Polskie sceny myśliwskie

Koronawirusowe zamieszenie nie ominęło Teatru Polskiego w Poznaniu. W październiku odwołano Nanę oraz 28 dni. Z kolei festiwal Bliscy Nieznajomi odbył się niedługo po wyroku Trybunału Konstytucyjnego i wielu potencjalnych widzów poszło na protesty. Do tego wszystkiego doszło kolejne ograniczenie widowni, tym razem do 25%. Na całe szczęście był spektakl, który uchował się w tym szaleństwie – „Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii".

Reżyserka, Grażyna Kania sięgnęła po tekst Martina Sperra, niemieckiego dramaturga i w tym zagranicznie brzmiącym tytule udało jej się obnażyć polskie przywary. Bohaterowie wyraźnie podkreślają czas akcji, ale oglądając spektakl nie można wyzbyć się wrażenia, że tak wygląda Polska wieś, a nawet często i miasto.

Przedstawione bowiem spojrzenia na inność czy swobodę nie różnią się wiele od poglądów polskiego społeczeństwa, które chociaż zmienia się, nadal pozostaje nietolerancyjne. „Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" to może dla niektórych możliwość spojrzenia na siebie w lustrze, zdystansowania się i przyjrzenia się zachowaniom, reakcjom ale także ich konsekwencjom. I chociaż w Polsce nie zawsze mamy do czynienia z zastosowaniem poglądów w praktyce, to jednak nieraz dochodziło do aktów agresji, a gdy te są niekontrolowane i głośno lub cicho popierane przez społeczeństwo, to sceny myśliwskie są zaledwie o krok od nas.

Po wojnie, w małej wsi mieszkają: Abram (Piotr B. Dąbrowski), Barbara (Teresa Kwiatkowska), Tonka (Anna Biernacik), Maria (Ewa Szumska), Rovo (Konrad Cichoń), Zenta (w nowym składzie Alona Szostak), Rzeźniczka (Barbara Krasińska), Paula (Kornelia Trafkowska), Georg (Jakub Papuga), Volker (Piotr Kaźmierczak), Kostuch (Andrzej Szubski). Mała społeczność para się głównie pracą rzeźniczą, z jednym wyjątkiem – otóż Paula pracuje w fabryce i nie omieszka pochwalić się tym w całej wsi. Reszta mieszkańców skupia się wokół wiejskiego życia i plotek. Barbara jest z zewnątrz, przyjechała by ułożyć swoje życie i uciec przed synem, którego zachowań nie pochwala. Uważa, że Abram żyje niemoralnie i ilekroć ona próbuje od niego uciec, to ten pojawia się i rujnuje jej reputację. Chłopak próbuje dostosować się do standardów i romansuje ze Stonką, którą wieś okrzykuje puszczalską. Prócz Abrama i Stonki, mieszkańcy wsi uznają za słuszne potępić Marię, która pod swój dach przyjęła Voltera, a z własnym dzieckiem – Rovo nie radzi sobie. Społeczność uważa, że chłopak jest szurnięty, zaś matka jego zachowuje się niegodnie wiążąc się z mężczyzną, podczas gdy jej mąż nie został jeszcze uznany za zmarłego. Do śmiało oceniających ludzkie życia należy Rzeźniczka – główny pracodawca rejonu, ale i Georg, Zenta i poniekąd Kostuch, który jednak próbuje nieco zdystansować się od najbardziej krzywdzących obelg. Najzajadlej atakuje Barbara, która zaprzecza swoimi słowami tego, co powinna reprezentować sobą matka i gardzi własnym dzieckiem, życząc mu jak najgorzej. Obłuda mieszkańców tłumaczona oczywiście jest Bogiem, którego traktują jako najlepszą wymówkę dla robienia drugiemu, co im niemiłe.

Z tej galerii bohaterów wyłaniają się dwa ugrupowania: dziwacy i moraliści – te prześmiewcze nazwy podsumowują podzieloną społeczność. Grupa pierwsza to wszelkie inności, które w oczach reprezentantów drugiego ugrupowania są niegodne i uwłaczające: gej, zauroczona i nieco naiwna dziewczyna, dojrzała zakochana kobieta i chłopiec z problemami natury psychologicznej. Społeczność wsi odrzuca te „wybryki natury" i łatwo osądza każdą postawę, nie szczędzi słów mówiąc o Tonce, a jednak w wyniku rozwoju akcji zmienia o niej zdanie – czysta hipokryzja. Ci moraliści nie widzą żadnych błędów we własnym postępowaniu, a wręcz szczycą się propagowaniem nienawiści wśród bliźnich. Polują na inność i chcą się z nią rozprawić jak ze zwierzyną. Jednak atakowana łania może sprzeciwić się naciskowi myśliwych i sama stać się jednym z nich. Konsekwencje zaciskającej się spirali nienawiści bywają różne, ale niemalże zawsze kończą się tragicznie dla jednych i drugich.

Prosta scenografia i kostiumy Sabine Mader podkreślają surowość mieszkańców. Na scenie trzy blaszane płyty stanowią ściany, a poza tym stół, krzesło, kubeł na wodę i kurek. Co jakiś czas pojawiają się inne drobne elementy – ławka, wiadra na mięso, ręcznik, łyżka czy miska. Mieszkańcy ubrani są na szaro lub granatowo, a wszystkie inne dodatki są w wypłowiałych kolorach. Wyjątek stanowi kolorowa i pracująca w fabryce Paulina. Spektakl podzielony jest na części – sceny, po zakończeniu każdej z nich gaśnie światło, a reflektor wyświetla numer kolejnej. W tej ciemności aktorzy dokonują przejścia i przemeblowują scenę. Scen jest piętnaście, co może kojarzyć się z Drogą Krzyżową, chociaż ta składa się z czternastu to dodaje się często piętnastą – Zmartwychwstanie. O tym, czy mamy z tym cudem do czynienia tutaj widz musi się sam przekonać.

Nikt nie jest szczęśliwy w tej bawarskiej wsi – ani wykluczeni, ani wykluczający. Bo czy możliwe jest szczęście w ziemi tak zhańbionej nienawiścią i pogardą do drugiego człowieka? Czy można z uśmiechem na twarzy życzyć komuś śmierci i upatrywać w tym źródła radości dla siebie?

Czy jeśli człowiek przed czymś ucieka, to czy nie jest zwyczajnym tchórzem?



Natasza Thiem
Dziennik Teatralny Poznań
9 listopada 2020
Portrety
Grażyna Kania