Pijaństwo, egzekucje i sporo dobrej zabawy

Przedstawienie na Małej Scenie Teatru Polskiego zaczyna się od projekcji filmowej, w której Lettycja Douffet oprowadza zwiedzających po wiktoriańskiej rezydencji angielskiego barona. Z początku Lettycja, trzymając się faktów historycznych, nie robi zbyt dobrego wrażenia na dzieciach odwiedzających rezydencję w ramach wycieczki szkolnej.

Zawiedziona swoją porażką powoli zaczyna odchodzić od prawdziwych historii i zaczyna zmyślać niestworzone bajki, których efekciarstwo robi wrażenie na kolejnych grupach turystów. Pewnego dnia jednak, zostaje ona przyłapana na swoim zmyślaniu przez angielski urząd ochrony zabytków...

W tym momencie akcja przenosi się na scenę. Lettycja musi zmierzyć się z Charlottą, sztywną urzędniczką mającą jej wymierzyć ostateczny wyrok – zwolnienie dyscyplinarne. Lettycja jednak nie odpuszcza. Jako że w jej żyłach płynie teatralna krew jej matki, która wcielała się w różnych szekspirowskich tyranów, postanawia ona odstawić przeteatralizowane show – w końcu żaden szekspirowski antybohater nie odszedł z tego świata bez ostatniego, pompatycznego monologu. Niestety Lettycja ostatecznie traci pracę – za mitomaństwo i branie nielegalnych napiwków. Lecz nie jest to ostatni raz, kiedy widzi się z Charlotte.

Po antrakcie urzędniczka wraca, by z litości dać pracę „wygnanej" Lettycji. Panie zaprzyjaźniają się, szalona Lettycja otwiera butelkę wódki domowej roboty z dodatkiem lubczyku i komedia rozwija się na dobre. Pijaństwo w „lochach" mitomanki kończy się nieszczęśliwym wypadkiem – jakim, tego nie zdradzę. Pewnym jest jednak, że wypadek jest na tyle nieszczęśliwy, a konsekwencję na tyle poważne, że Lettycji potrzebny będzie nieco nieporadny i ironiczny prawnik, Pan Bardolph.

Ta szalona komedia z farsowym wątkiem kryminalnym udanymi kreacjami aktorskimi stoi. Barbara Guzińska, świętująca swoje 35-lecie pracy artystycznej – brawurowo odgrywa szaloną mitomankę, Lettycję. Jej postać, zbudowana na komicznych kontrastach i teatralnej sztuczności, co rusz bawi widzów kolejnymi niespodziankami. A to ma trupie głowy poukrywane w szafie, a to gilotynę, a to nawet autentyczną – jak zapewnia – armatę z czasów wiktoriańskich. W niczym nie ustępuję jej początkowo sztywna Charlotta, grana przez Marię Suprun. Pod wpływem wystrzałowej wódki Lettycji z Charlotty także wychodzi wariactwo i komiczne zainteresowanie śmiercią, egzekucjami i szekspirowskimi tyranami. Świetnym uzupełnieniem damskiego duetu jest Pan Bardolph, w którego wciela się Grzegorz Sikora. Niby pragmatyczny, do tego jak na Anglika przystało nieco ironiczny, ale w sumie też szalony prawnik, który finalnie także uczestniczy w makabrycznych wariacjach Lettycji i Charlotty. Jest także Jadwiga Grygierczyk w epizodycznej roli Panny Framer, zagubionej i sklerotycznej asystentki, bawiąca widzów swoją nieporadnością w pierwszej części przedstawienia.

„Lettycja i lubczyk" to kolejne udane przedstawienie Pawła Aignera w Teatrze Polskim, który wraz ze scenografką Magdaleną Gajewską oraz kostiumografkami Zofią de Ines i Igą Sylwestrzak jakiś czas temu przygotowali dobrze przyjęty przez bielską publiczność spektakl „Cyrano de Bergerac".

Co więcej, w styczniu Aigner znów wraca na Dużą Scenę Teatru Polskiego, tym razem z premierą „Skąpca" Moliera, na którego z pewnością warto będzie się wybrać.



Jan Gruca
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
3 stycznia 2023
Spektakle
Lettycja i lubczyk
Portrety
Paweł Aigner