Polska sztuka i europejska pamięć

"Niech pan pójdzie obejrzeć "Naszą klasę", panie Cameron. Nie chce pan dłużej kopać pod sobą tego dołka" - z takim apelem tydzień temu zwrócił się do lidera brytyjskich torysów David Aaronovitch, komentator dziennika "The Times". Dlaczego jedna z największych brytyjskich gazet wysyła polityka do teatru?

Bo sztuka, o której mowa, pióra polskiego autora Tadeusza Słobodzianka, dotyka trudnych relacji polsko-żydowskich. To inspirowana tragedią Jedwabnego historia dziesięciorga uczniów szkoły powszechnej, Polaków i Żydów, rozgrywająca się od lat 20. po współczesność. Wystawił ją National Theatre w Londynie, w angielskim przekładzie, z brytyjskimi aktorami.

A David Cameron ma problem z Polakami i Żydami, od kiedy poparł kandydaturę Michała Kamińskiego, eurodeputowanego z PiS, na szefa frakcji konserwatywnej w Parlamencie Europejskim, w której torysi są główną siłą. Prasa i opozycja natychmiast wyciągnęły Kamińskiemu jego przeszłość w neofaszystowskim Narodowym Odrodzeniu Polski. Przypomniano także, że polski polityk sprzeciwiał się przeprosinom, jakie w związku z pogromem w Jedwabnem złożył w 2001 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski. Poparł za to Komitet Obrony Dobrego Imienia Miasta Jedwabne, którego liderem był miejscowy ksiądz Edward Orłowski kwestionujący odpowiedzialność polskich mieszkańców Jedwabnego za zamordowanie żydowskich sąsiadów.

W tym kontekście dramat Słobodzianka jest dla Camerona w najwyższym stopniu niewygodny, pokazuje bowiem bez niedomówień prawdę o tym, kto spalił Żydów w stodole w Jedwabnem. Podważa jednocześnie antysemickie mity, jak ten o idei żydowskiego bolszewizmu, który stał się jednym z głównych argumentów w rękach tych, którzy negowali odpowiedzialność Polaków za Jedwabne.

Nie jest to pierwszy w tym roku przypadek, kiedy twórczość polskiego artysty staje się punktem odniesienia dla politycznej debaty w Europie. Wiosną tego roku we Włoszech rozgorzała dyskusja na temat "Katynia" zainicjowana komentarzem w "Avvenire" o problemach z dystrybucją filmu Andrzeja Wajdy we włoskich kinach. Temat podchwycił szef klubu parlamentarnego partii premiera Lud Wolności Fabrizio Cicchito, nazywając kiepską dystrybucję filmu Wajdy skandalem. Do wyświetlania "Katynia" w kinach wezwał minister kultury Alfredo Bondi. Wreszcie głos zabrał sam Silvio Berlusconi, który na szczycie w Strasburgu zachęcał przywódców państw europejskich do obejrzenia "Katynia". Na jego polecenie płytę DVD z filmem otrzymali wszyscy deputowani partii Lud Wolności.

W obu przypadkach zainteresowanie mediów i polityków polskich dziełami nie jest bezinteresowne. Zarówno "Nasza klasa", jak i "Katyń" wykorzystywane są w bieżącej walce politycznej. Zwłaszcza we Włoszech jest to wyraźne: Berlusconi gra "Katyniem" przeciwko swoim przeciwnikom politycznym, włoskim socjaldemokratom wywodzącym się z Włoskiej Partii Komunistycznej (PCI), która broniła radzieckiej wersji zbrodni. Nie przeszkadza mu to jednocześnie przyjaźnić się z Władimirem Putinem, który zrobił wiele, aby zablokować w Rosji proces ujawniania prawdy o Katyniu. Jest to czysto instrumentalne działanie, choć dzięki niemu film Wajdy trafił do włoskich kin i szkół. 

Również w Londynie sprawa Kamińskiego i ataki na Camerona przyczyniają się do wzrostu zainteresowania dramatem Słobodzianka. Chyba żaden współczesny polski dramat nie miał tylu recenzji, co "Nasza klasa", o spektaklu napisały wszystkie liczące się gazety i tygodniki.

Europejska awantura polityczna wokół "Naszej klasy" i "Katynia" jest pochodną tematyki, którą podejmują Słobodzianek i Wajda. Obaj poruszają kwestię historycznej pamięci i wypartej, nierozliczonej winy, obaj odnoszą się do totalitaryzmu i jego wpływu na los jednostek. Jak się okazuje, są to kwestie uniwersalne, dotyczące nie tylko polskiego podwórka. Polscy twórcy poruszali je na długo, zanim stały się przedmiotem politycznych rozgrywek w Europie. Miejmy nadzieję, że polskie sztuki i filmy zainicjują poważną debatę na temat pamięci Europy. Potrzebują jej nie tylko Polacy.



Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza
17 listopada 2009