Oniryczna muzyka

Scena Teatru Żydowskiego pozostaje pusta. Zmysły publiczności budzi donośny gong, po czym z falujących przeźroczy wyłaniają się sławne, odeskie schody Potiomkinowskie, symboliczne wejście do Ziemi Obiecanej.

Do przytułku głodujących, do królestwa bogaczy żydowskich. Nareszcie do „amerykańskiego snu” złodziejaszków i bandytów. Oniryczna muzyka oraz atmosfera pierwszych scen zwiastują rychłe odkrycie rzeczywistości świata rzezimieszków, handlarzy i przemytników. Zapowiadają obraz walki o lepsze jutro chociażby kosztem przyjaźni, miłości czy samego człowieczeństwa. W napięciu czekamy, kiedy spotka nas twarzą w twarz oblicze najpodlejszego, grzesznego, przebiegłego „banditos”. Tak miało być. Tak obiecywał misternie ujęty program spektaklu. Tak się nie stało...

Od pierwszych scen musicalu ma się nieodparte wrażenie, że reżyser zrobił wszystko, aby zacementować nogi aktorów. Kolejne postacie przez większą część czasu pozostają niemalże nieruchome, zahamowane przez jakąś tajemniczą siłę, przyklejającą je nieubłaganie do drewnianych desek sceny. Efekt wydaje się tym bardziej nietrafiony, kiedy w grę wchodzi brawurowe, wokalne wykonanie piosenek o żądzy władzy czy rozpaczy człowieka żyjącego w środowisku półświatka. Pojedyncze próby choreograficzne nie ukazują różnic charakteru muzyki żydowskiej, cygańskiej, tureckiej czy kozackiej. Po części wynikać to może z nieumiejętności tanecznych wykonawców, starających się pracą rąk nadrobić wyraźne braki, po części z zagubienia czy nie podkreślenia jakże odrębnych od siebie bogactw kulturowych.

Można mieć zarzut, co do doboru wykonawców. Jak wytłumaczyć rolę naczelnego narratora, bajarza, przedstawiającego widowni treść całej historii, z przejęciem wyolbrzymiającego każdą, pojedynczą głoskę? Jak odczytywać główną postać spektaklu, legendarnego króla bandytów całej Odessy, który publiczności jawi się jako szczupły, niezdolny do odważnych czynów, przesympatyczny młody człowiek? Oglądając spektakl można odnieść wrażenie, jakby aktorzy znikąd nie otrzymali należytej pomocy. W musicalu nie pracuje na nich ani dobór poszczególnych ról, ani nieprzemyślana warstwa tekstowa. Dialogi, jak i cała fabuła spektaklu, oparte na motywach twórczości Izaaka Babla i pieśniach odesskich, dłużą się niemiłosiernie. W tak trudnej formie teatru, jaką jest musical, niezwykle ważna okazuje się jedność i nierozerwalność treści piosenek, oprawy choreograficznej ze scenami dialogowanymi. Dopiero tak zintegrowane dzieło jest w stanie obudzić prawdziwe emocje, składając się na niepowtarzalny, niecodzienny obraz rzeczywistości. Jeżeli chociaż jeden z tych elementów wykracza poza ramy całości, spektakl traci swój wydźwięk, nośność, rozpada się na poszczególne „numery”.

Ogromną pracę wykonał reżyser spektaklu, Jan Szurmiej, próbując wykreować swego rodzaju teatr autorski. Tym większy żal, iż nie wszystkie sceny udało się połączyć w zgrabną całość. Niefortunne zwroty fabularne doprowadziły do tego, że oglądamy przedstawienie nawet w finale pozbawione jakiejkolwiek pointy. Odessa, jaką prezentuje się w Teatrze Żydowskim, nigdy nie miałaby szansy stać się światową stolicą przestępczości.



Anna Maria Grabińska
Teatr dla Was
15 czerwca 2012