Po trupach! Na Marsa!

W tym tygodniu odbyły się aż dwie premiery Teatru Polskiego w Poznaniu, oczywiście obie w formie online. Po interesującej interpretacji „Don Juana" nadszedł czas na komedię – zaprezentowany w niedzielę i współtworzony z Komuną Warszawa spektakl „Morderstwo (w) Utopii" w reżyserii Grzegorza Laszuka.

W miasteczku Utopia giną ludzie – zamordowanych nieszczęśników łączą między innymi nazwiska z elementami wywołującymi skojarzenia socjalistyczne. Śledczy znajdują chociażby ciała Lenińskiego, Marksowskiego, Engelskiego i Luksemburskiej. A wcześniej nawet nogę Obywatela Platona – noszącego przecież imię pomysłodawcy jednej z pierwszych utopii, przedstawionej w dialogu „Państwo". Porozrzucane w przestrzeni publicznej kawałki ciał zaczynają powszednieć, Michał Reżyser (Michał Sikorski) dba o utrzymanie estetyki komercyjnego talk show, Grzegorz Pragmatysta (Paweł Siwiak) chyba coś ukrywa, Joanna Realistka – policjantka z mroczną przeszłością – wraz ze swoimi gładzącymi genitalia pomocnikami próbuje poznać prawdę, kiedy pewien zakazany esej sieje postrach wśród mieszkańców, a do tego wszystkiego niedługo ma nadejść jakiś tajemniczy bohater.

Fabułę spektaklu można by było streścić łatwo – gdyby skupić się tylko na tak uproszczonej i wierzchniej warstwie, „Morderstwo (w) Utopii" to typowa historia kryminalna, w której enigmatyczny morderca wybiera ofiary według planu. Władze ukrywają sytuację w mieście, mieszkańcy coraz bardziej się boją. Genialna policjantka decyduje wrócić do pracy, chociaż ma za sobą jakieś ciemne sprawy – jest twarda, niezbyt miła, uwodzi młodą kobietę i za dużo pije, ale na koniec rewelacyjnie łączy fakty i odkrywa niesamowitą wiadomość od mordercy. Tak, Joanna Drozda faktycznie wciela się w tym spektaklu w jakąś odmianę futurystycznego, komediowego Bogarta. Sztuka – choć stylizowana na noir – zawiera w sobie znacznie więcej wyrazistych konwencji. Właśnie tu pojawia się całe „coś ponad". Ale po kolei.

Moda w Utopii nie daje zbyt wielkiego pola do popisu – srebrne spodenki, srebrne rajstopy, srebrne koszule, dresy, bluzy i buty. Makijaż, obowiązkowo, srebrny – no i niezbyt wymyślny, wystarczy połyskująca plama na twarzy. Na pierwszy rzut oka mieszkańcy Utopii nie mają wielu innych szczególnych zwyczajów – dają porywać się ciekawości, romansują, chodzą do lokali, śpiewają, tańczą, umierają i boją się umierania. Ale mają coś, co daje im nadzieję – to kolonizacja Marsa. Problemy współczesności? Jakie tam problemy! Groźny szaleniec zabija obywateli? Nieważne, kup ketchup z Marsa! Produkty z Marsa są w zasięgu ręki i – jak łatwo się domyślić – na pewno będą one lepsze od ziemskich. Jeżeli jesteś Polakiem, zachodnie produkty bezspornie będą dla ciebie lepsze niż polskie. Jeżeli jesteś Europejczykiem, towar z USA naturalnie zadowoli cię bardziej niż cały europejski. To oczywiste, że jeżeli jesteś Ziemianinem, musisz marzyć o tym, co oferuje Mars – tylko wtedy zyskasz przyjemność wiecznie niezaspokojonego pragnienia, tylko wtedy nadążysz za twoim pędzącym światem nadmiaru. To dobrze, bo – jak wspomniano w spektaklu – nadmiar umożliwia przetrwanie.

Nieograniczona konsumpcja ściera się w tej sztuce z umiarem czy wręcz uciskiem, kusząca nowość ze zmysłowej reklamy kontrastuje z czarno-białym światem codziennych wiadomości, fałszywe uśmiechy i złudzenie spokoju okazują się kłamstwem, gdy ulice zalewa krew. Nawet, jeśli to społeczeństwo nie potrzebuje zmiany, zmiana i tak nadchodzi. Przewidywany dotąd przebieg historii nie sprawdził się. Nikt nie zdążył przygotować taktyki odpowiedniej dla takiego rozwoju wydarzeń. Zabawa musi zostać przerwana. Ruchliwe ulice, zatłoczone kawiarnie, przepełnione kina – wszystko to nagle pustoszeje, a naturalne środowisko być może ma jeszcze szansę na zmartwychwstanie. Brzmi znajomo?

Niedługo po wybuchu pandemii koronawirusa liczne media – krajowe i światowe – donosiły o korzystnym dla natury wpływie tej sytuacji. Emitowano mniej szkodliwych substancji, zwierzęta wracały na swoje dawne tereny, a góry uwidaczniały się zza smogu po kilkudziesięciu latach. Nieprzyjemny wniosek nasuwał się sam – w większości przypadków to, co korzystne dla Ziemi, nie jest korzystne dla współczesnego człowieka. I odwrotnie. Podobnie niedługo po rozpoczęciu wojny z COVID-19 słoweński filozof i socjolog – Slavoj Žižek – napisał i wydał książkę „Pandemia! COVID-19 trzęsie światem". Ta książka, jak również charakterystyczna osobowość jej autora, stanowi podstawę obszernego wątku w spektaklu. Postać Žižka nawet pojawia się w komedii – jest osobą oczekiwaną, a okazuje się wręcz czarnym charakterem, którego poglądy związane z ograniczaniem człowieka szokują hedonistycznych mieszkańców Utopii. Odchodząc jednak od postaci zagranej przez Jakuba Papugę – tym samym przyznając, że charakterystyczny tik Pierwowzoru przedstawił wiarygodnie – należy zwrócić uwagę na treść wspomnianej publikacji. Na ponad stu stronach Žižek analizuje między innymi współczesną rolę dotyku (lub raczej jego braku), wątpi w nagłe zmądrzenie społeczeństwa po epidemii, przytacza historię ocenzurowanego przez władzę i zmarłego chińskiego lekarza Li Wenlianga, zastanawia się nad zaufaniem pomiędzy rządem a obywatelem, wymienia zalety silnego i zdyscyplinowanego państwa, wskazuje na niekorzystną sytuację pogrążonej w stagnacji Europy, próbuje przewidzieć nadchodzące zmiany i – w swoim stylu – nie zapomina skojarzyć niektórych problemów z filmem oraz popkulturą. Powstrzymując się od osądu, czy ta krótka książka warta jest przeczytania, na pewno można stwierdzić, że poruszone w niej tematy są wyraźnie widoczne w spektaklu Laszuka – niektóre jawnie podane, inne zasugerowane.

Można nawet powiedzieć, że w przedstawieniu działa także charakterystyczne dla Žižka połączenie różnorodnej kultury filmowej z polityką, filozofią i seksem. Miedzy innymi ten zabieg stanowi silny element komiczny – aktorzy ganiają się po scenie jak w dziełach Chaplina, regularnie rozbrzmiewa podkładany śmiech charakterystyczny dla amerykańskich sitcomów, niektóre fragmenty przywodzą na myśl złudne marzenia z dawnego Hollywood, w którymś momencie wspomniany zostaje Frank Drebin i kilka części „Nagiej broni", a kiedy Joanna Realistka i Monika Poszukiwaczka (Monika Roszko) przychodzą do kawiarni Wczasowa, gdzie rozsiadają się na krzesłach granych przez mężczyzn, nietrudno przypomnieć sobie wystrój baru Korova z „Mechanicznej Pomarańczy" lub – jak kto woli – prace Allena Jonesa.

Do wykorzystanej klasyki dołącza jednak nowa technika multimedialna, która przypomina popularne programy TV wzbogacone o smsy widzów lub internetową transmisję umożliwiającą komentowanie w czasie rzeczywistym. Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że w spektaklu pojawiają się w ten sposób liczni, bezimienni i bardzo wyjątkowi bohaterowie – Komentujący. Poprzez naiwne, niedbałe i często ironiczne komunikaty ukazujące się na tle nagrania z teatru osiągnięty zostaje efekt czatu z twórcami. Gdyby nie celowo zastosowana estetyka graficzna – uboga i niedzisiejsza (obecna zresztą w całym utworze) – faktycznie można by było dać się oszukać i uwierzyć, że przypadkowi internauci piszą coś do autorów i do siebie nawzajem. Te krótkie uwagi, pytania i odpowiedzi nie wnoszą może zbyt wiele do interpretacji spektaklu, ale w interesujący sposób kontynuują konwencję społeczeństwa uzależnionego od mediów i informacji, którego członkowie po prostu muszą się wypowiadać i muszą wszystko wiedzieć, nie wysilając się na zrozumienie. Bijące z „komentarzy" zdezorientowanie w prosty sposób parodiuje fikcyjnych widzów i potęguje karykaturalny chaos, celowo obecny w świecie przedstawionym. Podobnym żartem jest jaskrawa ramka, która przez cały czas otacza obraz – niby niemożliwy do opanowania problem techniczny.

Należy przyznać, że spektaklowi wyjątkowo służy forma online, dzięki której zyskuje on spójność. Dużą część tego widowiska stanowią materiały stylizowane na reklamy czy wiadomości – powoduje to uczucie oglądania dziwnego kanału telewizyjnego lub nawet funkcjonowania w świecie, w którym taki kanał mógłby zaistnieć. Łatwo wmówić sobie obcość tych realiów i zderzyć się z rażącym kiczem, ale warto pamiętać, że podobnie erotyczne reklamy jedzenia regularnie pojawiają się we współczesnej telewizji, a wzorcem dla fikcyjnych obietnic i sztucznego zainteresowania mogły być istniejące komercyjne talent show, mające przecież zmienić życie i wykreować tę jedyną wielką gwiazdę.

„Morderstwo (w) Utopii" to spektakl zaskakująco efektowny. Zapowiedziany jako „godna rozrywka – promyk nadziei w czasie pandemii" stanowi oczywiście twór znacznie bardziej pojemny. Jest atrakcyjny wizualnie i barwny, choć mroczny – przywodzi na myśl ekspresjonizm filmowy (jaskrawe kolory i równie jaskrawe charaktery, cienie, powszechna groza, niepokojąco zniekształcona przestrzeń miejska). Kostiumy i scenografia – oba autorstwa Eweliny Ciuchty i oba w większości srebrne – dobrze harmonizują z komiczną i pełną przesady choreografią Anety Jankowskiej. Pośród świateł, gwiazd i natłoku reklam upada Utopia – stworzona niegdyś przez ludzi pełnych nadziei i zrujnowana przez nieskończone pragnienie nowości.

Czy to już pora, aby pożreć Marsa? Oby tylko się nie nasycić!



Anka Jaworska
Dziennik Teatralny Poznań
29 grudnia 2020
Portrety
Grzegorz Laszuk