Odszedł wybitny aktor teatralny

Jeden z najwybitniejszych powojennych aktorów teatralnych zmarł w poniedziałek po długiej chorobie w Skolimowie pod Warszawą.

Urodził się w podwileńskim Landwarowie w 1926 r. Aktorstwa uczył się w tajnym Studium Teatralnym działającym podczas okupacji w Wilnie. Debiutował w wileńskim Teatrze na Pohulance w marcu 1945 r. jako Fred w "Pigmalionie" Shawa. Dwa miesiące później repatriował się z matką do Polski. Od 1949 r. przez 50 lat występował we Wrocławiu. Przez cztery sezony był dyrektorem wrocławskiego Teatru Polskiego (1981-85), uczył aktorstwa we wrocławskiej PWST i na Wydziale Wokalnym Wrocławskiej Akademii Muzycznej. Reżyserował w Operze i Operetce, stworzył wiele wybitnych ról w przedstawieniach Teatru TV.

Na deskach Teatru Polskiego zagrał ponad 150 ról, w tym kanon klasyki teatralnej polskiej i obcej: Poetę w "Weselu" Wyspiańskiego, Ojca w "Ślubie" Gombrowicza, Robespierre\'a w "Sprawie Dantona" Przybyszewskiej, Pankracego w "Nie-Boskiej komedii" Krasińskiego, a także Hamleta, Ryszarda III i Shylocka. Współpracował z najwybitniejszymi polskimi reżyserami: Jakubem Rotbaumem, Henrykiem Tomaszewskim, Zygmuntem Hübnerem, Krystyną Skuszanką, Jerzym Krasowskim, Jerzym Grzegorzewskim, Witoldem Zatorskim.

W latach 90. uwagę zwróciły jego sceniczne portrety starości: wystąpił jako Sir w „Garderobianym” Harwooda, Stary w „Krzesłach” Ionesco i Bérenger I w „Król umiera, czyli Ceremonie” Ionesco. Maciej Wojtyszko, reżyser „Garderobianego”, wspominał, jak Przegrodzki godzinami zastanawiał się, w jaki sposób ma umrzeć kreowana przez niego postać starego aktora - Sira: „Chodziło o to, żeby jego bohaterowi, aktorowi odgrywającemu na scenie wiele patetycznych i przesadnie efektownych zgonów, przytrafił się zgon całkowicie przypadkowy, nieważny, pozbawiony choćby cienia »teatralności «. Poszedł w róg sceny, skulił się, zaczął zawiązywać sznurowadło, położył się i już! Przestał istnieć”.

Najbardziej poruszająca była rola Bérengera w spektaklu Grzegorzewskiego. Zagrał wypalonego twórcę, w chwilach złości krzyczał, że ma dość aktorów, teatru i życia, rzucał w stronę widowni kwestię Króla: "Nie znam tej publiczności, nie chcę jej znać, nie mam jej nic do powiedzenia!". W pewnej chwili próbował nawet zerwać przedstawienie.

W 2000 r. na zaproszenie Grzegorzewskiego wystąpił gościnnie w Teatrze Narodowym w roli księcia Himalaja w "Operetce" Gombrowicza. Od tej pory stale pojawiał się w spektaklach Narodowego, zagrał m.in. Kudlicza w "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego, Pudla w "Na czworakach" Różewicza, Gonzala w "Morzu i zwierciadle" Audena, Twardosza w "Dożywociu" Fredry.

"Jestem samotny" - wyznał przy okazji swoich 80. urodzin. - "Teatr jest moim domem. Chciałbym pozostać na scenie do końca, potwierdzić swoje życie w teatrze".

Ostatnią jego rolą był Jegoruszka w "Iwanowie" Czechowa w reż. Jana Englerta. Przegrodzki pojawiał się na scenie jako widmo śmierci. Oparty o lasce, mówił tytułowemu bohaterowi jedno słowo: "Pas".



Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza
28 lipca 2009
Portrety
Igor Przegrodzki