Odwieczne marzenie

Spektakl Jędrzeja Piaskowskiego został zatytułowany "Jezus". Jeśli jednak ktoś oczekiwał, po tytule sądząc, historii ewangelicznej Jezusa, zawiedzie się srodze.

Podobnie jak ten, kto się spodziewał szyderstwa w "lewackim" teatrze. W spektaklu nawet nie padnie słowo Jezus, choć aluzyjnie, a raczej metaforycznie, figura kulturowa Jezusa tkwi pod skórą wszystkich postaci. Rzecz bowiem w odwiecznym marzeniu o zmianie i o kimś/o czymś, co tę radykalną zmianę wprowadzi, czyniąc świat i ludzi lepszymi. Jak w cytowanym w przedstawieniu fragmencie z "Jezusa" Jamesa Martina: "Miłosierdzie oznacza umiejętność dotarcia do wnętrza drugiego człowieka tak dalece, że będziemy patrzeć na świat jego oczami".

Wiele tu "linków" do innych dzieł (np. "Szukając Jezusa" Katarzyny Kozyry). Spektakl związany jest silnie z tym, co pulsuje we współczesnej kulturze. I tej popularnej, i tej wysokiej. Sięga także do ikon biblijnych (np. Maria Magdalena). Aktorzy to uwiarygodniają. Trudno nie poddać się zachwycającej kreacji Piotra Polaka, który jako Kosmita daremnie usiłuje wyjaśnić Ziemianom, na czym polega inność bycia w jego świecie.

Na koniec wszyscy wchodzą przez uchylone drzwi do lepszego świata.

Że to utopia? Zapewne. Że naiwne? Pewnie też. Że rozterki wieku dojrzewania? Niech i tak będzie. Ale bezinteresowność tego spektaklu, niemającego na widoku walki z kimkolwiek, jest pociągająca.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
5 lipca 2019
Spektakle
Jezus