Ogród z tworzyw, żarówek i kabli

Spektakl jest efektem współpracy Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze oraz Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze. Sztuka opowiada historię rodziny- matki, ojca i czwórki ich dzieci. Poznajemy ich w momencie, kiedy wszystkie dzieci rozpoczęły już samodzielne, dorosłe życie i każde z nich boryka się z różnymi problemami. Członkowie rodziny starają się robić wszystko, żeby jak najdalej odsuwać od siebie problemy, chronić siebie nawzajem, ale zauważają, że pomimo wszelkich starań, nie są w stanie nic zrobić, ponieważ świat nie jest idealny, niezależnie od tego jak bardzo się starają, trudności czasami siedzą we wnętrzu człowieka, pochodzą od niego samego.

Na scenie pojawią się: autokratyczna matka, zapracowany ojciec, ich dwie córki i dwóch synów. Każda z postaci ubrana jest w sposób, który w jakimś stopniu odzwierciedla jej charakter, pokazuje widzowi z jakiego typu człowiekiem ma do czynienia (za kostiumy odpowiedzialna jest Ewa Tetlak). Ojciec (Jerzy Kaczmarowski) w stroju roboczym, wygląda jak mechanik, który nawet w domu nie zapomina o pracy. U jego boku Fran- matka (Iwona Lach), ubrana dosyć elegancko, ale nie przesadnie- silna i zdecydowana kobieta. Najmłodsza córka Rosie (Anna Maria Wicka), ma na sobie białą bluzkę, dżinsową kurtkę i krótkie spodnie, do których doczepiony jest biały tiul. Najmłodszy syn, Ben (Tomasz Marczyński) pokazuje się widzom w garniturze i robi wrażenie człowieka, który nie narzeka na niskie zarobki i ustabilizował się zawodowo.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w rodzinie twardą ręką rządzi matka. Ona jest postacią, wokół której kręci się życie rodzinne, ale sztuka nie jest tak oczywista. Twórcy pozostawiają jeszcze widzowi szansę na odmienny odbiór i interpretację, ponieważ ojciec, podporządkowany w wielu sprawach żonie, potrafi postawić na swoim. Nie zgadza się z małżonką bezwiednie, dla świętego spokoju, ale sam chce mieć szansę na wypowiedzenie swojego zdania.

W sztuce pojawiają się sceny, jakie rozgrywają się chyba w każdym domu. Przykładem tego jest moment, kiedy członkowie rodziny kolejno okazują zdziwienie na wieść o tym, że Rosie nie powiadomiła ich o swoim przyjeździe, przez co musiała przybyć do domu taksówką. Wszyscy traktują tam Rosie jak dziecinną i lekkomyślną dziewczynę, którą stale trzeba się opiekować, starali się uchronić ją przed nieodpowiednimi mężczyznami, czekającymi na nierozsądną dziewczynę, która nie zauważy nawet, że została oszukana. To właśnie biały tiul jest w pewnym sensie symbolem jej niezupełnego jeszcze zamknięcia okresu dzieciństwa. Dopiero w końcowych scenach, kiedy, jak sama twierdzi, „jej dzieciństwo się skończyło" odrzuca ten symbol i od tej pory jest dorosłą, samodzielną kobietą.

Najstarsza Pip (Marta Kędziora) nie jest ulubienicą matki, ma do niej żal za nieszczęśliwe dzieciństwo, w którym nie zaznała od rodzicielki miłości. Jest to postać, która jest odbiera nie tylko przez pryzmat siebie samej, ale także jako młodsza wersja własnej matki, są do siebie podobne charakterologiczne przez co nie mogą dojść do porozumienia. Być może z tego wynika pewna oschłość, jaką Fran okazuje córce- wie, że to zniesie, bo jest silna jak ona. Starsze dzieci- Pip i Mark (Robert Mania) są dojrzalsi od Rosie i Bena, ich problemy pochodzą jakby od nich samych, od ich żądań wobec życia, ambicji i oczekiwań oraz niespełnionych nadziei. Jednym z ważniejszych elementów scenografii jest ogródek. Nie ma w nim kwiatów i drzew, jest zrobiony z tworzyw, żarówek i kabli. Rodzina omawia w nim bieżące sprawy i spędza czas razem.

Premiera dramatu w Jeleniej Górze odbyła się w marcu 2021 roku, z kolei w Teatrze w Zielonej Górze premiera miała miejsce w listopadzie. Termin, w którym spektakl został wystawiony w Lubuskim Teatrze jest kolejnym punktem, który zmienia jego odbiór.

W czasie, kiedy myśli się o tych, którzy odeszli dużo intensywniej niż zazwyczaj, kontakt ze sztuką tego rodzaju jest dużo bardziej emocjonalny.



Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Zielona Góra
11 grudnia 2021
Spektakle
To wiem na pewno