Oniryczno-erotyczne dziedzictwo Schulza

Spektakl - jak proza Schulza - utrzymany jest w onirycznym klimacie. Zaczyna się od wynurzania się bohaterów z gęstych kłębów dymu. Naszymi przewodnikami po tym szalonym, barwnym, zaczarowanym świecie stają się trzy postacie: Józef w dwóch wersjach - dziecięcej i dorosłej oraz jego ojciec - Jakub.

Warstwa wizualna jest imponująca. Oprócz już wspomnianego dymu scenę wypełnia scenografia z ogromnych rusztowań na kółkach, reprezentujących miasteczko albo synagogę z elementami barwnych witraży. Do tego zwodzony, podświetlany most, dorożkę i wielkie łoże. Wszystkie te elementy scenografii są ruchome - wprowadzane i wyprowadzane są przez samych aktorów.

Choć wydaje się, że sztuka zrealizowana została w klasycznym stylu, uwagę przyciąga parę nowoczesnych rozwiązań. Ciekawym zabiegiem jest podział sceny na miejsce, gdzie dzieje się akcja, jak i poziom ponad nią, gdzie solistka ze swoim operowym głosem przejmuje rolę narratora. Ponadto przestrzeń przed sceną, obok widowni staje się nagle amboną, z której solistce wtóruje chór chasydów. Tym, co również odbiega od klasyki, jest fakt, że aktorzy nie boją się przełamywać czwartej ściany. W jednej ze scen pod koniec nowa postać wchodzi wprost z widowni. Koncepcja łącząca klasykę z nowoczesnością zgrabnie wpisuje się w myśl przedstawienia – groteska, której w Xięgach przecież jest pełno, lubi się ze wszelkimi sprzecznościami i różnorodnością stylów.

Użyto również techniki polegającej na rzucaniu obrazu na materiał rozwieszony nad sceną. W ten sposób możemy podziwiać w ogromnym formacie grafiki Schulza z "Xięgi bałwochwalczej" i wielką mapę Drohobycza, z pustą plamą w okolicy ulicy Krokodylej. Projekcję wykorzystano również do stworzenia wizualizacji nieboskłonu na suficie nad widownią. Takie sztuczne, mrugające nad głową gwiazdy dają wrażenie bycia pod gołym niebem, jednocześnie pogłębiając poczucie sztuczności. Oglądanie nienaturalnie zapętlonej symulacji ruchu gwiazd wprowadza więcej niepokoju niż satysfakcji, jaką zwykle daje gwieździste niebo. Sztuczność ta w kontekście prozy Schulza bynajmniej nie jest wadą. Jako że sam tekst jest oniryczny i wizyjny, fałszywość w tym przypadku wręcz dodaje autentyzmu.

Choreografia również stoi na wysokim poziomie. Układy taneczne, także przygotowane przez reżysera, wypadają widowiskowo. Zwłaszcza, że do tego spektaklu zaangażowano naprawdę sporą liczbę aktorów. Muzyka, której w spektaklu jest dużo i w różnych formach - słyszymy bowiem solowe popisy, duety, a także piosenki rozpisane na wiele głosów, połączone z tańcem - prowadzi nas przez tę historię.

Rytmiczność sztuki można dostrzec nie tylko w piosenkach, ale również w powracających co pewien czas motywach, jak na przykład Józef szukający swojego ojca i dopytujący Adelę, gdzie go schowała. Jakub zaś - zaczynając z pozycji zwykłego, dobrego ojca, w trakcie spektaklu staje się coraz bardziej szalony, aż totalnie odlatuje. Dosłownie i w przenośni. W takich momentach spektakl łączy w sobie dramatyzm z pewną wpisaną w tekst groteskowością.

Nie sposób nie zauważyć, że „Xięgi Schulza" przepełnione są niedwuznaczną erotyką. Widzimy to w młodzieńczym zachwycie Józefa kobietami, fantazjach Jakuba, gestach Adeli i ruchach Bianki, ale przede wszystkim w całym nocnym życiu Drohobyczan, którzy tańczą, uwodzą się nawzajem, jeżdżą dorożkami, piją i wreszcie kochają się w rytm muzyki. Niektóre z tych scen pokazują to napięcie i pożądanie delikatnie, innym tej erotycznej subtelności brak.

Fabuła luźno opiera się na opowiadaniach ze „Sklepów cynamonowych" i „Sanatorium pod klepsydrą", natomiast dialogi momentami cytują prozę Schulza słowo w słowo. Nie jestem pewny czy udało się w spektaklu odwzorować ten przeminiony świat, który tak barwnie opisywał Schulz. Na pewno jednak dostaliśmy ciekawą wizję świata – wielokulturowego, pełnego ortodoksyjnych żydów i kipiących erotycznym pożądaniem mieszczan. Świata, którego już nie ma, a o którym tak wiele dzisiaj się mówi. Jako iż spektakl został objęty patronatem Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie oraz fundacji Bente Kahan, których zadaniem jest promowanie kultury żydowskiej, sądzę, że spektakl w zadaniu tym sprawdza się pierwszorzędnie, gdyż spektakl Jana Szurmieja to nietuzinkowa podróż do międzywojennej, wieloetnicznej Polski, pachnącej sklepami cynamonowi i wszelakimi zapachami orientu.



Kamil Kacprzak
Dziennik Teatralny Wrocław
25 lutego 2020
Spektakle
Xięgi Schulza
Portrety
Jan Szurmiej