Opera w puszczy

Skolmowski chce na prowincji stworzyć liczące się w kraju środowisko i ośrodek kulturalny. Śmieje się, że budynek Opery i Filharmonii, położony w Puszczy Knyszyńskiej, to jeden z najnowocześniejszych obiektów w Europie. Ogromna fabryka do robienia teatru i grania muzyki. Chris Williams, autor "Korczaka", który przyjechał na polską prapremierę z Londynu, powiedział, że nie oglądał jeszcze tego musicalu na tak nowoczesnej scenie - pisze Barbara Gruszka-Zych w Gościu Niedzielnym.

Musical "Korczak" w reżyserii dyrektora Roberto Skolmowskiego to drugi spektakl inaugurujący działalność otwartego 28 września najnowocześniejszego w Polsce gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Dzieci z sierocińca Starego Doktora ubrane są w stroje w różnych odcieniach szarości, jakby już osiadł na nich proch, w który zmienią się ich ciała spalone w obozie w Treblince. Dzięki dopracowanej, operującej ściszonymi kolorami scenografii Pawła Dobrzyckiego oglądamy historię Korczaka, jakbyśmy przecierali przykurzone zdjęcia, przywołując do życia zatrzymane na nich postacie. Jesteśmy na spektaklu dopołudniowym, a każde z 770 miejsc na widowni jest zajęte. Na koniec brawa na stojąco. Niektórzy są tu drugi raz. - Piosenki z musicalu stały się hitami, nucimy je w szkole bez obciachu, zwłaszcza finałową "Trzeba iść drogą swą" - mówi Darek z V klasy. Bilety na "Korczaka" i "Straszny dwór" wykupiono już do marca przyszłego roku.

- Liczymy, że do końca tego roku odwiedzi nas 90 tys. widzów, czyli jedna trzecia mieszkańców Białegostoku - mówi dyr. Skolmowski. Ale widzowie przyjeżdżają z całego regionu, a nawet z zagranicy. Dlatego program teatralny wydrukowano nie tylko po polsku, ale też po litewsku i białorusku. - Publiczność, która chce już dziś wiedzieć, co będzie u nas grane, wymusiła na mnie ustalenie repertuaru aż do czerwca przyszłego roku -informuje dyrektor. - Nie sztuka zrobić jedno dobre przedstawienie. Marzę, żeby nasi widzowie odczuwali potrzebę przyjścia np. na "Traviatę" po raz trzeci, by posłuchać, jak orkiestrą dyryguje inny niż poprzednio dyrygent.

Skolmowski chce na prowincji stworzyć liczące się w kraju środowisko i ośrodek kulturalny. Śmieje się, że budynek Opery i Filharmonii, położony w Puszczy Knyszyńskiej, to jeden z najnowocześniejszych obiektów w Europie. Ogromna fabryka do robienia teatru i grania muzyki. Chris Williams, autor "Korczaka", który przyjechał na polską prapremierę z Londynu, powiedział, że nie oglądał jeszcze tego musicalu na tak nowoczesnej scenie. Tu wszystko można opisać wielkimi liczbami. 1031 widzów może oglądać spektakl, siedząc na dodatkowej widowni w miejscu orkiestronu. Scena to przestrzeń 16 na 16,5 metra. Nad nią wisi 50 sztankietów, czyli wyciągów na dekoracje, mogących udźwignąć po 350 kg.

Na scenie i na łące

Trzecioklasista Igor Makarski z Kolonii Lewickiej, który gra jedno z dzieci z sierocińca dr. Korczaka, mówi, że czuje się malutki w ogromnym budynku Europejskiego Centrum Sztuki. - Jeszcze nie poznałem go całego, choć mój tata gra w orkiestrze na kontrabasie - zwierza się. Choć mam sporo centymetrów więcej, stale muszę tu chodzić z podniesioną głową, żeby wszystko zobaczyć. Według odważnego projektu prof. Marka Budzyńskiego, w konstrukcji bryły Centrum beton łączy się ze szkłem i drewnem. - Kamienne schody w pewnym momencie zamieniają się w szklane, to symbol wspinania się ku kulturze wysokiej - tłumaczy Magdalena Kleban, rzecznik prasowy. We foyer, w jasnych holach stoją stylowe sofy, sekretarzyki, fotele. Dyr. Skolmowski namówił antykwariuszy, żeby je tutaj eksponowali. W wydzielonym miejscu można obejrzeć wystawę kostiumów do zrealizowanej przez Hoffmana filmowej wersji "Trylogii" Sienkiewicza. Chodzi o to, by ludzie zobaczyli, jak ubierano się w epoce, w której toczy się akcja opery "Straszny dwór". Robią wrażenie stylowe żyrandole, a obok nich winda, która wwozi chętnych na ósme piętro, gdzie rozciąga się łąka na dachu, prawdziwy hit budynku. Na trzecim piętrze można wyjść na taras widokowy.

Już ponad 10 tys. osób zwiedziło sam budynek. Reszta ogląda go przy okazji uczestniczenia w wydarzeniach kulturalnych. Co piątek w ramach abonamentu odbywają się koncerty symfoniczne. Inaczej niż w innych filharmoniach, wprowadzenia do nich mają wygłaszać ludzie z innych niż muzyczna branż - fizycy, malarze. Wielbiciele muzyki mniej poważnej mogą w inne dni posłuchać Lipnickiej i Portera czy Bałtroczyka. Latem w amfiteatrze na 600 miejsc wyświetlano filmy takie jak "Casablanca", i nawet kiedy padał deszcz, do końca zostawało 200 widzów pod parasolami. Bartek Stasiński - grający w "Korczaku" szóstoklasista z Jurowiec - uważa, że mimo ogromnej powierzchni budynku panuje w nim domowa atmosfera. Wie, co mówi, bo od roku uczestniczył w próbach do musicalu, a i teraz dwa razy w tygodniu występuje na scenie.

Tomasz Steciuk, gwiazda musicali, ma 42 lata, a odtwarza 62-letniego dr. Korczaka. Sam ma dwoje dzieci, a tutaj ponad setkę. Na szczęście grają razem z żoną. - Zawiązujemy sojusz w walce z maluchami - żartuje. -Dasz palec, a wezmą ci rękę. Korczak kochał dzieci mądrą miłością. Warto się tego nauczyć.

Nowy duch opery

Widziani przez podłogę z kraty, z wysokości siódmego piętra, aktorzy stojący na scenie przypominają laleczki. Tutaj znajduje się strop techniczny, czyli cała maszyneria, której nie oglądają widzowie. Koła, sieć lin, 50 sztankietów, czyli rur. Z perspektywy ptasiej najlepiej widać cały ogrom gmachu. Kiedy podnosimy głowę stojąc na dole, w górze widać tylko ciemności. Z boku sceny skromnie siedzi operowy mag - Jarosław Bancerek, obsługujący 150 urządzeń podpiętych do pulpitu. Po jego jednym kliknięciu, w zależności od potrzeb, zaczyna poruszać się obrotowa scena główna albo zapadnia opuszcza się w dół, a jeśli trzeba, to orkiestron wynurza się z muzykami i dyrygentem z głębokości 2 metrów 75 cm. - Wszystkie mechanizmy są tak inteligentne, że kiedy np. zapadnia poczuje ludzką nogę, natychmiast się zatrzymuje - opowiada dyr. Skolmowski. W operze jest system do wytwarzania wirtualnych dekoracji, z kamer rzucających obraz 3D. Każdy spektakl czy koncert może rejestrować 6 samoczynnie sterowanych kamer HD. - Uczymy się obsługi multimediów - przyznaje dyrektor. - W promieniu tysiąca kilometrów nikt nie ma takich umiejętności, bo nigdzie nie mają takiego sprzętu.

Brygadę techniczną teatru tworzą mistrzowie z klubu sportowego - karatecy, judocy. - To jedna z najlepszych ekip, jakie widziałem - chwali ich dyrektor. - Opanowani, wytrenowani, nie piją, nie palą. W "Korczaku" ponad 300 aktorów obsługiwało tylko 5 świetnie wyszkolonych garderobianych. Większość pracowników - dźwiękowcy, oświetleniowcy, sprzątaczki przeszło badania psychologiczne, żeby sprawdzić ich odporność na stres.

Po sześciu tygodniach funkcjonowania Centrum dopiero dziś zdarzyła się awaria. Dźwiękowiec nie włączył trzech z 30 mikroportów. Na premierze "Strasznego dworu" też narzekano na jakość dźwięku. Ale jak przyznaje sam dyrektor - system stymulacji nagłośnienia jest tak skomplikowany, że trzeba się go uczyć przez długi czas. - W Królewskim Teatrze w Kopenhadze pracowano nad akustyką dwa lata - mówi. Centrum Sztuki Europejskiej łączy w sobie funkcje teatru operowego, filharmonii, teatru, sali kongresowej itp. Każda z nich wymaga wnętrza o różnych wartościach czasu pogłosu. Aby je zapewnić, zamontowano ruchome elementy: kotary akustyczne na ścianach amfiteatru i balkonów, ekrany akustyczne podwieszone do stropu widowni i składaną muszlę koncertową, ustawianą na scenie na czas koncertu orkiestry symfonicznej.

Razem z Jarosławem Bancerkiem, tropiąc ducha nowiutkiej opery, schodzimy do podziemi teatru. Olbrzymie, ciemne piwnice nie mają gotyckich sklepień jak w musicalu "Upiór w operze" Andrew Lloyda Webera. Choć w przyszłym roku nie trzeba będzie tu schodzić, aby odczuć takie klimaty. Na afisze Centrum oprócz "Traviaty" i "Skrzypka na dachu" trafi właśnie "Upiór w operze". Powstanie najnowocześniejszego Europejskiego Centrum Sztuki po prawej stronie Wisły też było niebezpiecznym przedsięwzięciem. Nie tylko w mediach narzekano, że idą na nie duże pieniądze miejskie i samorządowe. Dziś widać, że ryzyko miało sens. Wielu aktorów, muzyków i piosenkarzy nie tylko z kraju, ale i z zagranicy zabiega o to, żeby wystąpić na białostockiej scenie. A dyr. Skolmowski ma wciąż nowe pomysły. Nie chce zdradzać jakie. - Poczekajcie do przyszłego roku - mówi.



Barbara Gruszka-Zych
Gość Niedzielny
7 grudnia 2012