Orszaki, dworaki, szum

Na jubileusz półwiecza swej pracy artystycznej mistrz Jan Szurmiej uraczył nas 8 stycznia br. w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie wzruszającą, mądrą liryką Agnieszki Osieckiej, na której jako reżyser zbudował muzyczny spektakl "Wielka woda" według własnego scenariusza i z własną choreografią oraz librettem. Tytułem nawiązał do jednego z utworów tej "poetki piosenki", jak sam określa Osiecką - do "Wielkiej wody" właśnie, która w połowie spektaklu wybrzmi tym znamiennym "nie daj mi, Boże, broń Boże, skosztować/ tak zwanej życiowej mądrości" w przekazie Mistrza Ceremonii, przewodnika widowiska Grzegorza Pawłowskiego, który tak sugestywnie rzec by można dyrygował i łączył emocje artystów na scenie oraz widzów.

Powróciła do nas Osiecka prawie namacalnym obrazem w tym scenicznym wytrawnym aktorsko trójwcieleniu, uosabianym przez Magdalenę Kozikowską-Pieńko, Justynę Król i Mariolę Łabno-Flaumenhaft w piosenkach, które muzycznie do jej poezji przyoblekli sławni twórcy - Komeda, Krajewski, Gärtner, Zieliński, Sławiński, Mikuła, Satanowski, Abramow - zaaranżowane muzycznie (Zbigniew Karnecki) i przygotowane wokalnie (Bożena Stasiowska-Chrobak) na tę scenę. A przeżywane, chwilami ze wzruszeniem i zadumą, a chwilami kwitowane aplauzami radości, gdy słuchało się ich w wykonaniu także pozostałych wspaniałych artystów (Małgorzata Pruchnik-Chołka, Dagny Cipora, Beata Zarembianka, Michał Chołka, Mateusz Mikoś, Grzegorz Pawłowski, Robert Żurek).

Szurmiej przywrócił Osiecką z jej nieustannym pragnieniem miłości, kochaną, ale i zarazem samotną wszakże, trafnie diagnozującą i opisującą metaforami dziejącą się historię. Wybrzmiewają one współcześnie, nieraz w pół wieku później niczym deja vu niebezpiecznie prawdziwie. Jak w scenie, gdy społeczność zamieniana jest w bezwolnych klaunów tej apokalipsy karnawałowej i "zanim więc serca upadłość ogłoszą" należy się spieszyć na bal, na który "drugi raz nie zaproszą nas wcale". I wtedy jak refren, jak okrzyki na manifestacji słychać: "Orszaki, dworaki, szum pawich piór", a Osiecka w tej trójpostaci scenicznej (Mariola, Magda i Justyna) konstatuje m.in. "Historio, historio,/ tyle w tobie marzeń,/ bywa, że cię piszą/ kłamcy i gówniarze". I w tej wielkiej matni "pchamy się na scenę,/ a to jeszcze szatnia".

Ci, co mieli okazję słuchać tych różnych fraz Osieckiej jeszcze w warszawskim STS-ie, albo w innych przekazach podczas studiów, odnajdywali znowu swą młodość w owych okularnikach gnieżdżących się w akademiku, którzy już "z dyplomami w kieszeni" potem "wiążą koniec z końcem/ za te polskie dwa tysiące". Tak jak dziś ich wnukowie?

A gdy Madzia Kozikowska-Pieńko w songu rozpoczęła wersem "Kto przysłonił te księżyce nad dachami" i wzmocniona echem całego zespołu w refrenowym "Ucisz serce, ucisz serce,/ jedno z tylu, jedno z tylu serc" - to jakby Szurmiejowy "Sztukmistrz z Lublina" wg Singera znowu odezwał się w sercach tych, co przed prawie dwunastu laty widzieli na scenie w Siemaszkowej to pamiętane do dziś widowisko. Wtedy nasze serca uciszała Kasia Słomska jako Estera, Jaszą był Przemysław Tejkowski, a wzruszającym Kataryniarzem Mariola Łabno-Flaumenhaft. I plejada innych, bo prawie cały zespół teatru zaistniał w tym spektaklu.

A gdy Michał Chołka (Młody) z Mariolą Łabno-Flaumenhaft (wcieleniem Osieckiej) śpiewają "W żółtych płomieniach liści", to ożywa w pamięci mego pokolenia nasz studencki klub Odmieniec przy Pułaskiego i pamięć wieczoru ze Skaldami, którzy świeżo tę i inne piosenki przywieźli, a Tosiek Kopff komentował potem z życzliwą zazdrością, że po usłyszeniu takich utworów zawirowaniu ulega na moment jego kompozytorska wena. I tak "Grudzień ucieka za grudniem,/ styczeń mi stuka za styczniem" można Osiecką opowiadać, zapamiętywać, przeżywać i pobudzać z gnuśności rozum, serce i wrażliwość.

W scenograficznej oprawie Wojciecha Jankowiaka, z tym wyobrażeniem jakby kurtyny wodnej, z której wyłaniają się albo odpływają weń bohaterowie widowiska, centrum wydarzeń umocowane jest na przesuwającym się molo, albo może pokładzie łodzi? I jak w kalejdoskopie mkną fazy życia i twórczości Osieckiej ułożone w rytm kolejnych festiwali opolskich, na których pojawiały się te ponadczasowe w treści i wymowie przeboje. Poprzez wymowne acz nienachalnie scenki, niemącące jednak polityką poetyckiego obrazu. Nawiązujące m.in. do wydarzeń marcowych 68, sierpnia 80, stanu wojennego po współczesność z finałowym utworem "Łatwopalni" Jansona do słów Jacka Cygana, w którym tak wzruszająco Małgosia Pruchnik-Chołka uświadamia nam przemijanie i zatrzymuje w pamięci bohaterkę spektaklu Agnieszkę Osiecką oraz ten "Świat między wierszami/ Największy ukrył skarb/ Lecz w to miejsce czasami/ Odchodzi któryś z nas".

Na premierowym wieczorze mistrzowi Szurmiejowi wywołanemu na scenę przy brawach na stojąco artyści zgotowali jubileuszową niespodziankę, sadzając go na wniesiony tron. Wysłuchał zgrabnych i dowcipnych wierszowanych gratulacji poczynając od Joanny Baran po mistrza owej benefisowej sceny Sławomira Gaudyna, który w nieskończoność wygłaszał pean w każdym wersie rymowany do nazwiska Szurmieja"[]nocą nawiedza mnie duchów wielka koleja/ pisz wierz na jubileusz Szurmieja// był dybuk mądrego jewrieja/ pisz wiersz na jubileusz Szurmieja// mówił duch Jesienina Siergieja/ napisz wierz na jubileusz Szurmieja// był reżyser słynny Bareja/ wymyśl wiersz na jubileusz Szurmieja// obudził mnie wreszcie telefon od Jima Curreya/ przyjeżdżam na jubileusz Szurmieja// [] tłum cały stanął w teatralnych wierzejach/ aby być na jubileuszu Szurmieja[]". Był film jak w starym kinie, w którym przypomniano rzeszowskie akcenty jubilata, z kadrem, na którym benefisant jest jakby ujęty na żywo kamerą w otoczeniu scenicznych przyjaciół. I listy od marszałka województwa i prezydenta Rzeszowa, a dyrektor teatru Jan Nowara nie omieszkał przypomnieć, że na otwarcie pierwszego dyrektorowania tutaj, Szurmiej przywiódł wtedy do Rzeszowa właśnie "Sztukmistrza z Lublina". Zauważył też, sypiąc pochwałami, że być może recenzenci teatru nowego nie byliby zachwyceni wizją teatru Szurmieja. I może to dobrze, bo nie używa on sztuczek filmowo-komputerowych, ale przekazuje sztukę żywą, w żywych obrazach, które poruszają serca.

Jan Szurmiej - reżyser, aktor, inscenizator i choreograf. Znawca kultury żydowskiej.

Urodził się 27 lipca 1946 w Jaworze, w rodzinie o dużej tradycji teatralnej. Matka - Aida (1925-2005), była tancerką i choreografem, ojciec - Szymon (1923-2014), był aktorem, reżyserem oraz dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie.

Absolwent Studia Aktorskiego przy Teatrze Żydowskim. Zagrał w wielu filmach i serialach. W swoim dorobku posiada ponad 100 realizacji reżyserskich, a także wiele ról filmowych i teatralnych, wielokrotnie nagradzanych spektakli, bijących rekordy popularności wśród szerokiej widowni w kraju i zagranicą.

W latach 1965-1971 był aktorem Teatru Pantomimy Gest we Wrocławiu. Z Teatrem Żydowskim w Warszawie związany w latach 1971-1991. Od 1991 do 1993 roku pełnił funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Muzycznego Operetki Wrocławskiej, którą przekształcił w Teatr Muzyczny "Capitol". W latach 1992-1994 piastował stanowisko dyrektora naczelnego i artystycznego Operetki Warszawskiej, zmieniając formułę na Teatr Muzyczny, powracając do przedwojennej nazwy tego obiektu "Roma". W okresie 1996-1997 był głównym reżyserem Teatru Żydowskiego w Warszawie. Ponadto w latach 1996-2000 pełnił funkcję dyrektora generalnego Stowarzyszenia Niezależnych Autorów Radiowych i Telewizyjnych SNART w Warszawie. W 2001 roku stworzył Festiwal im. Anny German w Zielonej Górze, którym kierował do 2007 roku. Jest także autorem Święta Saskiej Kępy im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie, które jest obchodzone cyklicznie od 2006 roku.

Artysta współpracował z wieloma teatrami, m.in. Teatrem Polskim we Wrocławiu, Teatrem Rampa na Targówku, Teatrem im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, Teatrem im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.



Ryszard Zatorski
Dziennik Trybuna
16 stycznia 2016
Spektakle
Wielka woda