"Out" Bałtyckiego Teatru Tańca

Zespół będący na etapie budowy czeka ogrom pracy, chęci jak widać im nie brakuje

Zespół baletowy Opery Bałtyckiej przemianowany niedawno w Bałtycki Teatr Tańca zaprezentował 21 maja, według zapowiedzi, pierwszy, nowy spektakl. Dla każdego, kto zna reguły przynależne teatrowi tańca taką zapowiedzią była już poprzednia premiera, "Chopinart", szczególnie jej część zrealizowana przez Emila Wesołowskiego.

Warto zapytać, już na początku działalności nowej formacji jakie treści, przeżycia emocjonalne i jaki warsztat proponuje widzom gdański teatr pracujący w obecnym kształcie?

Jest to dwudziestokilkuosobowy zespół, ambitny i utalentowany. O sporym potencjale artystycznym, na razie jeszcze bardzo nierówny pod względem umiejętności. Pracujący jednak bardzo intensywnie, a jego ambicje znajdują już pewne odzwierciedlenie na scenie. Widać, że ci młodzi ludzie bardzo chcą tańczyć. Powinni jeszcze sporo popracować nad plastyką ruchu, nad spięciami ciała. Porównując poprzednie spektakle,/ "4&4" i "Eurazję"/ muszą budować swoją formę i technikę, poszerzać umiejętności aktorskie. Dobrze uwydatniło się to w spektaklu "Romeo i Julia", który oceniam najwyżej spośród zrealizowanych przez Isadorę Weiss na gdańskiej scenie.

"Romeo i Julia", uparcie powtarzam, jest według mnie, drogowskazem dla choreografki szukającej własnej, autorskiej formuły teatru tańca. Nie powinna ona, przynajmniej na razie, opierać swoich spektakli o własne libretto, w którym nie ma dyscypliny w opowiadaniu zwartej całości. Pewien brak ascezy w komponowaniu libretta sprawia, że zostają w pamięci widza tylko poszczególne sceny, jedne lepiej, drugie gorzej zinterpretowane przez tancerzy, umyka natomiast spójność myśli przewodniej, pozwalającej widzowi na refleksje, na własne przemyślenia i odczucia. Zarówno zapowiadane wyobcowanie bohaterów jak i ich wtopienie się w społeczność, w proponowanym kształcie libretta, nie jest ani jasne, ani klarowne. W tej sytuacji siłą rzeczy widz skupia się bardziej na formalnej ocenie spektaklu.

"Out" składa się z kilkunastu miniatur tanecznych, do znakomitej muzyki, dobrze dobranej do układów. Weiss wykorzystuje m.in klasyków Henryka Mikołaja Góreckiego, Jana Sebastiana Bacha, Antonio Vivaldiego oraz współczesnych twórców Yasmin Levy śpiewającej głównie pieśni sefardyjskie, inspirowane flamenco, Gustavo Santaolalla czy Alicia Keys.

W niektórych duetach choreografka stosuje ciekawe przejścia między poszczególnymi ewolucjami, w scenach zbiorowych, niestety, nadużywa powtórzeń tego samego gestu, którego nie można traktować jako znaku rozpoznawczego jej twórczości, bo powtarzany stale, często bez uzasadnienia, staje się pusty i nużący.

Na szczególną uwagę zasługuje kilka fragmentów - do najbardziej poruszających, prezentujących prawdziwy teatr tańca należy duet Franciszki Kierc i Leszka Alabrudzińskiego, wsparty przez działania aktorskie Aleksandry Michalak w roli Śmierci. Podobał się poetycki duet Beaty Gizy i Artura Grabarczyka, w \'Kwartecie\' wyróżniali się Łukasz Przytarski i bardzo sprawny we wszystkich scenach Filip Michalak. Sporo ciekawych rozwiązań zaproponowała choreografka w "Wolnych strzelcach", interesująco zapowiadała się pierwsza scena spektaklu - gdyby ją skrócić co najmniej o połowę nabrałaby tempa i wyrazistości. Michał Łabuś w solówce odnalazł się dobrze w klimacie twórczości Almodovara, natomiast zbyt często "wychodzi" z budowanej postaci, prezentując niczym nieuzasadniony uśmiech.

W wypowiedziach przedpremierowych Izadora Weiss zapowiadała w swoich układach poszukiwanie czystości i piękna - jest to pojęcie nie do końca zidentyfikowane, ale najbardziej zabrakło mi go w kostiumach solistek - ubranie ich w niektórych scenach w "nie twarzowe" majtasy, które pogrubiają pupy i burzą proporcje między poszczególnymi częściami ciała - nogi, korpus, tzw. góra - a to nie dodaje tancerkom urody i wdzięku. A przecież zadaniem twórcy kostiumów powinno być ukrycie mankamentów, nie ich eksponowanie i uwydatnianie.

Zespół będący na etapie budowy czeka ogrom pracy, chęci jak widać im nie brakuje, dla pełnego rozwoju trzeba im koniecznie umożliwić kontakt z choreografami reprezentującymi różne kierunki w sztuce tańca. Taka różnorodność zapewni wszystkim członkom Bałtyckiego Teatru Tańca poszerzenie własnych umiejętności, doskonalenie warsztatu i osiąganie coraz lepszych artystycznych rezultatów. Życzymy im tego.



Barbara Kanold
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
28 maja 2010
Spektakle
OUT
Portrety
Izadora Weiss