Pod podszewką realności

Nie ma orkiestry. Nie ma więc tradycyjnie pojmowanego dźwięku i brzmienia, tradycyjnie rozpatrywanej interpretacji wykonania muzyki. Jest fenomenalna - po wcieleniu nie mniej - idea łącząca żywy ludzki głos z zamkniętą w komputerze warstwą elektroniczną, uwalnianą dzięki systemowi głośników otaczających także widownię. Piekielne połączenie, które daje nową jakość muzyczną i teatralną, estetyczną, zmysłową i znaczeniową. Bo kim w tak pomyślanym utworze jest dyrygent? Tylko metronomem?

Dyrygent, stojący z prawej strony, ze słuchawkami na uszach (w pierwszym akcie) i przy dwóch lampkach, które i tak przeszkadzały niektórym widzom w koncentracji na akcji scenicznej i muzycznej. Co nie umniejsza pracy Adama Banaszaka, który z niesłychaną sprawnością i pieczołowitością zrealizował zadanie postawione przez kompozytora.

Paweł Mykietyn bowiem nie tylko napisał operę Czarodziejska góra według Tomasza Manna. Paweł Mykietyn stworzył totalną przestrzeń dźwiękową: nie płaską, tylko akustyczną, słyszaną zależnie od miejsca siedzenia, zmienną, zależną od wykonania. Tylko przestrzeń dźwiękową daną raz na zawsze (przynajmniej w warstwie elektronicznej), organizującą szczegółowo każdy element - tak muzyczny, jak sceniczny. Każdy, poza przestrzenią wizualną.

Mirosław Bałka nie tyle stworzył scenografię do opery "Czarodziejska góra" Pawła Mykietyna, co odpowiedział na stworzoną/zamierzoną przez kompozytora przestrzeń dźwiękową własną instalacją. Kongenialną. Niesłychanie prostą w pomyśle, złożoną w sensach i możliwościach. To - poza tylną ścianą-prospektem, naturalnie zamykającą przestrzeń - metalowa ściana-rusztowanie-podłoga, pokryta farbą, ale niejednolicie, z plamami i zaciekami (które reagują na zmiany światła), liszajowata, ciemna, mroczna, niepokojąca. W pierwszym akcie instalacja jest ustawiona pionowo - to ściana, z kilkoma wyrwami--przerwami (dwa prostokąty z prawej strony, jeden z ruchomą podłogą, zygzak z lewej strony, za nim schody). W drugim akcie jest ustawiona poziomo - to podłoga, okopy, kryjówka. Labirynt.

Siłę instalacji Mirosława Bałki można porównać chyba jedynie do tego, co w "Elektrze" Straussa w paryskiej Opera Bastille zrobił Anselm Kiefer (reż. Klaus-Michael Gruber). Siły przestrzeni dźwiękowej Pawła Mykietyna na razie nie umiem porównać z niczym innym. Ta przestrzeń w naturalny i sobie tylko wiadomy sposób łączy się z instalacją-konstrukcją Bałki. Oddycha z nią, rezonuje. Ta przestrzeń dźwiękowa, wraz z odpowiadającą na nią (i sprzyjającą jej) przestrzenią wizualną, wyzwalają nieliczne ingerencje teatralne (reżyseria Andrzej Chyra, ruch sceniczny Maria Stokłosa). Nie pozwalają na za dużo. Choć to nie oznacza, że ten spektakl reżyseruje się sam.

Gdybym nie widział "Graczy" Szostakowicza/Meyera w reżyserii Andrzeja Chyry w Operze Bałtyckiej, myślałbym, że ten twórca w jakimś sensie pozostaje wobec muzyki Mykietyna bezradny. Ale już w "Graczach" Chyra pokazał elementy swojego scenicznego pisma, którego głównym śladem jest traktowanie czasu, swoiste niedzianie się. A także: aktorskie prowadzenie śpiewaków - co szczególnie nie dziwi, bo przecież

Andrzej Chyra to jeden z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych, ale niewiele osób wie, że to także reżyser dysponujący i dyplomem, i własnym językiem, bliższym może nudzie Marthalera niż kulminacjom Warlikowskiego.

Tak też jest w "Czarodziejskiej górze". Już sama akcja powieści - tym samym opery - wzmaga niedzianie się. Oczekiwanie na efekty leczenia, sanatoryjne kuracje, a w międzyczasie dysputy, dyskusje, rozmowy. Bycie ku śmierci. Chyra i Stokłosa wzmacniają poczucie zawieszenia postaci. Mikrogesty, stałe i powtarzalne (masowanie kolana przez siedzącą na krześle Panią Stöhr, przejścia przez scenę z lewej strony na prawą Kławdii, przejścia Settembriniego i Naphty (świetni Karol Kozłowski i Urszula Kryger) w drugim akcie, imitujące prowadzoną przez nich w powieści dysputę), trwanie postaci przez dłuższy czas w jednym ustawieniu względem siebie w obrębie sceny. Niewielki ruch i kulminacje, na które ewentualnie pozwala muzyka: aria Pani Stöhr o anakondzie (spoza powieści) -w fenomenalnym wykonaniu Jadwigi Rappe, wspinaczka po pochylni Castorpa (jako echo powieściowej samotnej wyprawy w góry) - w całości intrygujący aktorsko i wokalnie Szymon Komasa, finałowe obrzucanie ścian śnieżkami przez Joachima.

Ta konsekwencja jest siłą prapremierowej inscenizacji. Zatrzymanie, sporadyczne gesty i przyspieszenia, ruchowa asceza - to wszystko potęguje jeszcze efekt, jaki wywołuje przestrzeń dźwiękowa opery. Przestrzeń, będąca zapisem zdarzeń realnych (jako akompaniament do arii i scen albo odgłosy rzeczywistości, jak dźwięk pociągu), jaki i podświadomych (wszelkie dźwięki i hałasy funkcjonujące jak zapis myślrpostaci, EKG duszy). Właśnie ta druga strona, podszewka świata, wydaje się szczególnie interesować Mykietyna, który wszelkimi sposobami stara się ożywić wyobraźnię widza. Stąd też konieczna asceza świata scenicznego, bo życie wewnętrzne bohaterów, nieraz w operze ujawniane dopiero na scenie, w tym przypadku istnieje głównie w przestrzeni dźwiękowej. I to ona tak mocno -świadomie i podświadomie, wręcz podprogowo - wnika w psychikę odbiorcy-widza, który z okruchów pamięci powieści, łącząc poszczególne motywy muzyczne (choćby autocytaty), buduje w wyobraźni własny obraz bohaterów. Własną "Czarodziejską górę".

Jeszcze jedno: motyw Amerykanki (wybitna rola Agaty Zubel), ledwie zaznaczony w powieści, a stanowiący oś kompozycyjną opery. To - kolejny - fenomenalny pomysł twórców opery, nadający całości narracyjny drive, jednym gestem umieszczający zdarzenia i sytuacje w przestrzeni, w której Paweł Mykietyn czuje się doskonale: na pograniczu jawy i snu, pod podszewką realności.

"Czarodziejska góra" ma zostać powtórzona na "Sacrum Profanum" w Krakowie, potem w Operze Bałtyckiej i Nowym Teatrze. Już dziś można powiedzieć, że to jeden z najważniejszych polskich utworów muzycznych XXI wieku - nie tylko dlatego, że na dobre ten XXI wiek otwierający. Ale prawdziwą miarą tej opery będzie jej kolejna, nowa inscenizacja. W innej przestrzeni wizualnej (innym teatrze), z tą samą przestrzenią dźwiękową.



Tomasz Cyz
Ruch Muzyczny
23 lipca 2015