Polski nagolitaryzm

Trzeci spektakl Demirskiego i Strzępki w Wałbrzychu - "Niech żyje wojna!!!" - zrobił na mnie największe wrażenie z ich dotychczasowych prób. Bo lubię, jak obraża się mnie w istotnej sprawie, jak artyści idą pod prąd obiegowych ustaleń. Na przykład tych o wojnie, bohaterstwie i Powstaniu Warszawskim

Pamiętacie ten odcinek "Czterech pancernych i psa", w którym zręcznie usprawiedliwiono brak tematu powstańczej Warszawy i zatrzymanie sowieckiego frontu na linii Wisły? Przymanowski wymyślił, że załoga Rudego została ranna na praskim brzegu i pół roku musiała kurować się w szpitalu polowym. Za jednym zamachem uniknięto odpowiedzi na trudne pytania, wyeliminowano przedwojennego oficera Olgierda i zastąpiono go ludowym bohaterem Czereśniakiem. Demirski i Strzępka próbują przewrotnie wypełnić tę lukę scenariuszową. Na złość Przymanowskiemu inscenizują koszmar senny rannego Janka, w którym czołgiści stają się powstańcami. Są tam, gdzie ich miało nie być. Pierwsza scena dzieje się 3 sierpnia: premier Mikołajczyk z wizytą w Moskwie. Prosi o pomoc, stawia żądania, robi wielką politykę. Tyle że cały czas podczas rozmowy z wujkiem Józkiem jest nagi. Obok siedzi drugi golas Janek. Stalinowi, który zmienia się w Grigorija, towarzyszy seksualnie rozkojarzona Marusia. Nie ma czołgu, jesteśmy w jakimś zdewastowanym mieszkaniu tymczasowej kwaterze wojskowej albo sztabie generalnym. Pancerniacy wyjęci z filmu, z Historii i naszych prywatnych mitów służą tu do rozmowy o tym, co wciąż jakoś tak przemilczamy. Demirski-dramatopisarz zostawia ich jednak bez fabuły, co chwila mieli na proch ich tożsamość. Marusia (fenomenalna Irena Wójcik) to podstarzała frontowa kurwa w mundurze i rudej peruce, wzdychająca tęsknie nad trupem pancerniaka: "Janek, ruchać mnie miałeś!". Szarikiem jest stary ruski sołdat, pies wojny (Adam Wolańczyk) pamiętający chyba jeszcze carskie wojsko. Warczy na każda próbę zdezawuowania sensu krwawej jatki, w której uczestniczy. Gustlika gra dziewczyna (Agnieszka Kwietniewska) umazana czarną pastą i zaciągająca po śluńsku, bo w Gustliku mieści się i Ślązak, i typowy jowialny czarnoskóry sierżant z amerykańskich filmów, a w ogóle to warto tego naszego macho skontrować szczyptą kobiecości. Premier Mikołajczyk, Olgierd i Czereśniak to z oszczędności jeden aktor (Marcin Pempuś). 

Strzępka-reżyser zamyka aktorów w logorejach wątpliwości. I tak jak to bywa, w jej teatrze bohaterowie gadają, co im ślina na język przyniesie, nie tyle stwarzają tym gadaniem sceniczny świat, co go nieustannie demontują. Nie da się tej sztuki streścić. Strzępka świadomie stawia na rozmemłanie, toporność i chaos. 

Strzępka i Demirski mają rację: wojna jest odrażająca, wulgarna, cielesna i brzydka. Nie ma w niej nic wzniosłego - jest rzeź, cwaniactwo, gwałt. A potem o tym wszystkim opowiada się narodowe bajki i heroiczne kłamstwa. Ich spektaklowi nie może więc patronować wojak Szwejk ani nawet Heller z "Paragrafem 22", oni szukają swojego miejsca w krytyce wojny gdzieś dalej, mocniej, wulgarniej. To dlatego nagość premiera Mikołajczyka i pancerniaka Janka zyskuje głęboki sens. Gołodupcy nakręcają się, jak oni ruskim tym pokażą, jak Niemcom dołożą. Chcą ratować naród, będą stać goli przeciw karabinom i tankom, a nawet totalitaryzmom wszelkiej maści. Ta scena ma w sobie symboliczną siłę, bo ja wiem, może nawet słynnej sekwencji z "Lotnej" Wajdy z ułanem-idiotą walącym szablą w niemiecki czołg. Demirski ze Strzępką rozbierają tu nie tylko aktorów, ale odkrywają to, co przez dziesięciolecia zakrywaliśmy z naszej historii: bezsensowne demonstracje, nagość i bezbronność wobec dziejowej konieczności. To nie był patriotyzm tylko typowo polski nagolitaryzm. Afirmacja sytuacji żadnych bez szans. Demirski i Strzępka nie widzą nic ocalającego w takiej postawie, uporze do samego końca. Wojna jest niemoralna w każdym momencie, wysławianie swojego przymusowego i bohaterskiego udziału w niej - również.



Łukasz Drewniak
Dziennik Gazeta Prawna
30 stycznia 2010