Podwójne urodziny: 10-lecie OFF-Północnej i 80-lecie teatru
IX Festiwal OFF-Północna w Teatrze Muzycznym w Łodzi: 5-13 kwietnia 2025 r.Dziewiąta edycja Festiwalu OFF-Północna w Teatrze Muzycznym w Łodzi i w tegorocznej edycji pomostowała festiwalową publiczność trafnym i adekwatnym jak się okazało hasłem przewodnim tej odsłony: POKOLENIA.
Pokolenia widzów w tym sezonie w Teatrze Muzycznym przeżyły nieco spokojniejszy czas i wyczekiwanie na przyszłoroczny, jubileuszowy sezon artystyczny. Teatr będzie obchodził 80-te urodziny, zaś Festiwal OFF-Północna skończy 10 lat. Po świetnym, autorskim, premierowym musicalu „Dracula" z maja 2024 roku, Muzyczny zbierał siły na premierę hitowego musicalowego samograja, jakim jest „Mamma Mia!" Premierowe, wrześniowe pokazy już w większości wyprzedane, a nawet można już z Muzycznym planować Sylwestra! Zapowiada się sukces i wycieczki autokarowe do Łodzi. Zespół planuje jednak aż trzy premiery w jubileuszowym sezonie, co cieszy i uspokaja troskę o skromniejszy w nowości rok, a OFF-owa scena także nie może doczekać się jubileuszowej edycji, co wiele razy wybrzmiało w pospektaklowych dyskusjach. Czekam z niecierpliwością na łódzką wersję romansu z przebojami ABBY i wszystkie jubileuszowe niespodzianki.
Przypomnijmy sobie i podsumujmy tegoroczny festiwal. Co było ważne i co można było zaobserwować w poczynaniach twórców i organizatorów?
Ogólnopolski Konkurs Piosenki Aktorskiej im. Jonasza Kofty towarzyszy festiwalowi już siedem lat. Jury VII Konkursu Piosenki Aktorskiej w składzie: Wojciech Kościelniak – przewodniczący, Joanna Sokołowska – członkini honorowa, Danuta Antoszewska, Jacek Bończyk, Piotr Kofta, Marek Nędza, Jakub Szydłowski, Krzysztof Wawrzyniak – sekretarz, a zarazem główny organizator festiwalu, przyznało statuetkę Jonaszka Alicji Koga, a laureatkami drugiego i trzeciego miejsca zostały: Alicja Serafin i Amelia Mitoraj. Występ laureatów tradycyjnie wybrzmiał na scenie, a pokazem mistrzowskim był koncert Jacka Bończyka „Licencja na lirykę".
„Mleko w tubce – o dzieciństwie w latach 90-tych" zainaugurowało przegląd „pokoleniowych" spektakli. Miałam okazję zaobserwować twórców na innym festiwalu, zatem zamieszczę moje spostrzeżenia wcześniej spisane. Na pewno sztuka idealnie wpisuje się w hasło festiwalu. „Mleko w tubce – o dzieciństwie w latach 90-tych" to spektakl, który jest podróżą w czasie dla tych, którzy pamiętają lata transformacji. Dla boomerów i pokolenia X okres ten daje pełny obraz przeobrażenia epoki komunizmu w Polskę wolną, demokratyczną z uwolnioną gospodarką rynkową wraz z całym bagażem doświadczeń, zaś dla millenialsów to już raczej mgliste wspomnienie komuny, a przeważnie wzrastanie w nowej postkomunistycznej rzeczywistości. Dla Z-etek to już lekcja historii współczesnej. Sztuka w reżyserii Agaty Biziuk-Brajczewskiej przywołuje uniwersum transformacji zrozumiałe dla świadków tamtych czasów, absurdalne dla współczesnej młodzieży. Po spektakularnym ogłoszeniu w telewizji upadku komunizmu w 1989 roku, Polacy zaczęli wypatrywać tego wyczekiwanego Zachodu, a Polska z czarno-białej nabierała kolorów na ich oczach.
Trudno dziś sobie wyobrazić, że puszka napoju, guma do żucia z kolorową historyjką, czy film Disneya w telewizji były radością i świątecznym luksusem, a zatem upragniona dostępność zachodnich marek kosmetyków, zabawek, żywności uszczęśliwiała społeczeństwo, reklamy bawiły i zachwycały, amerykańskie seriale wyludniały ulice. Paszport i wyśniona zagranica dalej niż NRD i Bułgaria utwierdzały w wymarzonej wolności i swobodzie. W tym barwnym wirze dziejowych zmian padały fabryki i PGR-y, a biznes po polsku wyrzynał się jak zęby w puchnących i krwawiących dziąsłach. Polskie rodziny pełne nadziei żyły sobie dalej z mniejszym lub większym bagażem przeszłości rozliczanym jeszcze do teraz.
W takich okolicznościach rodzili się i dorastali bohaterowie „Mleka w tubce", którzy na bazie scenariusza Agaty Biziuk i Anny Domalewskiej rozliczyli tamten czas. Izabela Zachowicz, Marek Zimakiewicz, Miłosz Konieczny, Rafał Derkacz i Malwina Czekaj jak kamyczki dorzucili do tej historii artefakty ze swojego dzieciństwa, własne historie i postrzeganie czasów transformacji ustrojowej, osobiste emocje i oczekiwania. W getrach, kreszowych dresach, ultramodnych w latach 90-tych (scenografia i kostiumy: Maks Mac) opowiadają, śpiewają i tańczą (muzyka: Grzegorz Rdzak, choreografia: Krystyna Lama Szydłowska) przypominając paczkę dzieciaków z podwórka z tamtych lat, gdy bieganie do wieczora było normalną zabawą, a smartfony nie istniały. Zdobycze lat 90-tych nie są podane w formie jedynie dokumentu (chociaż aktorzy udostępniają widzom pamiątki i fotografie z przeszłości podczas spektaklu i po na ekspresowej wystawie), ale są już przepuszczone przez perspektywę trzydziesto i czterdziestolatków, którzy rozumieją zawrotny rozwój technologii oraz przemiany społeczne i obyczajowe, których doświadczyli na własnej skórze.
Pokoleniowe różnice w postrzeganiu wychowania, religii, dobrobytu wybrzmiewają dowcipnie, ale mocno, z humorem, ale na serio, trochę nostalgicznie, ale i z nutką żalu. Pokolenie lat 90-tych ma odwagę skrytykować swoich rodziców, ale nie dramatyzuje, nie rozdrapuje ran epatując traumami z dzieciństwa. Raczej podpowiada, co jednak nie było dobre, co zostało w sercu jak zadra zawodu, co bolało pomimo wymuszonych konwenansami uśmiechów. Szczerość bohaterki w kwestii przeżywania komunii i oczekiwania na upragniony prezent ujmuje i potwierdza dyskurs o sile tradycji, a świadomości i gotowości dziecka do udziału w tym sakramencie we wczesnym dzieciństwie.
Na początku spektaklu, aktorzy balansują na przezroczystych piłkach przypominających ogromne bańki mydlane. Tamte czasy dawały złudzenie bajkowej, świetlanej przyszłości, takiej zachodnio-amerykańskiej. Szybko okazało się, że demokracja i gospodarka rynkowa to proces, który jest długi, trudny i bolesny i wciąż trwa. Podróż do przeszłości jest dobrym doświadczeniem, pozytywną retrospekcją, szansą na chwilowy powrót do dzieciństwa z dorosłym, dojrzałym, ale czułym przeważnie spojrzeniem na pewne wady rodziców funkcjonujących na pograniczu systemów. „Mleko w tubce" formacji Analog Collective jest historią, której współtwórcy/współtwórczynie są jednocześnie odtwórcami/odtwórczyniami ról. Ta festiwalowa propozycja dokumentuje pewien wycinek historii. Zespół nie ma swojej stałej siedziby, a dzięki takim wydarzeniom jak Festiwal OFF-Północna może zaprezentować się publiczności.
„tik, tik... BUM!" („tick, tick... BOOM!"), pop-rockowy musical Jonathana Larsona z 1990 roku był propozycją Teatru Muzycznego ROMA. Maciej Pawlak, Anastazja Simińska i Piotr Janusz z lekkością, swobodą i humorem wykreowali gorzki obraz młodych ludzi z Nowego Jorku, którzy planują życie i marzą albo o sukcesie, albo o miłości. Radosne sceny i młodzieńczy entuzjazm przeplatają się z goryczą porażki, rozczarowaniami we wzajemnych oczekiwaniach i frustracją. Przyjaźń, miłość i praca tasują się w rankingach wartości, które wyznają bohaterowie, ale bolesne decyzje i ich konsekwencje pozbawione są patosu i dramatyzowania.
Postać Larsona, wcale nie taką życiowo sympatyczną, z ogromnym wdziękiem egoistycznego łobuza i bardzo dobrym wokalem zagrał i wyśpiewał Maciej Pawlak, który w ubiegły roku razem z Karoliną Komenderą czarował festiwalową publiczność podczas koncertu „Tides and Times", na którym w większości zaśpiewał piosenki ze swojego albumu pod tym samym tytułem. Artyści sięgnęli wówczas po niszowe, niekomercyjne kompozycje amerykańskiego teatru muzycznego.
Autor „Rent", zdobywca nagród Tony i Nagrody Pulitzera odsłania mozolną i niepewną drogę do sławy w show-biznesie i desek Broadwayu. Zegar tyka, frustracja rośnie, a kasa pusta. Partnerująca Maciejowi Pawlakowi Anastazja Simińska to bardzo wszechstronna aktorka, z ogromnym talentem komediowym, która znakomicie ukazała liczne oblicza życia w miejskiej dżungli. Piotr Janusz jako przyjaciel poruszająco wcielił się w rolę z pozoru pewnego siebie karierowicza z korporacji, a w rzeczywistości wrażliwego i nieszczęśliwego człowieka. Jako ojciec rozbawił festiwalową publiczność. Spektakl pomimo gorzkich prawd pełen był pozytywnej energii i wiary w siebie w doskonale zbalansowanych proporcjach smutku i humoru.
Krakowski Teatr Variété w pierwszym dniu festiwalu wprowadził widzów w świat Jonathana Larsona musicalem „Rent" w reżyserii Jakuba Wociala i Santiago Bello, w którym przedstawiono Nowy Jork lat 80-tych i 90-tych i życiorysy młodych ludzi, którzy w walce o niezależność zderzają się z biedą, wykluczeniem, nałogami i epidemią AIDS. Dwa spektakle łączą niepokój i niepewność pokoleń, które musiały udźwignąć rzeczywistość w trudnych czasach światopoglądowych zderzeń i dążenia
do niezależności.
Spektakl muzyczny „Depesze" z Teatru Rampa na Targówku w Warszawie, który w ubiegłorocznej edycji OFF-Północna sprowadził fanów legendarnej formacji na widownię teatru i w tym sezonie zawitał do Łodzi w maju, ale w ramach powtórkowego cyklu OFF-reminiscencje. W zeszłym roku pisałam: na szczęście artyści Teatru Rampa stworzyli show, w którym Marcin Januszkiewicz jest takim warszawskim Depeszem, a jego kreacja frontmana to nie na siłę Dave Gahan, Personal Jesus na podobieństwo boga popkultury. Marcin Januszkiewicz puszcza oko do publiczności swoimi interpretacjami kultowych przebojów, a kostium i warszawskie motywy tatuaży- sprytnej charakteryzacji aktora, pomagają mu w tej roli.
W tej edycji festiwalu Marcin Januszkiewicz zaśpiewał piosenki Jacka Cygana, także słynny musicalowy przebój „Belle". We wspaniałym tercecie z Garou i Piotrem Cugowskim zaśpiewał ten hit z musicalu „Notre - Dame de Paris" na jubileuszowym koncercie w Opolu z okazji urodzin wybitnego autora tekstów niezliczonych evergreenów. Solowe wykonanie Januszkiewicza podczas OFF-u było olśniewające.
Jacek Cygan z pokolenia Baby Boomers oraz Marcin Januszkiewicz z pokolenia Y stworzyli widowisko muzyczno-multimedialne na bazie przebojów Jacka Cygana, które powstały w latach 80-tych i 90-tych. Januszkiewicz jako przedstawiciel millenialsów, inaczej postrzega rzeczywistość niż starsze generacje. Wizualizacja koncertu autorstwa Oli Knedler pozwoliła stworzyć specyficzny klimat pełen niedopowiedzeń, jak przerwane marzenie senne i wprowadzić widza w nostalgiczną, sentymentalną muzyczną podróż, ale nieutartym szlakiem melodii.
Nowe aranżacje, poetycki nastrój, emocjonalne wykonania znanych piosenek, instrumentalne impresje z elektronicznym sznytem, powodują, że Marcin Januszkiewicz i Jacek Cygan, chociaż reprezentują odmienne pokolenia, to wrażliwość artystyczna, porozumienie, chęć wzajemnego poznania stylów umożliwiają im wspólną, muzyczną drogę. „Pokolenie", „Czas nas uczy pogody", „Wypijmy za błędy", „Wszystko ma swój czas" czy „C'est la vie – Paryż z pocztówki" oraz piosenki napisane dla Marcina Januszkiewicza złożyły się na repertuar rozpoznawalny dla różnych pokoleń. Ja wolę tą energetyczną i żywiołową artystyczną wersję Marcina Januszkiewicza.
W „Pokoleniu Y" mimo wszystko jego naturalna, młodzieńcza energia i bardzo dobry wokal zostały podporządkowane specyficznym aranżacjom, które są trochę w opozycji do temperamentu wokalisty. Zdecydowanie Marcin Januszkiewicz „powrócił" i aktorsko, i wokalnie we francuskim przeboju „Belle". W moim odczuciu, generacja Jacka Cygana musi jeszcze cierpliwie dać czas pokoleniu Y na ten rys dojrzałości zawarty w tak potężnej dawce hitów z ubiegłego stulecia, co absolutnie nie jest zarzutem, a tylko zwróceniem uwagi na pokoleniowe prawa wieku.
Właśnie... Ta dojrzałość i autentyczność była bardzo wyraźna w kolejnym festiwalowym recitalu. Jego pomysłodawcą, autorem scenariusza i reżyserem, a przede wszystkim wykonawcą był Szymon Jędruch, aktor i solista Teatru Muzycznego w Łodzi. Z towarzyszeniem czterech znakomitych instrumentalistów i dwojga tancerzy, Szymon Jędruch poszedł...w tango, a nawet zatańczył. Pełen klasycznego uroku, w dobrym stylu retro swoisty stand-up bogato okraszony hitami w rytmie tanga, zadowolił na pewno publiczność w każdym wieku. Klasyka zawsze się obroni, a uniwersalna magia i namiętność tanga przyciągną uwagę widza. Danuta Grajek i Marek Grajek, tangeros zdobywający szlify i w Argentynie, zilustrowali wokalne popisy Szymona Jędrucha, który w tradycyjnych aranżacjach wyśpiewał znane szlagiery, zabawiając publiczność subtelnymi żartami i anegdotami.
Koncert był elegancki, ale z zawadiacką nutą i pasją do milonga wyczuwalną u wszystkich wykonawców. To wspaniała postawa organizatorów festiwalu, że stwarzają przestrzeń dla swoich rodzimych artystów w realizacji niezależnych pasji i projektów. Widoczne wsparcie teatru dotyczy również działalności Szymona Nygarda, który podczas festiwalu prowadził warsztaty dla młodzieży, a w czerwcu wraz z grupą podopiecznych z NYGARD studio wystawił na deskach sceny kameralnej spektakl objęty patronatem Teatru Muzycznego pt. „Życie to koncert życzeń" autorstwa Esther Becker.
Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni i reprezentujący go Mateusz Deskiewicz śpiewający piosenki Wojciecha Młynarskiego w programie „Róbmy swoje!" to kolejna propozycja festiwalu, w której wytrawni instrumentaliści i wszechstronny wokalista dostarczają rozrywki na wysokim poziomie, w klasycznej odsłonie i skromności, gdzie sam tekst jest wartością, a muzyka wysmakowaną ilustracją. „Jesteśmy na wczasach", „Jeszcze w zielone gramy", „Bądź moim natchnieniem", „Absolutnie", „Fruwa twoja marynara", solidna porcja satyrycznych tekstów, świetne aktorstwo i głos żywiołowego Mateusza Deskiewicza przenoszą nas do epoki, w której inteligentny humor Wojciecha Młynarskiego i jego niezapomniany wizerunek sceniczny gwarantowały pozytywne przefiltrowanie trudnej rzeczywistości przez jego niesamowitą twórczość i zmysł doskonałego obserwatora. Z radością i rozrzewnieniem można było przeżywać te niesamowite wykonania bliskie duchowi tamtej epoki i klimatowi oryginalnych nagrań, co w tym przypadku było bardzo pozytywne. Solista teatru z Gdyni i tak pozostał świetnym sobą dostarczając sentymentalno-radosnej, mądrej rozrywki z nowoczesnym akcentem.
Spektakl „Nie pytaj" Teatru Nowego Proxima z Krakowa z powodzeniem przypomniał pokoleniu X legendarnego Grzegorza Ciechowskiego, ale we własny, oryginalny sposób. Muzyczne wspomnienie artysty według Katarzyny Chlebny wybrzmiało niepokojem czyhającej na piosenkarza śmierci, rozważaniami egzystencjalnymi, nostalgiczną nutą zagubionej polskiej rzeczywistości. Ciekawe aranże muzyczne Pawła Harańczyka, gra świateł Wojciecha Kiwacza oraz intrygująca scenografia Łukasza Błażejewskiego zbudowały sceniczny świat kompozytora zawieszonego między życiem a śmiercią, wieszczoną przez jej wysłanniczkę graną przez prześmiewczo-demoniczną Katarzyną Chlebny, która z bezwzględną konsekwencją szydziła z codzienności.
Charyzmatyczny Piotr Sieklucki w bardzo dobrych wykonaniach utworów lidera Republiki stworzył własne interpretacje i nieoczywistą kreację aktorsko-wokalną. Na uwagę zasługuje także wcielenie Kacpra Olszewskiego jako ulubionej przez Grzegorza Ciechowskiego Kanapki z serem symbolizującej codzienność artysty i stąpanie po ziemi w otaczającej go rzeczywistości, życie po prostu. Przesympatyczny młody aktor, łodzianin, student wydziału aktorskiego w Krakowie wykreował swą nietypową rolę z ogromnym wdziękiem i ciepłym wokalem. Lubiany i oczekiwany przez bywalców OFF-u Teatr Nowy Proxima stworzył widowisko, które nie jest próbą kopiowania niepowtarzalnego stylu Grzegorza Ciechowskiego, czy jego scenicznego image'u jako frontmana Republiki.
Spektakl w reżyserii Katarzyny Chlebny, wszechstronnej artystki jest wariacją na temat, fantasmagorią, połączeniem fantastyki, poezji i dźwięków, hipnotycznym kolażem wspomnień i wyobrażeń. Po spektaklu, podczas tradycyjnej, festiwalowej dyskusji smutno wybrzmiały kwestie finansowe teatru, ale widzowie dowiedzieli się także o przyjemniejszych aspektach pracy w teatrze. Wolność twórcza i talent powinny mieć spokój i przestrzeń działania, czego życzymy zespołowi Teatru Nowego Proxima z Krakowa. Ważne, żeby ta codzienna kanapka z ulubionym serem umożliwiała artystom przekraczanie granic szarej rzeczywistości.
,,Usługa czysto platoniczna" to spektakl, który powstał na podstawie reportażu Oktawii Kromer o tym samym tytule. Scenariusz autorstwa Katarzyny Faszczewskiej i Roberta Mroza Jr w zbiorowej reżyserii aktorów, konsultowanej przez Annę Gryszkównę, ujawnił na scenie bardzo smutny obraz naszych czasów, w których samotność staje się coraz poważniejszym problemem. Spektakl zaczyna się wesoło, radośnie, a widzowie wciągnięci są w intrygującą zabawę.
Spodziewamy się niezobowiązującej rozrywki, ale niestety to, co obserwujemy dalej, to bezlitosny rozrachunek z uczuciową pustką, tęsknotą za miłością i prezentacja żałosnych substytutów uczucia sprzedawanych za ciężko zarobione pieniądze ludzi zawirowanych w pędzie codzienności i pogoni za lepszym życiem. Katarzyna Faszczewska, Adrian Kieroński, Julia Szewczyk i Robert Mróz Jr wykreowali na scenie ponad trzydzieści postaci tych szukających miłości i tych, którzy bezwzględnie to pragnienie wykorzystują by robić kasę. Muzyka Adriana Kierońskiego i Agi Ozon ze szlagierami w nowych aranżacjach towarzyszą poszukiwaniom miłości i wypełnianiu uczuciowej pustki. Wachlarz propozycji jest tak nieoczekiwany, że sami musicie Państwo to zobaczyć, a tym smutniejszy to przegląd, że prawdziwy.
OFF-Północna, czyli festiwal alternatywnych form dramatyczno-muzycznych wpisał się na stałe nie tylko w klimat wiosennej, teatralnej Łodzi jak pisałam rok temu, ale jest już marką samą w sobie i na pewno będzie tętnił w przyszłym sezonie artystycznym własnym jubileuszem 10-lecia uświetniając 80-te urodziny Teatru Muzycznego. Świadczy to o otwartości teatru powstałego na klasycznym fundamencie na różne formy, nową publiczność i świeże pomysły, ale w harmonijnym, międzypokoleniowym dialogu.
Teatr Muzyczny pozostając w tym dialogu z publicznością różnych generacji, zagra także na Łódź Summer Festival 27 lipca. Hity z musicalowej listy przebojów z takich repertuarowych tytułów jak: „Skrzypek na dachu", „Człowiek z La Manchy", „Jesus Christ Superstar", „Nędznicy" czy „Miss Saigon" zaśpiewają soliści Justyna Kopiszka i Piotr Płuska.
Teatr obiecuje też muzyczne niespodzianki. Oby było ich w jubileuszowym sezonie jak najwięcej!
Dominika Urbańska
Dziennik Teatralny Łódź
21 lipca 2025