Pani Krysia

Od tygodnia nie żyje Pani Krystyna Żuchowska. Otrzymałem nocą krótkiego smsa o jej śmierci i siedząc w rozbawionym towarzystwie długo gapiłem się w ekran komórki. Ciężko się było otrząsnąć, jakoś pozbierać do kupy. Istnieją bowiem w życiu takie osoby, których wpływ na nasz proces formacyjny jest ogromny. Lepią nas jako ludzi, sklejają, doklejają brakujące cechy: wrażliwość, empatię, dolewają oliwy do mózgu lub ognia. Pełnią rolę Geppetta.

Z reguły w życiu każdego człowieka pojawia się jedynie kilka takich osób, czasem tylko jedna, z reguły w pierwszej połowie życia. Anioły? Mędrcy? Opiekunowie? Szukam dobrego nazewnictwa, i szybko zdaję sobie sprawę, że Pani Krysia takiemu przyporządkowaniu się nie daje, etykietkowania przecież nie lubiła. Pamiętamy o tych osobach, wiedząc jak istotne znaczenie odegrały w naszym życiu. Spotkania z nimi to zawsze święto. Taką osobą była dla mnie Pani Krysia.

Poznaliśmy się dziesięć lat temu podczas warszawskiego festiwalu Lalka też człowiek. Organizatorzy wpadli na wydawało mi się poroniony i ryzykowny pomysł, by oto zaprosić studenta ostatniego roku, piszącego te słowa, do grona zacnych jurorów. Dlaczego ryzykowne? Otóż można przypuszczać, że o porozumienie z cenionymi, starszymi znawcami teatru będzie dość trudno. Jakie było moje zdziwienie gdy przez kilka kolejnych edycji festiwalu mieliśmy z Panią Krysią dość podobne zdanie, często wbrew reszcie artystów zasiadających w tej zacnej loży. Pani Krysia przede wszystkim długo słuchała opinii innych. Ale zdarzało jej się zabrać głos pierwszej, lecz tylko gdy coś ją szczególnie wzburzyło lub zachwyciło. Lubiła słuchać młodszych, zdarzało się, że zaskakiwała ją moja perspektywa patrzenia na spektakl. Tak poznałem co to otwartość.

Raz jeden, z przyczyn, dla których nie ma tu teraz miejsca, by pisać, organizatorzy festiwalu postanowili nie zaprosić mnie do komisji jurorskiej. Pomagałem wówczas jedynie jurorom w komunikacji, tłumacząc z angielskiego na polski i odwrotnie. Pani Krysia powiedziała wówczas, ku mojemu zdziwieniu, że następnym razem i ona nie zamierza brać udziału w pracach jurorskiej komisji, jeśli znów mnie tam zabraknie. Tak utwierdziłem się w znaczeniu słowa lojalność.

Pani Krysia miała kapitalne poczucie humoru, potrafiła błyskotliwą, ciętą ironią schlastać pomysł nierozważnego twórcy. Nie było co z niego wówczas zbierać. Nie cierpiała bowiem myślowego niechlujstwa, ludzkiej głupoty. Potrafiła rozmawiać, spierać się ze mną, ale słuchać. Myślę sobie, że w minionej dekadzie nauczyła mnie większej wyrozumiałości i tego słuchania właśnie, nie zakochiwania się we własnych pomysłach, większej otwartości na świat. Jak pisał Terry Pratchett – jej ulubiony pisarz: „Zawsze bierz pod uwagę fakt, że możesz się mylić." Jako emerytowana aktorka często broniła wykonawców przed naszymi-jurorów pochopnymi sądami. Mocno wypowiadała się o reżyserach, inscenizatorach, pomysłodawcach, często wręcz z czułością obchodząc się z bracią aktorską. Rozumiałem to. Za całość projektu odpowiada reżyser, który najczęściej zaprasza aktorów do pracy, ma wpływ na obsadę. Tak nauczyłem się czym jest odpowiedzialność.

Podsuwała mi książki. Nieraz dawała w prezencie. Dzwoniła mówiąc, co mam przeczytać. Lubiła rozmawiać o Pratchecie, zaraziła mnie Lwowem, w którym mieszkała w dzieciństwie. Potem jeszcze przez kilka lat opowiadała jak wybrała się do Lwowa, mówiła o tym jak powracała pamięcią do czasów małej dziewczynki biegającej po lwowskich uliczkach. Pani Krysia, jak wielu powojennych Lwowiaków, wylądowała po wojnie na studiach we Wrocławiu, po nich podjęła pracę w tamtejszym teatrze lalek. Była też tłumaczką z francuskiego, generalnie lubiła otaczać się literaturą. Opowiadała mi o księgarni nieopodal swojego mieszkania, gdzie zamawiają jej książki, wszystkie których sobie zażyczy. Kazała mi kupić książkę o obrazie wiszącym w kieleckim muzeum. Kupiłem, niszowe wydawnictwo. Skąd o tym wiedziała Pani Krysia? Potrafiła wynajdywać perełki na rynku wydawniczym. Sporo czytała współczesnej prozy, ceniła „Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk. W ostatnich latach nie uczestniczyła już nadmiernie w życiu teatralnym, chłonęła literaturę. Ale też umówmy się, widziała bardzo dużo, potrafiła bezbłędnie wskazać błędy w prowadzeniu Pulcinelli czy Pietruszki, oddzielić ziarno od plew u współczesnych młodych entuzjastów sztuki lalkarskiej. Pani Krysia zaraziła mnie literaturą.

Lalka też człowiek bez Pani Krysi nie będzie tą samą imprezą. Będzie posiadała wyrwę nie do zakopania. Myślę sobie, że dobrze, by powstała nagroda jej imienia. Dziś Pani Krysia jest ambasadorem teatru lalek dla dorosłych, głosi pochwałę tej sztuki już w innej rzeczywistości. Rok temu odszedł Marcin Jarnuszkiewicz – mój profesor, niezwykle dla mnie ważna postać, w tym Pani Krysia Żuchowska. Kurczy mi się świat ludzi istotnych. I znów, na koniec Pratchett. W jednym z jego dzieł Śmierć mówi: „Wszystko co zaszło pozostaje zaszłe". Dobranoc Pani Krysiu.



Bartłomiej Miernik
miernik Teatru
4 sierpnia 2017