Po premierze \'Walkirii\' w Hali Ludowej

W sobotę \'Walkiria\' rozpoczęła swój wielki i długo oczekiwany cwał. Upadków na szczęście nie było, a do mety dojechali wszyscy. Zwyciężyła zaś przede wszystkim muzyka.

Wagner śpi

Pamiętając inscenizację \'Złota Renu\' sprzed roku, nie należało się po kolejnej części tetralogii wiele spodziewać. Odpowiedzialny za reżyserię Hans-Peter Lehmann, wieloletni zausznik wnuka kompozytora Wielanda Wagnera, konsekwentnie trzyma się zaprezentowanej w ubiegłym roku, a proklamowanej w1951 roku przez niego estetyki scenicznego i interpretacyjnego puryzmu. Wrocławska inscenizacja jest więc kosmiczną podróżą w czasy bajeczne, opowieścią o perypetiach fantastycznych bohaterów, bez próby odnalezienia w niej bliskich współczesnemu człowiekowi treści. Lia Rotbaumówna - wieloletnia dyrektor Państwowej Opery we Wrocławiu i wielka reformatorka inscenizacji operowych - postawiła niegdyś teatrowi muzycznemu, oskarżonemu w XX wieku o pretensjonalność, następującą diagnozę: chodzi o to, \'aby w dziele napisanym w epoce minionej odnaleźć myśli potrzebne współczesności\'. Tymczasem spektakl w Hali Ludowej dryfuje na obrzeżach bajki i historii, obecne w dramacie Wagnera ogromne pokłady znaczeniowe mitu nie zostają uruchomione.

Dzieło śpi

Jedynym pomostem ze współczesnością dla \'Pierścienia\' jest scenografia Waldemara Zawodzińskiego. Tworzy ją stalowa konstrukcja z kilku nitowanych blejtramów, które układają się w coś na kształt elektrowni słonecznej (III akt), innym razem przypominają filary ciężkiego zbrojonego (i zardzewiałego!) mostu (II akt). Żywy związek \'Walkirii\' z aktualną rzeczywistością jest więc tylko powierzchniowy. Oczywiście, bezpieczniej było przerzucić dekoracyjny most, niż zanurzyć się w mętną głębinę mitu w celu wydobycia na powierzchnię ukrytych dotąd znaczeń. Pozbawiło to jednak spektakl wyraźnego i indywidualnego rysu, jasno obranego kierunku interpretacyjnego. I czy aby na pewno źródłem i inspiracją tej odpychającej postindustrialnej wizji była dla scenografa wybujała neoromantyczna muzyka Wagnera?...

Muzyczna uczta

Mimo to warto było wybrać się do Hali Ludowej na \'Walkirię\', a to głównie za sprawą muzyki, która w wykonaniu Orkiestry Opery Dolnośląskiej pod batutą Ewy Michnik dostarczyła ogrom satysfakcji. Bardzo sprawnie, wartko poprowadzona orkiestra przez cały czas trwania dzieła trzymała odpowiednie napięcie spektaklu. Nie było nużących fragmentów, grożących utratą koncentracji i nawet niefortunny monolog Wotana z II aktu jakoś wcale się nie dłużył. Interesująco wypadli także soliści. Wspaniała była zwłaszcza Zyglinda, w której postać - przekonującą tak wokalnie, jak i aktorsko - wcieliła się absolwentka wrocławskiej Akademii Muzycznej Ewa Vesin. Śpiewaczka zadziwiła nie tylko pięknym i dźwięcznym sopranem, ale także kondycją, która od początku do końca dzieła pozwoliła jej zaśpiewać na równym, bardzo dobrym poziomie. Oleg Balashov, solista słynnego Teatru Maryjskiego, kreujący rolę Zygmunda, również ukazał ogromne możliwości wokalne. W partii Wotana interesująco wypadł ponadto Johannes von Duisburg, a w partii Fryki - Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak. Mieszane uczucia pozostawiła jedynie Brunhilda - Ursula Prem. Ta bardzo doświadczona, m.in. w wagnerowskim repertuarze, artystka pozostała zdecydowanie w cieniu niedoświadczonej scenicznie Ewy Vesin. Głos Prem - zwłaszcza w skrajnych rejestrach - brzmiał chwilami płasko i brzydko.

W trwającym z przerwami około sześciu godzin widowisku było kilka naprawdę wzniosłych momentów. Te zapamiętane to scena, w której Zyglinda oświadcza Walkiriom, że jest w ciąży, oraz kończąca dzieło scena, w której Wotan odprowadza Brunhildę na skałę, jej karne łoże. Rozczarowała niestety miłosna scena rodzeństwa z I aktu - Zygmund i Zyglinda nie wyszli tu poza teatralną konwencję. Monumentalne dzieło Wagnera zdolne jest zatem u progu XXI wieku wzbudzać wielkie emocje (o czym świadczyły m.in. tłumy przybyłe do Hali). Zdolne jest także mówić o nas i o naszych czasach, choć spółka Wieland Wagner & Hans-Peter Lehmann wyraźnie nie chce nam tego udowodnić.



Monika Pasiecznik
Gazeta Wyborcza Wrocław
18 października 2004
Spektakle
Walkiria