Otulić się pięknem

- Jeżeli moje działania zostały dostrzeżone przez szanowną kapitułę, to znaczy, że jesteśmy w najlepszym momencie, jesteśmy dla młodzieży partnerami - mówi Robert Skolmowski w rozmowie z Pawłem Nakraszewiczem z Szlifu

Z dyrektorem Wrocławskiego Teatru Lalek ROBERTO SKOLMOWSKIM rozmawiał Paweł Nakraszewicz

Jak ocenia Pan przedsięwzięcie, jakim są Heble?

– To świetny pomysł, który pokazuje nam, dorosłym, że nasze działania poddane są ciągłej obserwacji. I to jest w nim fantastyczne. Jest to taki rodzaj niezwykle
potrzebnego uprawomocnienia naszego postępowania. Potwierdza on, że droga, którą się w dorosłym życiu wybrało, jest drogą słuszną i owoce tej pracy są komuś potrzebne. Dodatkowo ta nagroda daje bardzo dużo motywacji do przyszłego działania. Jest to dla mnie wskazówka, aby w ciągu tych dwóch lat pracy, które mi pozostały w teatrze, zrobić dla młodych ludzi jeszcze więcej.

W jaki sposób stara się Pan działać na rzecz młodzieży?

– Od dwóch lat próbuję udowodnić, że Teatr Lalek nie jest wyłącznie dla dzieci. Chcę pokazać, że jest tworzony również dla młodzieży, dla prawie dorosłych ludzi. Jak się okazało po paru przedstawieniach, prowadzimy tu bardzo poważną dyskusję, prowokujemy młodych do myślenia. Odbiór naszych przedstawień przez licealistów oraz studentów jest dla nas bardzo istotny. To paradoksalne, ale kiedy spojrzymy na pejzaż kulturalny naszego miasta, w zasadzie nie ma poza ofertą mojego teatru propozycji, która może pomóc młodym ludziom zacząć wewnętrzną rozprawę ze
światem. Kiedy ma się te późne naście lat, człowiek wdaje się ze światem w poważne zabawy. Próbuje sobie z nim poradzić, uporządkować go, a przede wszystkim znaleźć w nim swoje miejsce, odnaleźć się w tym świecie, żeby go zrozumieć, a potem móc zmieniać. Jeżeli moje działania zostały dostrzeżone przez szanowną kapitułę, to znaczy, że jesteśmy w najlepszym momencie, jesteśmy dla młodzieży partnerami. Rzeczywistość ludzi dorosłych, takich jak ja, jest często światem „mądrali” pełnych pychy, którzy są tak zapatrzeni w wyścig szczurów, w którym biorą udział, że nie chcą zauważać, że ten świat powoli przestaje należeć do nich. Ja już swoje zrobiłem. Mówię tu oczywiście o mojej wewnętrznej walce i o mojej próbie odnalezienia się.

Skąd czerpie Pan pomysły?

– Bardzo dokładnie przyglądam się problemom młodzieży na przykładzie moich synów oraz ich kolegów. Dużo rozmawiam z młodymi ludźmi, ponieważ wciąż jeszcze nie jestem w stanie sobie powiedzieć: „Wiem, co trzeba”. Próbuję diagnozować problemy młodych oraz określić funkcję, jaką teatr powinien pełnić w ich rozwiązywaniu. Teatr to nie jest tylko rozrywka. Nawet to, co nazywamy rozszerzaniem horyzontów, jest tu tylko jednym z wielu celów, podczas gdy tak naprawdę teatr musi być partnerem na wielu płaszczyznach. Życie to nie jest rzeczywistość wirtualna, to jest real, żyjemy w realu. Naszą rolą jest nie tylko ukazywanie oblicza naszego nie najpiękniejszego świata, ale wskazywanie, że jedynym sposobem, żeby w tym świecie żyć sensownie, jest otulić się pięknem.

Jak się Pan czuje jako laureat Hebli?

– Muszę przyznać, że jestem onieśmielony, gdyż otrzymanie nominacji, a co dopiero tytułu laureata, wprawia mnie w cudowny stan ducha. Myślisz: „Dostałem! Ktoś mnie docenił!” i dalej funkcjonujesz. Ten zaszczyt sprawił jednak również, że trochę się przestraszyłem, czy podołam. Nałożono na mnie wielkie brzemię i chociaż jestem niezwykle szczęśliwy, to piekielnie się boję, czy ja przez najbliższe miesiące lub lata na pewno okażę się wart tej nagrody.



Paweł Nakraszewicz
Szlif
21 maja 2010