Od brzydoty do fascynacji

Rozmowa z Mają Kubacką o pracy nad przedstawieniem "Nieudany krewniak" powstającego na podstawie twórczości Karola Wójciaka Herodka, o drodze od brzydoty do fascynacji i potencjale ukrytym w twórczości amatorskiej

Magdalena Urbańska: W przyszłym miesiącu odbędzie się premiera twojego autorskiego projektu teatralnego „Nieudany krewniak”, powstającego w oparciu o życie i twórczość Karola Wójciaka Herodka. Czy mogłabyś opowiedzieć parę słów o charakterze tego projektu?

Maja Kubacka:
Projekt powstaje w ramach półrocznego stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obejmuje zarówno okres mojej pracy badawczej, jak i czas realizacji spektaklu. Jego celem jest powstanie spektaklu teatralnego, ale po drodze odbywa się coś równie ważnego: temat, który mnie interesuje mogę zbadać, przestudiować, pogłębić… 

Jak to się stało, że zajęłaś się tym tematem?

Intuicyjnie, instynktownie. Zawsze ciągnęło mnie w kierunku tzw. sztuki naiwnej. Jeszcze parę lat temu nie miałam pojęcia, że ta sztuka tak się nazywa. W pewnym momencie zaczęłam analizować pewne zdarzenia. Na przykład fakt, że w dzieciństwie prawie w ogóle nie bawiłam się lalkami, tylko rzeźbami, które mieli moi rodzice. Całe moje życie – w sposób mniej lub bardziej świadomy – kręci się wokół formy, figury, animowania figurą, czegoś, co jest powiązane z plastyką i wynikającą z niej ekspresją. Spotkanie z Żanetą Groborz-Mazanek było w tym wszystkim kluczowe. Żaneta jest bardzo rzadko spotykanym typem historyka sztuki – darzy ogromną estymą cały nurt sztuki, z którą nie do końca wiadomo, co zrobić. Przede wszystkim w Polsce, ponieważ na Zachodzie jest ona immanentną częścią szeroko pojętej kultury. U nas zaś funkcjonuje jeszcze na obrzeżach. Nie wiadomo, jak ją ugryźć – no bo jak artystą można nazwać kogoś, kto nie skończył Akademii?

To ona pokazała ci rzeźby Herodka?

Tak, w folderze pewnej wystawy. Pomyślałam: „jakie to brzydkie”. Ale było to brzydkie w sposób intrygujący, pociągający. Jednak wtedy nic szczególnego się nie stało. Dopiero kiedy zobaczyłam te rzeźby na własne oczy… Poznałam Leszka Macaka, jednego z największych kolekcjonerów sztuki naiwnej i ludowej w Polsce. To u niego w domu po raz pierwszy zobaczyłam „herodki”. To był jeden z najmocniejszych momentów w moim życiu. 

Czy wybierając się do Leszka Macaka, wiedziałaś, że ma rzeźby Herodka? Jaka była Twoja reakcja?

Tak, wiedziałam, że jest on jedną z niewielu osób, która je ma. Gdy je zobaczyłam, gwałtownie zamilkłam. Gdybym nie wiedziała, że wyrzeźbił je Karol Wójciak z Lipnicy, pomyślałabym, że przylecieli Marsjanie i zostawili wiadomość, a ja nie umiem jej odczytać... Albo że są to rzeźby z Wysp Wielkanocnych lub totemy jakiejś kultury, która dopiero została odkryta. Absolutny kosmopolityzm pomieszany z kosmosem. A w tym wszystkim – żadnego śladu amatorstwa. Bardzo długo nie wiedziałam, co z tymi odczuciami zrobić. Pewnego dnia pomyślałam: „zrób spektakl!” I to była ta wiadomość dla mnie.

W spektaklu Herodek interesuje cię jako człowiek, czy jako artysta?

Tego się nie da rozdzielić. „Nieudany krewniak” to spektakl powstający w oparciu o życie i twórczość Karola Wójciaka Herodka. Najbardziej interesuje mnie pokazanie tego, jak tworzył, jak czuł, jaki miał stosunek do świata. Jego rzeźby mają bardzo ścisły związek z jego wizją świata. Były rodzajem narzędzi do naprawiania go. Chcę pokazać jego koegzystencję z rzeźbami i rzeźb z nim. Dlatego będą one w spektaklu obdarzone ludzkimi cechami, zachowaniami i emocjami. Herodek traktował bowiem rzeźby jak osoby. Opiekował się nimi, dbał o nie, chował je w sianie, zanosił na łąkę, stawiał je w potoku, opowiadał im o swojej wizji raju, grał im, śpiewał – po prostu stworzył sobie rodzinę, w której się dobrze czuł. Czytając różne materiały, natknęłam się na określenie, że te rzeźby to „reportaż z jego świata wewnętrznego”. Chciałabym, aby jego postać i jego życie dały się poznać poprzez jego rzeźby.

Czy da się w projekcie opartym na życiu artysty uciec od publicystyki? Czy będą w spektaklu zawarte informacje biograficzne?

Tak. Skoro wybrałam go jako temat spektaklu, jestem do tego w pewnym stopniu zobowiązana. 

Dla lojalności?

Dla porządku świata. Świat Heródka był prosty i czysty. Myślę, że w scenicznym świecie też musi być porządek: człowiek taki a taki, urodził się tu i tu, miał dziadka, miał babcię, miał rodziców, zdarzyło się to i to… A potem wnikniemy w jego świat. Herodek uważał, że trzeba żyć „niewinnie”, a nie „honornie”. „Niewinni” idą do nieba, „honorni” – do piekła. Uważał, że świat jest częścią nieba, a niebo jest tu i teraz, jest częścią świata. 

Wobec twojej analizy postaci Herodka pomysł zaangażowania do projektu aktorów-amatorów wydaje się bardzo logiczny.

Jak najbardziej. Zauważyłam, że bardzo często termin „amator” ma wydźwięk pejoratywny. Amator jest najczęściej kojarzony z kimś, kto robi coś gorzej. Zapomina się natomiast o etymologii tego słowa, które oznacza kochać, czyli robić coś z miłości, pasji, bez kalkulacji i strachu przed oceną. Po prostu – robić coś z głębokiej potrzeby. Pomyślałam, że praca z aktorami-amatorami może być środkiem umożliwiającym sugestywne pokazanie tematu. Będę się starać, żeby moja wizja spektaklu nie przysłoniła czegoś istotnego, co będzie płynąć z tych ludzi.

Jesteś przede wszystkim aktorką. Czy pracowałaś już kiedyś jako reżyserka?

Nie. Mam za sobą drobne próby reżyserskie. Od jakiegoś czasu współprowadzę studio teatralne dla dzieci przy Teatrze Groteska, a naszą pracę wieńczy pokaz teatralny. Prowadziłam też warsztaty u Wojtka Terechowicza i realizowałam większy projekt, ale „Nieudany krewniak” jest właściwie moja pierwszą osobną próbą reżyserską i dramaturgiczną – musiałam sama napisać dramat… 

Nie kusiło cię, by samej zaangażować się aktorsko?

Nie. Nie wyobrażam sobie siebie w sytuacji, kiedy jednocześnie gram i reżyseruję. Nie ma się wówczas dystansu. Malując obraz, musisz zrobić parę kroków w tył, żeby zobaczyć, czy wygląda tak jak chcesz. Kiedy się czymś zajmuję, to bez reszty. Trudno mi robić kilka rzeczy równocześnie i jednakowo dobrze. 

Jakie miałaś kryteria względem aktorów?

Miałam jasne kryteria, które stosowałam, wybierając osobę do danej roli. Najważniejszym był... wzrost [śmiech]. W spektaklu głównemu bohaterowi partneruje grupa rzeźb – granych przez aktorów – i postanowiłam zastosować klucz, jakim się posługiwał Herodek. Najwyższy jest Bóg Ojciec, potem różne wersje Chrystusów, potem błogosławieni i święci. Następnie Matka Boskia z Dzieciątkiem i wreszcie Janiołek - najniższy. Zaangażowałam ludzi, którzy chcieli w tym projekcie uczestniczyć.

Nie chcąc ograniczać tego, co może wypłynąć z aktorów, dopuszczasz ich ingerencję w spektakl, improwizację? Na ile sztywna jest dramaturgiczna rama?

Muszę zachować przestrzeń na swobodę. Dramat, oczywiście, ma oś, zamysł i temperaturę. Będę o nie dbać. Zawsze jednak jest pewna sfera nieprzewidywalności. Może się okazać, że napisany dramat nie działa na scenie tak, jak bym chciała. Mam ten komfort, że wystawiam własny tekst, a więc mogę na niego na bieżąco wpływać. Dramat powstał w oparciu o materiały pisane, do których udało mi się dotrzeć, ale też o rozmowy, które odbyłam – z prywatnymi kolekcjonerami, z etnografami Muzeum Etnograficznego w Krakowie, w Rabce, w Zakopanem. Kluczowe były rozmowy i przebywanie z osobami z Lipnicy Wielkiej, które Herodka znały. Łaknęłam żywych informacji od żywych ludzi.

Udało ci się je zdobyć?

Tak! Jeżeli ktoś mi opowiada, że widział Herodka, który biegał dookoła samochodu, do którego pakowano jego rzeźby i mówił „Tylko nie głową do dołu!” (ludzi się nie wozi głową do dołu, to oczywiste, prawda?), buduje to całe zdarzenie teatralne. Albo sytuacja, kiedy kolekcjoner, nie chcąc kupić rzeźb, mówi do gospodyni: „ mam za mały bagażnik, te rzeźby mi się nie zmieszczą”, a gospodyni na to: „ja panu to potnę na pół”. Mając w pamięci kontekst, że Herodek traktował rzeźby jak osoby, kolekcjoner zapobiegł masowemu morderstwu. 

Czy da się, widząc ogrom twojego zainteresowania, a wręcz fascynacji tą postacią, przedstawić temat obiektywnie?

Będę się bardzo starała, by tak było. Pamiętam drogę, którą przeszłam: od zdjęcia w folderze wystawy („jakie to brzydkie”), poprzez zetknięcie z tymi rzeźbami (gwałtowne zamilknięcie) i teraz pracę nad projektem. Na swój sposób chciałabym, żeby widz też przeszedł tę drogę. Jestem zainteresowana wywołaniem w nim reakcji odrzucenia, którą w pierwszym momencie zazwyczaj budzą rzeźby Herodka. A potem chciałabym, żeby wszedł w ten świat. Żeby również się skonfrontował z estetyką samego spektaklu. Albo wchodzisz w to, albo nie…

*Maja Kubacka - Absolwentka Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, kierunek: aktorstwo teatru lalek. Od 1997 związana z Teatrem Lalki, Maski i Aktora Groteska w Krakowie, w dorobku około czterdziestu ról w spektaklach granych w różnych technikach lalkowych, w masce oraz żywo planowych. Współpraca: Teatr Barakah – Fundacja Dziesięciu Talentów, Hothaus – Fundacja WojciechaTerechowicza, Scena Witkacego.Wro. Autorka książki „Bibinka” [dla dzieci] (wyd. Teatr Dramatyczny im. A. Węgierki w Białymstoku). Uczestniczka Warsztatów Tańca Współczesnego i Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu w zakresie choreoterapii, tańca jazzowego oraz tańca modern. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego w roku 2012.

Więcej szczegółów o projekcie na: https://www.facebook.com/NieudanyKrewniak
Dokonanie rezerwacji darmowych biletów na premierę 29 lub 30 czerwca w Teatrze Groteska w Krakowie możliwe mailowo: nieudanykrewniak@tlen.pl

Serdecznie zapraszamy!



Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
21 maja 2012
Spektakle
Nieudany krewniak