Podróż śladami przeznaczenia

Wojciech Kościelniak w „Wiedźminie" po raz kolejny odnosi sukces. Udowadnia, że polska literatura przy odpowiednio przygotowanej adaptacji potrafi obronić się na scenie pod postacią wymagającego widowiska musicalowego.

„Wiedźmin" w reżyserii Wojciecha Kościelniaka to spektakl, który wywoływał emocje jeszcze przed prapremierą na scenie Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Stworzenie dobrego musicalu na podstawie kilku opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, w których główną rolę odgrywa wiedźmin, Geralt z Rivii, wydawało się zadaniem arcytrudnym. Nawet dla Kościelniaka, który wcześniejszymi spektaklami udowodnił, że umie przekształcać polską literaturę w porywające widowiska musicalowe. A mimo to można, a co więcej, warto zobaczyć to przedstawienie. Pokazuje ono, na jak wysokim poziomie mogą być realizowane autorskie, polskie musicale.

Wojciech Kościelniak przygotował adaptację opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, wybierając spośród setek stron tylko niektóre wątki i postacie, dzięki czemu jego przedstawienie prezentuje składną historię. Nie jest ona jednak zaprezentowana chronologicznie. Spotkanie Geralta z Yurgą i rany odniesione w walce ze zgnilcami doprowadzają głównego bohatera do majaczenia w gorączce. Kolejne wydarzenia z życia przypominane sobie w chorobie układają się w opowieść o sile, która splata los „Białego Wilka" z losem księżniczki Ciri. To relacja tej dwójki jest głównym wątkiem „Wiedźmina". Reżyser spektaklu zadbał o komfort widzów, którzy nie znają prozy Andrzeja Sapkowskiego i następujące po sobie sceny, epizody z życia wiedźmina zapowiada przez wyświetlenie na kurtynie informacji, gdzie i kiedy rozgrywa się dany fragment historii. Jest to przydatny, ale też interesujący zabieg. „Wiedźmin" trwa ponad trzy godziny, jednak wolny jest od zbędnych zdarzeń.

Tworząc „Wiedźmina" Wojciech Kościelniak zdecydował się na współpracę ze sprawdzonym zespołem. Podobnie jak w przypadku „Lalki" czy „Chłopów" za muzykę odpowiada Piotr Dziubek. Na potrzeby tego przedstawienia skomponował on dynamiczne, piękne melodie, które przenoszą widzów do świata przesiąkniętego magią, tajemnicami i demonicznymi istotami, z jakimi walczy tytułowy bohater. Muzyka ma w sobie nutę słowiańskiej tradycji, nie jest jednak wolna od elementów jazzowych. Piosenki napisane przez Rafała Dziwisza umożliwiają poznanie charakteru postaci, która ją wykonuje, jak również jej losów. Najbardziej zapadającymi w pamięć są: „Dwanaście uderzeń zegara", „Nie pamiętam", a także „Dziki gon". Niestety, nawet w przypadku tych utworów nie można mówić o sytuacji, gdy po wyjściu z teatru widzowie są w stanie zanucić którąś z nich. Za każdym razem, gdy przychodzi mi pisać o polskim musicalu, podkreślam jedno – język polski nie jest najdźwięczniejszym nośnikiem treści w widowisku muzycznym. Teksty Rafała Dziwisza – choć inteligentne – są tego ofiarą.

Damian Styrna, odpowiadający za scenografię, przyzwyczaił publiczność do minimalistycznych dekoracji, w których pojawiały się elementy projekcji oraz animacji. Jednak były to tylko dodatki do trójwymiarowych części. W najnowszym musicalu tradycyjna scenografia została ograniczona do minimum, funkcjonując na scenie w postaci drewnianej, ruchomej konstrukcji. Jest dopełnieniem, uzupełnieniem dla wirtualnych animacji, dzięki którym akcja przedstawienia może w ciągu kilku sekund przenieść się z dworu królowej Calanthe do siedziby czarodziejki Yennefer czy brokilońskiego lasu.

Geralt z Rivii w wykonaniu Krzysztofa Kowalskiego to młody, dumny wojownik, nie pozbawiony emocji. Jego serdeczną, „ludzką" stronę widać zwłaszcza w kontaktach z Ciri. Jeśli widzowie spodziewają się porywających scen walki na miecze w wykonaniu Kowalskiego, będą zawiedzeni. Jednak osobowość wiedźmina została przez aktora oddana bardzo dobrze. Jego przyjaciel – Jaskier – kreowany przez Pawła Czajkę to sympatyczna, momentami zabawnie nieporadna postać. Narrator prezentowanej historii śpiewa w tym musicalu najwięcej, od pierwszych chwil zdobywając sympatię i uwagę widzów. Paweł Czajka nadał tej postaci lekkości i zadziornego charakteru. Z kolei Katarzyna Wojasińska jako czarodziejka Yennefer obdarzyła swoją postać siłą, dumą, magnetyczną seksualnością, nie pozbawioną jednak granic dobrego smaku. Do tego na gdyńskiej scenie czarodziejka dostała piękny głos aktorki, która oczarowuje widzów.

Ogromny ciężar spoczywa na młodych odtwórczyniach roli Ciri. Pola Król doskonale poradziła sobie z rolą doświadczanej przez przeznaczenie księżniczki, partnerując dorosłym artystom grą na wysokim poziomie. Najciekawszym aktorsko zabiegiem jest przedstawienie klaczy wiedźmina – Płotki – za pomocą odgrywającej zwierzę aktorki. Wzbudza to zdumienie, ale Renia Gosławska bawi się przypisanymi jej zadaniami scenicznymi. Kolejne Płotki, w które się wciela, są różne, co podkreśla nie tylko kolor grzyw przywdziewanych przez aktorkę. Od infantylnych, po agresywne – wersje Płotki w wykonaniu Gosławskiej są doskonałe.

W „Wiedźminie" wyreżyserowanym przez Wojciecha Kościelniaka nie ma słabego utworu czy roli. Jednak najmniej przemyślanym fragmentem jest „Ballada o umarłych". Piękny utwór prezentowany jest na tle stereotypowo przedstawionych czarodziejów w spiczastych czapkach jeżdżących po scenie na hoverboardach. Gdyby chociaż ich szaty były dłuższe i zakrywały koła pojazdów. Bez wątpienia takie rozwiązanie wzbudza zainteresowanie najmłodszej części widowni, ale nie pasuje do całej estetyki „Wiedźmina".

Piosenki równoważne z dialogami, muzyka, scenografia, piękne układy choreograficzne, symboliczne kostiumy - to wszystko przenosi publiczność zgromadzoną na widowni do świata, w którym panuje przeznaczenie. Jest to miejsce, w którym raz dane słowo ważne jest przez wieczność, gdzie miłość i nienawiść są równoważne, a przyjaźń nie wygasa. To również świat, w którym ludzie są najgorszymi z potworów, gdzie las nie stanowi już świętości. Musical Kościelniaka nie pozbawiony jest delikatnego, ledwie dostrzegalnego politycznego rysu, niemniej nie odczuwa się tego dotkliwie.

Warto wybrać się do Gdyni, by w Teatrze Muzycznym doświadczyć magii. Nie tylko teatru.



Agata Białecka
Dziennik Teatralny
29 listopada 2017
Spektakle
Wiedźmin