Od Tadeusza Łomnickiego aktorstwa uczył się Jack Nicholson

- Jack Nicholson przyjeżdżał do Polski specjalnie dla niego, na jego przedstawienia, by obserwować jego grę, by się uczyć - Emilian Kamiński w 20. rocznicę śmierci Tadeusza Łomnickiego wspomina wielkiego aktora

Nie było tak wielkiego aktora po wojnie, a on jeździł po Polsce i prosił, by dali mu zagrać! - mówi rozżalony Emilian Kamiński (60 l.). Tylko dla nas znany aktor i dyrektor Teatru Kamienica opowiada o przyjaźni z Tadeuszem Łomnickim (...) o jego zawiłych losach. Dziś mija 20. rocznica śmierci niezapomnianego pana Michała Wołodyjowskiego.

Kim jest dla mnie Tadeusz Łomnicki? Majstrem, najważniejszym z majstrów. Był moim rektorem, profesorem, nauczycielem od aktorstwa, dyrektorem teatru, w którym pracowałem, wreszcie, jeżeli mogę tak powiedzieć, przyjacielem... Kiedy byłem na trzecim roku PWST, zapytał mnie: "No harcerzu, co z tobą dalej? Czy już wszystko umiesz?". Powiedziałem, że nie i on zaproponował mi pracę. "Jesteś pierwszym aktorem, którego angażuję do nowego Teatru Na Woli" - powiedział.

I choć miałem inne propozycje, przyjąłem ofertę Łomnickiego, bo chciałem się dalej uczyć. Nie wyszło to dobrze... Ten teatr nie dał mi satysfakcji. Nie winię za to Tadeusza Łomnickiego. Krótko był tam dyrektorem. Przyszedł rok 1981 i wywieziono go niemalże na taczce. Ci, którym dał pracę, szansę, załatwił mieszkanie, miejsce w szpitalu, żłobek, przedszkole itp., kopnęli go w...

Za to, że należał do partii. Tak, był marksistą i nigdy z tym się nie krył. Ja byłem z przeciwnego bieguna, a mimo to dał mi szansę, mogliśmy pracować, mogliśmy się przyjaźnić.

Zachorował na serce. Pan Roman Polański (79 l.), przyjaciel Tadeusza, sfinansował mu operację w Londynie. Potem wspaniały "Łom" leżał w szpitalu w Aninie. Kiedy go odwiedzałem, powiedział mi: "Czy ty wiesz, że jest was dwóch, ty i Andrzej Łapicki (88 l.). Jedynie wy mnie tu odwiedzacie".

Nie skarżył się, bo to był dzielny człowiek, ale czułem, że było mu przykro.

Mówił: "Ci, którym tyle pomogłem, na zebraniach na mnie pluli". Był strasznie rozbity i samotny...

Oddał legitymację partyjną, ale nie dlatego, że przyszło nowe i trzeba było pójść zgodnie z wiatrem. Oddając legitymację, powiedział swoim kolegom, partyjnym dygnitarzom: "Nie wolno tak postępować z tą ideą, w którą wierzyliśmy".

Odwrócili się od niego wszyscy. Został sam, on, największy aktor... Tym, którzy mówią o nim źle, nawet go nie znając, mówię... niech rozpędzą się i uderzą głową w najbliższy mebel, a potem niech mówią.

Jack Nicholson (75 l.) przyjeżdżał do Polski specjalnie dla niego, na jego przedstawienia, by obserwować jego grę, by się uczyć.

Nie było tak wielkiego aktora po wojnie, a on jeździł po Polsce i prosił, by dali mu zagrać! W końcu mógł zagrać swojego upragnionego króla Leara w teatrze w Poznaniu... Mówił mi, że umrze na scenie. I prawie tak się stało. Umarł za kulisami, na szczęście w ramionach ukochanej kobiety, żony Marii.



IH
Super Express
23 lutego 2012