Polskie obyczaje

Przedostatni dzień festiwalu upłynął pod znakiem humoru. Wszystkie spektakle tego dnia opowiadały o ważnych sprawach, ale bez zadęcia, bez silenia się na patos. Okazuje się, że ta mniej dramatyczna ścieżka również prowadzi do celu, ale w bardziej wyrafinowany sposób.

Ostatni spektakl konkursowy, który obejrzeli widzowie Kontrapunktu, to "Staff only" Biennale Warszawa według tekstu Beniamina Bukowskiego w reżyserii Katarzyny Kalwat.

W projekcie twórcy korzystają z osobistego doświadczenia zaproszonych migrantek-artystek i migrantów-artystów, żeby móc mierzyć się z koniecznością przedefiniowania znaczenia bycia aktorem i mieszkańcem Polski. Odpowiadają na pytania dotyczące strategii, jakie może podjąć aktor-migrant, by dostać szansę pracy w swoim zawodzie.

Problemy, z jakimi mierzą się artyści cudzoziemcy w Polsce, to tylko punkt wyjścia do rozważań na temat stosunku Polaków do imigrantów. Do ich rzekomej otwartości, gościnności, tolerancji i demokracji. W oczach cudzoziemców wcale nie jesteśmy otwartym i przyjaznym krajem. Skoro aktorka polsko-nigeryjskiego pochodzenia uważa, że "Polska to dziki kraj", to coś jest na rzeczy.

Jesteśmy otwarci i przyjaźni dla imigrantów, kiedy są daleko od nas. Kiedy są blisko wychodzi z nas nasza ignorancja i poczucie wyższości wynikające z kompleksów. Jak to miło dowalić Amerykance i pośmiać się, że niepoprawnie mówi po polsku. Że ma niewłaściwy akcent. Jakbyśmy my sami świetnie sobie radzili za granicą.

Realizatorzy ograniczają się w tej sztuce do mikroświatu, jakim jest polski teatr instytucjonalny i szkoły teatralne. Ten świat, który z założenia powinien być postępowy i liberalny oraz otwarty na wszystko i wszystkich, okazuje się zamknięty na wszelką odmienność nie mieszczącą się w założonych ramach.

Pomysł na pokazanie tego mikroświatu jest bardzo udany. Zestaw zabawnych scenek, w których aktorzy próbują zdać egzaminy, potykają się z językiem polskim, opowiadają o sobie i komentują swoje poczynania zawodowe, sprawia, że nie ma tu rozczulania się nad własnym losem, nie ma patosu, jęczenia, wykrzykiwania do mikrofonu swoich żalów do świata. Jest za to dużo humoru, a aktorzy są zdecydowanie utalentowani.

W OFF Kontrapunkcie Terminus A Quo z Nowej Soli zaprezentował "Usta/lenia" - autorski spektakl Edwarda Gramonta. Demaskując polską obyczajowość utrzymany jest w lekkim, humorystycznym tonie. Autor porusza problem wiary, choć tworzywem wyjściowym jest kabaretowy ton zdeformowanej legendy o Robin Hoodzie. Chwilami pojawia się też Zeus i odrobina mitologii greckiej. Aktorzy zręcznie żonglując zabawnymi tekstami tworzą swoisty kolaż słów łącząc je w ciekawe i zabawne zestawienia.

Nie wiadomo, kto tu jest najważniejszy - Jezus, Adam i Ewa, Zeus czy Robin Hood. Jest trochę zamieszania, więc trudno wyczuć. Aktorzy świetnie sobie radzą również z ruchem scenicznym. Te wszystkie piramidy, upadki, przetaczanie się po scenie, przyklejanie do ścian, zawisanie pod sufitem, wymagają nie lada sprawności. W połączeniu z tekstem pokazują chaos, jaki wprowadzają w nasze życie mity, legendy, religie i kryzysy, które się z nimi wiążą. W co wierzyć? Co jest prawdziwe? Co to wszystko wnosi w nasze życie?

Jedynym minusem tego przedstawienia jest słaba dykcja aktorów, która powoduje, że chwilami nie słychać wypowiadanych przez nich kwestii. A szkoda, bo przy takiej grze słów każde zdanie ma znaczenie.

Przedostatni dzień festiwalu zakończył projekt pod nazwą "Czekając na gwiazdkę – farsa gastronomiczna" według scenariusza i w reżyserii Gienia Mientkiewicza. Kucharze-aktorzy znają się, wszyscy są członkami elitarnej grupy Śledziożerców, urządzającej sobie od osiemnastu lat nieco tajne spotkania wokół dań ze śledzi. Każdy z nich ma za sobą często długą i krętą ścieżkę kariery, nieobca jest im również scena, głównie kabaretowa.

Połączenie tych wszystkich pasji daje mieszankę wybuchową.



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
11 września 2021