"Ostatni gasi światło", czyli polsko-czeska koprodukcja w Teatrze Kochanowskiego

Norbert Rakowski z powodzeniem reżyseruje sztukę Vojtecha Stepanka. Na scenie sam autor i czeska gwiazda telewizyjna. Kristyna Leichtova.

Najpierw za czymś w rodzaju konsoli sadowią się obserwatorzy (nie są bogami, narratorami aniołami, ani jury - jak mówią). To tacy sami obserwatorzy, jak my, widzowie. Oni mogą jednak bohaterom zadawać pytania. Czy my też? To jedna z kwestii jaką podejmuje sztuka "Ostatni gasi światło" Vojtecha Stepanka - prawa do ingerencji w czyjeś życie. Druga, łącząca się z nią, to kwestia odpowiedzialności .

Obserwujemy trzy sytuacje - małżeństwa, które oddało do sierocińca adoptowane dziecko, pracownika teatru, który ma zabić na potrzeby sceny papugę i dyrektora odrzucającego ofertę pracy głuchoniemego chłopaka, który nie wie, że jest jego synem i któremu nie mówi o tym pośrednicząca w tym dziewczyna. To swego rodzaju sytuacje graniczne dla każdego z nich. Punkty zwrotne, wymagające rewizji definicji życiowego ładu i szczęścia.

Do aktorskich ukłonów i kwiatków jest letnio. Temperatura rośnie po kwiatkach, gdy aktorzy wychodzą z ról, zwracają się wprost do publiczności. Na ostatnie 10 minut robi się bardzo interesująco, także dlatego, że to okazja do polsko-czeskiej kulturowej potyczki. Czesi wytykają nam np., że u nas wszystko zaczyna się i kończy na Bogu, co nabiera szczególnego smaczku w kontekście językowych różnic. Czech zwija się ze śmiechu słysząc, że Polak "szuka Boga". Finał trąci dydaktyzmem, ale leciutko, bo Czesi mają tę zdolność, by o sprawach ważnych, fundamentalnych mówić bez zadęcia i patosu, nienachalnie. W sumie ciekawy eksperyment.



Iwona Kłopocka
Nowa Trybuna Opolska
30 września 2017