Okiem obserwatora

Czy pamiętają Państwo ze swojego dzieciństwa lub młodości, akademie "ku czci', lub różne spektakle oświatowe, typu "myj ręce przed, a zęby po jedzeniu"? Jeżeli wyparli Państwo z pamięci te traumatyczne wspomnienia, wystarczy pechowym przypadkiem natknąć się na jakikolwiek program w narodowej TV, aby zaatakowała Was "misja", "jedyna prawda", "oczywista oczywistość", "jedyna, słuszna racja", itp. Właściwie obecne, oficjalne media składają się wyłącznie z tego typu programów.

Proszę Państwa! Proszę się nie załamywać! Otóż okazuje się, że są jeszcze w przestrzeni publicznej miejsca, w których można słuszne i elementarne prawdy przekazywać w sposób NIE: prymitywy, agresywny, nachalny, urągający logice i zdrowemu rozsądkowi. Jedną z ostatnich takich enklaw jest teatr. A ściślej biorąc, w tym przypadku - Teatr KAMIENICA, w którym 3 listopada 2016 r. odbyła się PREMIERA sztuki "DOPALACZE siedem stopni donikąd", w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego.

Zarówno twórcy spektaklu, jak i szefostwo Teatru Kamienica nie ukrywają, że jest to spektakl z kluczem Ba, nie boją się nawet zdezawuowanego w ostatnim czasie wyrażenia - "z misją". Ale może lepiej nie używać tego określenia, żeby nie odstraszać potencjalnych widzów, bo ten spektakl, od chwili premiery powinien borykać się z jednym problem: nadmiarem publiczności! Dlaczego?

Są po temu dwa powody.

1) Jak zaznaczył to w krótkim wstępie, przed rozpoczęciem spektaklu dyr. Kamiński: on i twórcy "DOPALACZY" - "wąchają czas". I wychodzi na to, że są w tym doskonale skuteczni, bo w chwili obecnej dopalacze stanowią chyba największy problem młodych pokoleń. I co jest już zupełnym koszmarem nie dotyczy to młodych yuppies, korpo-szczurów, studentów, czy maturzystów, czyli grup które od zawsze sięgały po dostępne w tym czasie pobudzacze. Ten problem dotyka już dzieciaki w gimnazjach, a coraz częściej w szkołach podstawowych!!!!

2) Ta koszmarna prawda podana jest w zaskakująco efektownej i wciągającej formie. Nawet po odrzuceniu "misyjności", "DOPALACZE" pozostają bardzo dobrym spektaklem teatralnym, który ogląda się z dużym zainteresowaniem.

To nie miejsce na szersze rozwinięcie pierwszego z powyższych powodów. Zastanawiające jest to, że znowu sztuka / artyści / ludzie kultury muszą wyręczać służby, czy instytucje powołane do rozwiązywania tego typu problemów. Jak już wspomniałem, najprzeróżniejsze "pobudzacze" istniały zawsze i chyba nie ma osoby na świecie, która by w takiej, czy innej formie nie zetknęła się z nimi. Jednak zarówno alkohol, jak i różne narkotyki nigdy nie były tak łatwo dostępne i nie powodowały tak masowych spustoszeń w organizmach zażywających ich osób i to osób młodych i bardzo młodych. Wszyscy wiedzą, że jest to gigantyczny biznes i stoją za tym gigantyczne pieniądze i coraz więcej osób wiąże tę wiedzę z faktem, że administracje różnych szczebli i opcji politycznych nie mogą sobie poradzić z tym problemem. Wiadomo, że uzależnionym społeczeństwem łatwiej rządzić i to coraz bardziej twardą ręką, więc coraz mniej osób dziwi się zaskakującej nieporadności i nieskuteczności w oficjalnym zwalczaniu problemu dopalaczy! Tu można posłużyć się cytatem z nie byle kogo, bo kapelana królewskiego, biskupa warmińskiego i gnieźnieńskiego - Ignacego Franciszka Krasickiego: "chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie, Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie!". To przestaje być problem coraz młodszych indywidualnych ofiar, to staje się problemem całej generacji!!!

Co do formy tego przekazu (czyli punktu 2-go) jest ona znakomita. Dwójka autorów: Justyna Bargielska i Wawrzyniec Kostrzewski napisała tekst nie dość, że absolutnie aktualny, to zrobiła to językiem tego pokolenia i w konwencji, którą te roczniki posługują się na co dzień. Przecież od pewnego czasu, te generacje nazywane są "cywilizacją obrazkową".

Spektakl trwa trochę ponad godzinę i skonstruowany jest bardzo ciekawie. Jest i konwencja video klipów, czyli super dynamiczna muzyka i obrazy multimedialne [Maria Matylda Wojciechowska], które zdecydowanie dominują na scenie. Ale dla odmiany w innych fragmentach obserwujemy znakomitą grę trójki aktorów: Olgi Sarzyńskiej, Pawła Koślika, Mateusza Lisieckiego-Waligórskiego. Cała trójka daje popis aktorski, polegający na tym, że właściwie widz nie ma poczucia gry aktorskiej. Oni po prostu SĄ: dziewczyną z sąsiedztwa (Olga Sarzyńska), chłopakiem (Mateusz Lisiecki-Wailgórski), czy multipostacią, czyli dilerem, lekarzem, prelegentem, a nade wszystko kreatorem i komentatorem akcji scenicznej (Paweł Koślik).

Wszystkie trzy postacie są wstrząsające, właśnie przez swą autentyczność. Akcja sztuki zaczyna się w normalnej, standardowej atmosferze; zwykła dziewczyna, zwykły chłopak - uczniowie szkół raczej średnich, niż podstawowych - żyją sobie tak jak setki i tysiące ich rówieśników. I w pewnym momencie następuje w ich życiu punkt zwrotny, o czym bohaterowie jeszcze nie wiedzą. Bo cały szkopuł tkwi w tym, że "przygoda" z dopalaczami może zacząć się na sto, dwieście, czy jeszcze więcej sposobów, np. z nudów, lub z ciekawości, albo dla szpanu, chęci zaimponowania, dostosowania się do towarzystwa, wreszcie przez głupi przypadek. Tylko im dłużej trwa kontakt z dopalaczami, tym bardziej wszystkie indywidualne przypadki upodobniają się do siebie, a koniec jest, coraz częściej identyczny.

Spektakl "DOPALACZE", w przerażający sposób pokazuje wszystkie te etapy - "siedem stopni donikąd" - od punktu startu, poprzez fascynację / euforię, wreszcie wyraźne już uzależnienie ze wszystkimi koszmarnymi skutkami, aż po koniec - czarny foliowy worek.

I cała trójka aktorów gra, a właściwie pokazuje te wszystkie szczeble uzależnienia w sposób oszałamiająco naturalistyczny.

Kamieniczne wróble dowiedziały się, że w czasie prób Olga Szarzyńska zastosowała metodę nie tylko polskich, starych wyjadaczy scenicznych i filmowych, z małą korektą, tzn. nie była to obserwacja uczestnicząca, tylko analiza materiałów filmowych z zachowań osób będących pod wpływem dopalaczy. I to w różnych stadiach uzależnienia. To co aktorka pokazuje na scenie jest przerażające!

Niestety, równie szokujący w swym naturalizmie jest advocatus diaboli czyli Paweł Koślik, jako bądź diler / naganiacz, bądź przedstawiciel / reprezentant / prawnik [?] reprezentujący koncern chemiczny produkujący dopalacze. On również jest przerażający w swoim cynizmie i bezwzględności ukrytej za miłymi słówkami, życzliwością i "szczerymi" uśmiechami!

Spektakl "DOPALACZE" powinien stać się obowiązkową pozycją dla szkół. Z jednym zastrzeżeniem. W młodszych klasach uczniowie powinni oglądać go pod opieka wychowawców, a później, w szkole powinna odbyć się analiza / omówienie / rozmowa / dyskusja na ten temat. I to szybko po spektaklu, gdy wszystkie wrażenia będą jeszcze świeże! Oczywiście, ten sam schemat powinien obowiązywać również w gimnazjach i liceach, jednak należy zakładać, że ta młodzież nie będzie już brała wprost zachęt i kuszeń usłyszanych ze sceny i będzie zdolna do samodzielnego powiązania zapowiadanych cudownych przeżyć, z koszmarnymi, przerażającymi i REALNYMI rezultatami sięgania po dopalacze!



Krzysztof Stopczyk
www.kulturalnie.waw.pl
10 listopada 2016