Po drugiej stronie... namiętności

„Tramwaj zwany pożądaniem" autorstwa Tennessee Williamsa z 1947 roku to jeden z najsłynniejszych dramatów wszechczasów, który doczekał się licznych adaptacji: inscenizacji i ekranizacji. Tym razem próbę przeniesienia dramatu na deski sceniczne podjęli artyści Teatru Miejskiego w Gliwicach, a premiera miała miejsce 24 marca.

Zadanie to nie należy do łatwych. Wystarczy wspomnieć, że w premierowym, broadwayowskim spektaklu Elii Kazana z 1947 roku w rolę Stanley'a wcielił się kultowy Marlon Brando. Rolę tę powierzono mu również w filmowej adaptacji dramatu, a jako Blanche DuBois partnerowała mu wówczas określana mianem najpiękniejszej kobiety na świecie i kojarzona głównie z rolą Scarlett O'Hary – zjawiskowa Vivien Leigh. To mocny duet, trudny do przebicia. Jednakże gliwickim aktorom udało się wykreować zupełnie innych bohaterów. Równie prawdziwych, drapieżnych, drażniących. Zapadających w pamięci.

Reżyser Jacek Jabrzyk oparł swój spektakl na najnowszym, uwspółcześnionym przekładzie autorstwa Jacka Poniedziałka. Akcja dramatu rozgrywa się w Nowym Orleanie, kolebce jazzu. W powietrzu „czuć" atmosferę spleenu, dojmującego przygnębienia. Główną bohaterką jest Blanche DuBois (w tej roli gościnnie Mirosława Żak), piekielnie kobieca, drapieżna i lekko podstarzała, pałająca atawistycznym pożądaniem nauczycielka. Walczy sama przeciwko całemu światu i ze sobą.... Blanche to świadoma swej atrakcyjności nimfomanka, która lgnie do mężczyzn niczym ćma do światła i zatracając się w korowodzie kłamstw zmierza do nieuchronnego końca. Przez romans z uczniem zostaje zwolniona z posady nauczycielki. Z powodu długów traci też rodową rezydencję i dach nad głową. Seria niefortunnych zdarzeń. Ma tylko jedno wyjście, dlatego też postanawia odwiedzić siostrę Stellę (Dominika Majewska) i jej męża Stanleya Kowalskiego (Mateusz Nędza), mieszkających przy Elysian Fields Street. Dociera tam tramwajem zwanym Pożądaniem, kursującym do 1948 roku nowoorleańską Desire Street. Szybko okazuje się, że życie Stelli nie jest tak barwne, jak opisywała to w listach, a jej mężowi daleko do dżentelmena. Od tej pory wspomniana trójka dzieli kilkanaście metrów kwadratowych. Na linii Stanley – Banche rysuje się wyraźny konflikt. Ona – zamknięta w świecie kłamstw arystokratka, on – gburowaty, źle wychowany „Polaczek". Ich światy różnią się diametralnie, a każde spotkanie katalizuje kłótnie. Jam sessions, alkohol, nieustanne sprzeczki – ot, ich codzienność. Blanche powtarza, że „nie chce realizmu, chce magii". Są to słowa prorocze, bo w finale sama ulega magii swojego umysłu. Otwarte zakończenie do dopowiedzenia. Gwałt: wyimaginowany czy rzeczywisty? A rejs? Blanche wypłynęła na suchego przestwór oceanu... swojej wyobraźni.

I nie kto inny, jak Blanche jest najbardziej wyrazistą postacią w spektaklu. Można powiedzieć, że to spektakl jednego aktora. Wcielającą się w tę rolę Mirosława Żak „kradnie" show pozostałym aktorom. Podczas pierwszego pokazu była przeziębiona, najwyraźniej zachrypnięta. Jednakże aktorka przekuła tę drobną niedyspozycję w sukces. Chrypka uwiarygodniła postać i spotęgowała wrażenie przepitego głosu podłamanej Blanche. Nie ustępuje jej agresywny, dręcząco-męczący Stanley (Mateusz Nędza), ale jest i poczciwy, prostolinijny Mitch (Łukasz Kucharzewski). Na brawa zasługuje także odtwórczyni roli Eunice Hubbel - Izabela Baran, „złotogłosa", obdarzona aksamitnym, syrenim głosem. Aż żal, że jej rola była tak niewielka.

Jest i klimatyczna muzyka Jakuba Orłowskiego, która towarzyszy bohaterom przez cały spektakl, stając się jednym z jego bohaterów. Wyróżnikiem gliwickiej wersji spektaklu jest minimalistyczna scenografia, której autorem jest Bartholomäus Martin Kleppek. Cały koncept bazuje na wykorzystaniu olbrzymiego lustra oddzielającego świat artystycznej bohemy, komuny Nowego Orleanu od wyimaginowanego świata Blanche DuBois. Uwypuklono w ten sposób nieprzystawalność światów. Tafla unosząca się nad sceną, sprawia wrażenie, że stanowi zarówno sufit, jak i ściany – krzywe zwierciadło „wesołego" miasteczka. Niczym w „Alicji po drugiej stronie lustra" L. Carroll, obok świata realnego istnieje równoległy, w którym wszystko dzieje się na opak. Lustro można traktować także jako alter ego, które ukazuje prawdę o nas, o Blanch i spółce. A gwałt? Zdarzył się naprawdę, czy też to może kolejny wytwór wyobraźni Blanche, która po wszystkim wypływa w długi, niekończący się rejs... wprost do szpitala psychiatrycznego.

Reżyser Jacek Jabrzyk rozmyślnie zburzył czwartą ścianę, symboliczną granicę między widzami a aktorami, rozszerzając przestrzeń gry o widownię oraz dodając monologi do publiczności. Wprowadził przez to odrobinę chaosu i nieuporządkowania oraz element zaskoczenia, dezorientacji widza, zmierzając do jego aktywizacji. Niestety, nie zawsze był to zabieg udany. Kiedy aktorzy opuścili scenę i wkroczyli pomiędzy widzów, świat przedstawiony zaczął przenikać się z światem rzeczywistym.

Gliwicka interpretacja „Tramwaju zwanego pożądaniem" jest oryginalna, dynamiczna, nastawiona na interakcyjność i okraszona żartem – prostym i celnie trafiającym w gusta i guściki. Spektakl gra na emocjach, drażni, wkurza, pobudza, ale i na swój sposób zachwyca. Jednak w powidoku, mentalnym zarysie obrazu zatrzymanego w klatce umysłu, pozostaje pewien zgrzyt i wrażenie chaosu. Zamierzone działanie?



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
4 kwietnia 2018
Portrety
Jacek Jabrzyk