Otwartej Europy sobie życzę
Po dyskusji panelowej "Teatr odbiciem niepokojów Europy", kończącej Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Dialog-Wrocław"Kiedyś teatr pokazywał nam co prawda okropności, ale nie było w nim beznadziejnej pustki - podsumował współczesną rolę teatru prof. Leszek Kołakowski
Prowadzący dysputę Jacek Żakowski, dziennikarz i publicysta, mówił o europejskim kompleksie starości, goryczy płynącej z przeczucia, że nic świeżego już się na Starym Kontynencie nie wydarzy, a także o starości naszej kultury, przynoszącej nam poczucie zbędności i wynikającego z niej cierpienia. - Europejski lęk zbiorowy: wszystko, na co nas jeszcze stać, to pragnienie doczłapania do sedesu, zanim nam zupełnie zmiękną nogi - zdiagnozował bezlitośnie kontynent, odnosząc się do znakomitego spektaklu "Długie życie", wystawionego przez teatr z Rygi. - Jak odnaleźć radość nadającą nowy sens istnieniu? - pytał dyskutantów.
Prof. Leszek Kołakowski, filozof: - Tematy dziś zaprzątające teatr: zło, niedola, okrucieństwo są w nim obecne od wieków. Co jest nowego? Czytałem kiedyś rozmowę z Ionesco, w której powiedział, że absurdem jest nazywać jego teatr teatrem absurdu, bo jest to teatr poszukiwania Boga. Ale współczesna literatura i teatr odkrywają świat bez Boga, świat, w którym nie kryje się żadna perspektywa.
Prof. Kołakowski wspomniał także, że nie lubi Nietzschego (na podstawie jego tekstu Krystian Lupa wyreżyserował "Zaratustrę"). - Jednym z powodów jest jego pogarda dla zwykłych ludzi, którzy nie mają artystycznych aspiracji, a muszą pracować, żeby wychować dzieci i mieć dach nad głową. Nietzsche nimi gardził, a elit nienawidził. Część jego przesłania przeniknęła do naszej kultury: historia, życie nie mają sensu, niebo jest puste, nie ma w nim Boga. To uczyniło kulturę siedliskiem beznadziejności - mówił.
Paul Thibaud z Francji, chrześcijański publicysta: - Mamy obsesję i poczucie winy, ale też poczucie, że nie musimy z niczego zdawać sprawy. A przecież nawet unieruchomieni na szpitalnym łóżku możemy stać się lepszymi. Ta doskonałość pozwala nam żyć - podkreślił.
Jak zwykle dowcipnie wypadł rosyjski pisarz Wiktor Jerofiejew, który zaczął od przypomnienia postaci Satina z "Na dnie" Gorkiego. - On mówi "człowiek brzmi dumnie", ale jest zupełnie pijany i następnego dnia nawet nie pamięta, co powiedział - przypomniał publiczności. - My jesteśmy smutni, ulice są smutne, samochody też. Pozbawiona metafizycznej energii Europa jest smutna, po co więc do niej wchodzić? - pytał
Niemiecka krytyk teatralna Renate Klett ściągnęła nieco dyskusję z intelektualnych wyżyn na praktyczny poziom. - Kryzys wieku średniego, w którym jest Europa, polega na tym, że niczym starszy pan szuka towarzystwa młodej dziewczyny. Może to Rosja nią będzie? Przypatrywałam się zmianom w Europie z perspektywy zachodnich Niemiec. Najpierw pojawili się tu gastarbeiterzy z Włoch, potem Turcy, Rosjanie. Na początku obcy, nieufnie przyjmowani, teraz są to "nasi" Rosjanie, Włosi i Turcy. Dziś, w związku z terroryzmem, obawiamy się Arabów. To być może się zmieni. Może przyjadą do nas także Afrykanie. Takiej otwartej Europy sobie życzę - podsumowała.
Małgorzata Matuszewska
Gazeta Wyborcza Wrocław
16 października 2005