Podstarzałe mity

Agata Duda-Gracz sięgnęła po Szekspira. Spektakl „Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej" powstał z inspiracji dramatem „Troilus i Kresyda". W styczniu został zdjęty z afisza.

W sztuce tekst szekspirowski pojawia się tylko na chwilę, a jego obecność zostaje zaakcentowana przez Dominikę Bednarczyk, grającą rolę Afrodyty. Pełni ona funkcję przewodnika turystycznego po antycznym świecie, ukazując każdy element jako archeologiczną ciekawostkę. Przemieszczające się w różnych kierunkach sceny koło Fortuny wydaje się szukać podopiecznego...

Trwa (wciąż) wojna trojańska. Zamek króla Priama rośnie, wypełniany nowymi nagrobkami. Ci, co przeżyli są o wiele lat starsi: Priam, bliski śmierci, cierpi na silną demencję starczą. Hector i jego żona królują na murach niczym klasyczne posągi. Helena jest starą, wdzięczącą się kobietą, Parys zobojętniał na jej wdzięki. Na dworze wieje grobowym chłodem. Ustawiony naprzeciw obóz Greków jest jego przeciwieństwem: pełen życia, uprawianego seksu, tam nie myśli się o śmierci jako o stracie. Jedynym elementem łączącym te dwa ośrodki jest głęboka stagnacja – od lat czeka się na finał walk, jednak zarówno Hector jak i Achilles, pochłonięty romansem z Patroklesem, nie śpieszą się do starcia twarzą w twarz. Grecy ostatecznie postanawiają sprowokować swojego bohatera, rzucając wyzwanie Hectorowi w imieniu dzielnego Ajaksa. Osiągają pożądany cel – uniesiony honorem Achilles staje do walki z bratem Parysa.

Motyw Troilusa i Kresydy, ich rodzącego się i ginącego nagle romansu, nie odgrywa zbyt wielkiej roli w spektaklu. Umizgi trojańskiego mężczyzny raczej tylko ocieplają atmosferę spektaklu, dzięki naiwności platonicznej miłości. Zdrada ukochanej niszczy chwilowe spełnienie – Troilus okazuje się być zastępstwem za mężczyznę, biorącego udział w wojnie.

Wejście na widownię miało charakter udziału w plebiscycie – w korytarzu wybierało się faworyzowany obóz, a pracownicy obsługi wskazywali która część widowni odpowiada danemu stronnictwu. Ja i moi towarzysze wstrzymaliśmy się od wyboru, szczerze powiedziawszy nie wiem nadal, w jakiej grupie zajęliśmy miejsce. Przed nami rozmieszczona była arena, wyłożona materią zbliżoną do ziemi pokrytej mchem; po jednej ze stron znajdował się obóz Trojan, naprzeciw – Greków. Na dzielącej ich przestrzeni wyraźnie znajdowała się linia podziału, która była również miejscem bezpośredniej konfrontacji zawodników, np. podczas "turnieju", którego tematem była pieśń bojowa. Dziki, nieokiełznany, rytmiczny okrzyk Greków okazał się silniejszy od przejmującego zawodzenia Kassandry (fantastyczna Maja Kleszcz), któremu towarzyszył instrumentalny podkład (Wojciech Krzak). Dekoracje zostały dopasowane do każdego z obozów: trojański wyglądał niczym wielki cmentarzysko, grecki – jak piknik. Bardzo dobrze dobrano kostiumy – dopasowane do danego bohatera, po części stylizowane na epokę, zawierały modernistyczne elementy. Scenografię dopełniała znakomita reżyseria światła. Prócz fantastycznego opracowania plastycznego (jak przystało na Agatę Dudę-Gracz), równie udana okazała się oprawa muzyczna spektaklu, o co zadbał duet Kleszcz-Krzak. Rola Kassandry zawsze stawia przed aktorką duże wyzwanie; musi ona wykazać ponadprzeciętne możliwości głosu – tak było w „Orestei" Jana Klaty w Teatrze Starym i tak jest w omawianej sztuce Teatru im. J. Słowackiego. Reżyserka wykazała się świetną intuicją, powierzając Mai Kleszcz tę rolę, za którą słusznie zbiera ona pozytywne recenzje. Do spektaklu zaangażowano znakomitych aktorów – świetnie poprowadzili swoje postaci. Są to m.in.: Marta Konarska, Ewa Worytkiewicz, Dominika Bednarczyk, Anna Tomaszewska, Tomasz Wysocki, Rafał Dziwisz , Feliks Szajnert , Tomasz Międzik, Krzysztof Piątkowski, a także gościnnie: Przemysław Chojęta, Cezary Studniak, Tomasz Schimscheiner. Na ich grę patrzy się z ogromną przyjemnością, Agata Duda-Gracz bynajmniej ich nie oszczędzała.

Finał mną wstrząsnął. Dojmujące jest ujęcie historii kobiecych: Heleny, Afrodyty, Andromachy i Kresydy, ich życia w czasie wojny i życia po jej zakończeniu. Jednak najważniejszą dominantą jest świat męski, który traktuje kobiety instrumentalnie, skupiając się na rywalizacji z przeciwnikiem. Czasami nie trzeba go zabijać – wystarczy psychicznie zniszczyć. Fragmentem, który nadal wydaje mi się traumatyczny, jest scena gwałtu Odysa na Prawym Eneaszu. Natężenie światła w jego trakcie zostaje zwiększone, akcja odbywa się na stole, więc takie wyeksponowanie wpycha ją widzowi do oczu, umysłu, rykoszetem. Tej jednej sceny nie potrafię obronić, wydaje mi się zbyt niesmaczna. Zakończenie wieje smutkiem, wręcz rozpaczą. Hector, przedstawiciel pięknego świata, leży ochlapany czerwoną farbą. I ten obraz dokładnie odzwierciedla odczucia widza, wychodzącego ze spektaklu.



Maria Piękoś
Dziennik Teatralny Kraków
28 lutego 2014