w odróżnieniu od Doktora Sewarda (Jan Englert), wierzy w pozazmysłową obecność, ulega teoriom rządzącym światem, którym znacznie bliżej do mitu, niż nauki. A więc neutrina to odkrycie najnowszej nauki. Tak jak za zdobycz techniki uznać wypada wnikliwą analizę morfologii krwi zapadłej na nieznaną chorobę Lucy. Nauka staje się bezsilna, skonfrontowana ze światem wrażeń i emocji. Ale i z dotykalnym, materialnym (Noseratu, neutrina, których istnienia dowodzi eksperyment, wreszcie - marte, choć toczone wciąż nieznaną chorobą ciało Lucy). Pamiętajmy, że w pierowzorze - powieści Stokera z końca XIX w. - aż roi się od nowinek technicznych, które mocno kontrastują z naturą i tym, czego trudno dowieść naukowo. W innej konfrontacji - Nosferatu z Van Helsingiem - człowiek odnosi połowiczne zwycięstwo. Choć demaskuje wampiryczną naturę przeciwnika, spotyka przecież byt spędzający czas na ziemi od kilkuset lat. Zmęczony życiem Nosferatu wybiera autodestrukcję. Oto dochodzi do paradoksalnego aktu samobójstwa, dokonuje go wampir, istota z wyboru - albo skazana - na wieczne życie.

Podobnie, jak w "2007: Macbeth", a później w "T.E.O.R.E.M.A.T.", Jarzyna sięga po poetykę kina albo ekranu telewizyjnego. Nie jednak dla wrażeń estetycznych, lecz podkreślenia kondycji świata, z jakim przyszło nam się zmagać. Pozornym, skazanym na (re)interpretację, zredukowanym do stopklatek gęsto przeplatanych emblematycznymi obrazami. Taki miks daje pewien skrótowy, ale lekkostrawny, wizerunek rzeczywistości. Oczywiście, że uproszczony i w formie "instant", lecz dostępny dla każdego. Istotą zdaje się tu być bezlitosna p o d a ż, pojęcie wyjęte z języka ekonomii, która od kilkudziesięciu lat wdzierała się w codzienność naszego życia, aby wreszcie pożreć je (nas?) bez reszty. Paradoksalnie, kryzys finansowy, który zatrząsł zachodnim światem w posadach, stał się paliwem dla myślenia ekonomicznego, zrywając jednocześnie głębszy dyskurs o relacjach międzyludzkich i kryzysie istnienia. Uzbrojony w siłę nabywczą homo oeconomicus żąda i dostaje. Zanurzeni w iluzji obrazów (wszechogarniająca nas cyfryzacja, przekaz mediowy, skrót i mobilność), ze spokojem przytaknąć możemy za Baudillardem: wojny w Zatoce nie było. Było wrażenie konfliktu i niekończący się serial emitowany w czas najlepszej oglądalności: odwiecznej, zliftingowanej walki dobra ze złem. W tych abstrakcyjnych dekoracjach - choć przecież na nasze zamówienie / życzenie produkowanych - żywimy się krwią, dostępną na żywo w transmisji (transfuzji?), oferowanych przez k l u c z o w y c h g r a c z y. Włącz telewizję: Na ekranie wampir kąsa szyję dziewicy. Tymczasem realna śmierć byłaby zaskoczeniem, przerwaniem emisji. Dotknięci wirusem iluzorycznego postrzegania świata (owych treści podanych w skondensowanej postaci), nie możemy jednak wykluczyć alternatywy: nieśmiertelność albo kres.

Ktoś albo coś musi nadejść - diagnozuje Grzegorz Jarzyna - aby zburzyć ten porządek. Co więcej, wszyscy pogrążeni w niejasnym letargu, czekamy na Nosferatu niczym na... zbawienie.



Krzysztof Ratnicyn
Wirtualna Polska
25 lutego 2012
Spektakle
Nosferatu