Od kukiełek do teatru formy

Połowę tej imponującej księgi stanowi część opisowa, połowę zaś kronika. Ta ostatnia sporządzona jest, podobnie jak "Kultura polska po Jałcie" Marty Fik, wzorem kronik od lat 60. drukowanych w monograficznych numerach "Pamiętnika Teatralnego", którego Marek Waszkiel był przez długie lata redaktorem.

Nie od rzeczy będzie też przypomnieć specyficzną formę "żywotów", wymyśloną przez Józefa Szczublewskiego na użytek książek o Modrzejewskiej i Osterwie, a polegającą na mozaice faktów popartych datowanymi cytatami z prasy, listów, rozporządzeń i wszelkiego typu pisanych dokumentów. Kronika Waszkiela, wypełniona (podobnie jak tekst główny do niej; zaręczam, że warto zadać sobie trud i stale je porównywać) odsyłaczami do tematów, jest szczególnie cenna, gdyż autor umieścił w niej wszelkie niewygodne informacje, np. o konfliktach i wojnach podjazdowych w środowisku lalkarskim, o których nie chciał pisać expressis verbis bądź stronniczo się wypowiadać. Nie mówiąc o informacjach czysto merytorycznych i materiałach oraz recenzjach dokumentujących przełomowe przedstawienia teatrów lalkowych. Cały tom uzupełnia imponująca ikonografia, zdjęcia przedstawień, portretowe i zbiorowe fotografie artystów, szkice scenograficzne, ujęcia lalkarzy podczas animacji przedmiotów; wszystko to Marek Waszkiel pozyskał z archiwów teatralnych i licznych zbiorów prywatnych, gdyż w tym środowisku znał i zna wszystkich. Bogatą tematykę pomagają porządkować czytelne ramki wklejane z boku strony, prezentujące wytłuszczone ważne daty, np. pierwszych festiwali lalkowych, pierwszych wizyt lalkarzy z zagranicy bądź pierwszych tryumfów naszej sztuki na występach gościnnych czy międzynarodowych przeglądach, jak i najważniejszych spektakli lalkarzy należących do pierwszej generacji mistrzów - Jana Wilkowskiego czy Władysława Jaremy.

Słowo "kukiełka" dzisiejsi lalkarze uważają za deprecjonujące dla lalek, spychające szlachetną sztukę animacji w rewiry zdziecinnienia. Bo zaiste, ta forma sztuki przeszła daleką drogę od kukiełkowych przedstawień dla maluchów, z aktorami skrytymi za parawanem, do teatru żywego planu, z przedmiotami i maskami używanymi właściwie w charakterze rekwizytu, oraz do teatru dla dorosłych, który - w moim przekonaniu - osiągnął szczyty doskonałości za dyrektury we Wrocławskim Teatrze Lalek Wiesława Hejny. Hejno wraz z obdarzoną niesamowitą turpistyczną wyobraźnią Jadwigą Mydlarską-Kowal stworzył tam słynny "Fenomen władzy", tryptyk oparty na tekstach Kafki, Witkacego i Goethego. Waszkiel jako jeden z pierwszych, przeszło dwadzieścia, a może już trzydzieści lat temu zauważył tę przemianę - dla jednych przykład degradacji teatru lalkowego, dla innych sposób na wykorzystanie dodatkowych możliwości, jakie stwarza otwarta scena. Tak czy inaczej, nawet bez oceniania, teza ta przewija się nicią Ariadny przez cały zagmatwany labirynt polskiego teatru lalek w drugiej połowie XX wieku. Obecny tom to świetne pendant do książek historycznych "papieża" polskiego środowiska lalkowego, prof. Henryka Jurkowskiego.

Ale wróćmy do kukiełek. Znalazły się one w nazwie przedwojennego "Baja"; innej terminologii nie uznawała np. najpopularniejsza w latach 40. autorka sztuk dla dzieci Maria Kownacka. Na kontrze do wyznawców teatru "artystycznego" (Władysława Jaremy czy Henryka Ryła) broniła Teatru Kukiełek i ruchu amatorskiego. Poległa w tej walce, bo przeważyły wielkie ambicje najwybitniejszych przedstawicieli środowiska - teraz używamy tylko, bardzo poważnie traktowanego, terminu "lalka" (którą to lalką może być absolutnie każda poruszana za sprawą człowieka rzecz) czy takich określeń jak\'"teatr animacji", "teatr przedmiotu" bądź -najogólniej - "teatr formy". Do wzrostu jego znaczenia przyczynili się także obcy twórcy. Jak pisała w 1950 r. w redagowanym przez Jana Sztaudyngera (tak!) piśmie "Teatr Lalek" Ryszarda Hanin, to " Obrazcow odwalił za nas wielką część roboty. Przekonał wszystkich, że teatr lalek jest sztuką przez wielkie S ".

Mnie szczególnie zajął okres socrealizmu - może dlatego, że sama pisałam magisterium z dramaturgii "produkcyjnej" z lat 50. Pamiętam poważne partyjne spory ideologiczne o nierealistycznie długi nos czarownicy. Waszkiel tego przykładu nie przytacza, za to przypomina pryncypialny atak urzędnika od kultury Jerzego Pańskiego na "Igraszki z diabłem" Jana Drdy, wystawione z wielkim sukcesem przez Władysława Jaremę we współpracy ze scenografami Kazimierzem Mikulskim oraz Jerzym Skarżyńskim w krakowskiej "Grotesce" w 1952 r. Waszkiel pisze: "Poszło o piegowatego aniołka, którego piegi miały działać ironicznie, a okazało się, że nie działają i wyszło nazbyt religiancko ".

Marek Waszkiel ma swoich lalkowych "bogów", do których atencji i miłości wcale nie ukrywa. Zeusem w tym panteonie był niewątpliwie genialny Jan Wilkowski ze swym stałym kompanionem scenografem Adamem Kilianem (to "najwybitniejszy lałkarzpolski drugiej połowy XX wieku ", autorytatywnie stwierdza Waszkiel), Posejdonem - Władysław Jarema, Apollem - Andrzej Dziedziul, Dionizosem - Jan Dorman, Hefajstosem - Henryk Ryl lub Krzysztof Rau, Heliosem -Ali Bunsch, Hermesem - Piotr Tomaszuk (dam nie ośmielam się pseudonimować, acz o matriarchacie w lalkowym środowisku autor też sporo mówi).

Waszkiel siedzi w temacie po uszy, zna się na tym, o czym pisze, żyje tym. Mnóstwo problemów ma gruntownie przemyślanych, stać go na bardzo wnikliwe uwagi. Na przykład na taką specyficzną ocenę wspominanego przeze mnie wcześniej WTL: " Ciekawe, że ten sam zespół twórców, przygotowujący wiele innych premier dla dzieci w różnym wieku na pozostałych scenach wrocławskiego teatru, nigdy nie osiągnął tej marki, co na Małej Scenie dla widzów dorosłych ".

Żałuję, że nie poznałam osobiście wszystkich z Epoki Mistrzów (choć Wilkowskiego i Kiliana tak!), ale cieszę się przyjaźnią i sympatią tych z drugiej i trzeciej generacji. Waszkiel, wspominając "Zieloną Gęś" Wilkowskiego według Gałczyńskiego (1984) w Białostockim Teatrze Lalek (którego od 2005 do połowy 2012 r. sam był dyrektorem), pisze: "Postacią sceniczną, lalką, byl tu czajnik, but, butelka, telewizyjny ekran, rękawiczka, kapelusz, nie mówiąc już o Porjirionowej wspanialej szczęce białych zębów. I aż dziwne, że tego niezwykłego teatru przedmiotu nikt z uczniów Wilkowskiego nie podjął". Książkę kończy umowna cezura 2000 r. " Wieleż lat czekać trzeba, nim się przedmiot świeży jak figa ucukruje, jak tytuń uleży?". Wcale nie tak długo. Dziś teatr przedmiotu rządzi. Ale na jego historię trzeba będzie jakiś czas poczekać.

Marek Waszkiel, DZIEJE TEATRU LALEK W POLSCE 1944-2000, Warszawa : Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza, 2012



Hanna Baltyn
Nowe Książki
10 sierpnia 2012
Portrety
Marek Waszkiel