Poklask

Bardzo często zastanawiam się, dlaczego publiczność klaszcze od razu po zakończeniu przedstawienia, gdy scena jest wygaszona, a puenta dopiero ma wybrzmieć. Aplauz zaskoczył mnie również po "Zimowych ceremoniach" na postawie sztuki Hanocha Levina. Bo czy zasłużyli na ten zaszczyt bohaterowie?

Przedstawienie Iwony Kempy to próba odpowiedzi na pytanie o relatywizm moralny każdego człowieka. Bohaterowie stają przed wyborem, który na pozór jest oczywisty. Kiedy zaczynają czegoś naprawdę pragnąć i nie mogą doczekać się realizacji celu, zapominają o podstawowych wartościach społecznych, a tym samym starają się uniknąć napotkanych przeszkód – nawet jeśli przeszkodą jest śmierć bliskiej krewnej.

Celem życia Szracji (Jolanta Teska) było wydanie za mąż swojej córki Welwecji (Mirosława Sobik). Wielka ucieczka przyszłych weselników przed głoszącym śmierć swojej matki Laczkiem Bobiczkiem (Sławomir Maciejewski) to ucieczka życia przed śmiercią. Bohaterowie, którzy nie chcą wziąć udziału w uroczystościach, zasłaniają się oficjalną formułą powiadomienia o śmierci bliskich, czyli powiadomieniem twarzą w twarz.

Ślub dwójki młodych ludzi jest dla nich ważniejszym wydarzeniem niż pogrzeb. W swojej motywacji postaci próbują nie tylko zagłuszyć zdrowy rozsądek i zasady moralne, ale także uciec przed nimi. Co chwila pojawiają się kolejne argumenty przemawiające za dezercją z pogrzebu Alte (Ewa Pietras). Osamotniony Bobiczek ulega namowom rodziny, a tym samym opuszcza ceremonię pożegnania własnej rodzicielki. Chce szukać szczęścia, przez które rozumie stabilizację życiową i miłość. Pozornie, bo chwilowo, odnajduje spokój, zatraca się w zabawie. Kiedy Laczek zakochuje się, a następnie wyznaje wybrance swoje uczucie, kobieta jego serca zaczyna się śmiać. Ucieka przed mężczyzną. Ten zostaje znowu sam.

Spektakl porusza ważny problem, którym jest kulturowe i moralne odniesienie się do uroczystości, jakimi są ślub oraz pogrzeb. Przyszli weselnicy uciekają w coraz to bardziej kuriozalne miejsca, byleby tylko nie dostać oficjalnego komunikatu o śmierci Alte. Nie ma znaczenia to, że uprzednio sami wydedukowali tę informację. Boją się nie tylko konsekwencji finansowych (jakie niesie za sobą przełożenie wesela na czterysta osób o kilka miesięcy), ale również przeraża ich fakt, że marzenia i plany mogą zmienić się, przesunąć. Brak miejsca na ubolewanie. Jest za to chłodna kalkulacja, usprawiedliwianie się oraz bezustanne szukanie miejsca, w którym teoretycznie nikt nie powinien ich szukać. Wigilia dnia marzeń przerodziła się w ucieczkę – co dziwne, nie przed dylematami moralnymi. To dezercja przed samotnym, zdesperowanym jedynakiem będącym na granicy szaleństwa oraz dezercja przed samą śmiercią. Ostatnia zebrała żniwo - ścigała szóstkę uczestników biegu, z których w finale pozostało czworo weselników.

Humor Levina w „Zimowych ceremoniach" na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Jest dość prosty, ograniczający się do schematycznych, prawie kabaretowych gagów. Na aplauz zasługują aktorzy Horzycy. Niezaprzeczalnie Jolanta Teska, która dopiero rolą Szracji zaskarbiła sobie moją przychylność. Niekoniecznie zaś oklaski należą się bohaterom przedstawienia, a poniekąd je otrzymali. Postaci selektywnie podchodzą do tradycji i przede wszystkim moralności. Warto jednak zaznaczyć, że nie bez znaczenia pozostaje kultura, w jakiej żyją. Kultura, w której śmierć oraz uroczystości pogrzebowe jedynie w teorii mają być czasem zadumy, ubolewania. Weselnicy uciekają przed wymogami, jakie zostały na nich odgórnie narzucone. Pozostaje jedynie refleksja, że przed śmiercią uciec się nie da.



Sylwia Rybacka
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
31 października 2012
Spektakle
Zimowe ceremonie