Pokolenia bez kontaktu

Walka zbuntowanej młodzieży o inną rzeczywistość oraz relacje dzieci - rodzice były tematami czwartego dnia Kontaktu. Te problemy opisały spektakle Bośniaka Harisa Pašovića i Francuza Joëla Pommerata.

Ze spektaklu East West Theatre Company "Wróg klasowy" [na zdjęciu] według Nigela Williamsa w reżyserii Pašovića pierwsi widzowie wychodzą po 20 minutach. W czasie półtoragodzinnej inscenizacji halę Olimpijczyk opuściło kilkadziesiąt osób. Dlaczego? Większość pewnie była zniesmaczona wulgarnymi tekstami. Czasami wydawało się, że bohaterowie nie są w stanie sklecić zdania bez użycia przekleństwa. Sceniczny syf podkreślały wymalowane na ścianie genitalia i niepokój postaci, które przez 90 minut demolowały scenografię. Pašović zrobił przedstawienie o samotnej młodzieży z Sarajewa. To ludzie ulicy. Odtrąceni przez wszystkich: rodzinę, szkołę, kraj. "Wróg klasowy" jest ich głosem w dyskusji nad przeszłością i przyszłością. Publiczność na Kontakcie wysłuchała manifestu zbuntowanych Bośniaków, którzy nie znają nadziei i wiary. Nie było w nim postulatów, ale groźba zniszczenia istniejącego porządku. Czy jest to radykalna i przerażająca historia? Nie. "Wróg klasowy" nie wstrząsa widzem, ponieważ ten wie, że takie tragedie dzieją się od lat w całej Europie. Pašović nie znalazł w życiorysach bohaterów nic wyjątkowego.

Postaci są znanymi figurami. To romantyczni kryminaliści. Na margines zepchnęła ich rzeczywistość. Pochodzą z rozbitych rodzin, mają problemy w szkole. Nikt nigdy nie obdarzył ich uczuciem, a oni nie byli w stanie sami nauczyć się kochać. To młodzi gniewni. Ich osobowość zbudowana jest na radykalnej ocenie otaczającego świata. To co najciekawsze, schowane jest głęboko pod grubą skorupą negatywnych emocji. Pašović się przez nią nie przebił.

"Wróg klasowy" jest przewidywalny. Akcja toczy się według dobrze znanego schematu. Przedstawienie ma jednak momenty, które uczą nas bośniackiej rzeczywistości. Najciekawsze jest ujęcie przez reżysera problemu wojny na Bałkanach. Dla młodych bohaterów jest ona historią. Pašović wybudza ze snu mieszkańca naszej części Europy, daje znać, że młodzi ludzie z Sarajeva, mimo że widzą na ulicach weteranów bez nóg, żyją takimi problemami jak obywatele w innych rejonach kapitalistycznego świata. Mocny jest także sprzeciw reżysera wobec bałkańskiego nacjonalizmu. Iron, jeden z bohaterów, mówi: "Za naszą obecną sytuację nie odpowiadają Serbowie! To wina rodziców, prawników, polityków, nauczycieli, ale na pewno nie Serbów."

Ostatnia scena jest marnym nawiązaniem do Szekspirowskich dramatów. Trup ściele się gęsto. Niestety, ale po 90-minutowej dawce spazmów i dobrze znanych historii można się tylko uśmiechnąć. W ostatnim monologu bohaterowie wykrzykują groźby w stronę widowni. Mówią o zniszczeniu, które będą robić i o strachu, który my będziemy czuć. Nic nowego. Tak samo czuli się kilka lat temu mieszkańcy Paryża, gdy palono tam samochody, tak samo czują się mieszkańcy Torunia, którzy na Bydgoskim albo Podgórzu napotkają kilku wyrostków. Te przypadki są raczej dowodem na słabość systemów edukacji i opieki społecznej, ale nie ma w nich ideologicznego tła, którego przez cały spektakl bezskutecznie szukał bośniacki reżyser.

Po powierzchownej społecznej analizie East West Theatre Company widzowie zobaczyli wyśmienity spektakl Teatru Praktika "To dziecko" w reżyserii Joëla Pommerata. Francuski reżyser także opowiada o pokoleniowym konflikcie. W przeciwieństwie do Pašovića, robi to w sposób intymny, bez krzyku, dzięki czemu dociera do sedna relacji między ludźmi.

Inscenizacja jest uboga w artystyczne środki. Nie ma scenografii. Przestrzeń dla aktorów wydzielają trzy czarne ściany. Pommerat rezygnuje z teatralnych dodatków. Na scenie pozostawia tylko bohaterów. Odziera ich z kontekstów i umieszcza w różnych sytuacjach. Jesteśmy świadkami kłótni ojca z synem, zwierzeń rodziców gnębionych przez dzieci oraz najmłodszych, którzy na próżno u swoich wychowawców szukają zrozumienia. To ekstremalne wydarzenia. Widz nie jest w stanie stanąć po jakiekolwiek stronie. Każda z postaci ma argumenty na udowodnienie swojego cierpienia.

Antywidowiskowość przedstawienia podkreśla muzyka na żywo. Kapela jest schowana za parawanem. Widzimy tylko cienie muzyków, którzy grają coś między jazzem a rockiem. Utwory są melodyjne, wpadają w ucho, ale jednocześnie dopełniają mroczną atmosferę spektaklu swoją melancholią.

Pommerat, w przeciwieństwie do Pašovića, nie tworzy teatru spolecznie zaangażowanego. Trochę żal, że o niezrozumieniu między pokoleniami mądrzej opowiada reżyser, który uważa, że nic się nie zmieni. Francuz tylko opisuje odtrącenie i samotność. Bośniak chce mu przeciwdziałać. Szkoda, że w tak nieudolny sposób.
(mi)



Marceli Sulecki
Gazeta Wyborcza Toruń
29 maja 2009