Pomiędzy

Wyrypajew osadza akcję dramatu w dyskotece. Protagoniści właśnie kończą zabawę, choć jeszcze muzyka gra, nadając rytm nerwowym krokom, przedziwnemu układowi choreograficznemu - krążeniu po scenie, zbliżaniu się i oddalaniu ciał jakby magnetycznie przyciąganych.

Surowe, zimne, przestrzenne wnętrze (scenografia: Anna Met). Boczne ściany sceny Och-Teatru pokrywa szklana tafla, na której mienią się jak w kalejdoskopie zielonkawe, symetryczne figury. Podłoga wyłożona jest drewnianymi panelami. W centrum konstrukcja z kolumn, nad nią wisi kula dyskotekowa umocowana na pokaźnej, wykonanej z matowego szkła i metalu lampie. Niezliczone plamy światła rozbłyskują, wirują nad głowami widzów. Rozbrzmiewa taneczna, muzyka (Jacek Jędrasik), ale jakby już tracąca moc, stopniowo wprowadzająca w stan wyciszenia po hucznej imprezie.

Iwan Wyrypajew wystawia "Osy", jak twierdzi, swój najlepszy dramat, o którego realizacji marzył od dawna. Tekst gościł na deskach polskich teatrów dwukrotnie. W stołecznym Dramatycznym zrealizował go Wojciech Urbański (prapremiera: 24 kwietnia 2015). Chwilę później, 12 września 2015, odbyła się premiera mniej udanej inscenizacji Anny Januszewskiej we Współczesnym w Szczecinie. Mimo że spektakl wciąż grany jest w Warszawie, jego najnowsza inscenizacja w stolicy wzbudziła ogromne zainteresowanie, bilety rozeszły się jak przysłowiowe świeże bułeczki. Nie dziwi mnie to. Niejednokrotnie krytycy wspominali, że ciekawi ich jak ten niezwykle dowcipny, błyskotliwy, a za razem refleksyjny tekst wystawiłby autor.

Małżeństwo, Sara (Magdalena Boczarska) i Robert (Marcin Dorociński), oraz ich przyjaciel Donald (Dariusz Chojnacki) prowadzą rozmowę, której celem jest odpowiedź na pytanie: z kim Markus, brat Roberta, spędził poniedziałek. Pojawiają się wykluczające się wersje wydarzeń. Sara twierdzi, że był z nią, a Donald, że dyskutował z jego sąsiadką o istocie spowiedzi. Kto z nich mówi prawdę, trudno rozstrzygnąć. Jednak nie fabuła i zabawne słowne potyczki bohaterów są tu najważniejsze, liczy się to, co można przeczytać między wierszami, pojawiające się jakby mimochodem rozważania o miłości, samotności, Bogu - o życiu po prostu.

Kostiumy (Katarzyna Lewińska) inspirowane są modą lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Mężczyźni mają podwinięte nogawki u spodni, obszerne koszule, do tego wełniana kamizelka (Donald) lub szeroki krawat i rzucający się w oczy pasek (Robert), buty sportowe. Fryzury na czeskiego piłkarza. Ona ma na sobie sukienkę wiązaną pod szyją, talię podkreśla pasek wykonany z tego samego materiału i włosy napuszone do granic możliwości. Stroje są w upiornych dominujących odcieniach brązu, beżu i zgniłej zieleni. Postacie wyglądają w nich kiczowato, surrealistycznie, jakby wyjęte zostały z innej czasoprzestrzeni. Stylizacja retro odbiera autentyczność bohaterom, niejako bierze ich w nawias, a co za tym idzie współgra z absurdalnością wydarzeń scenicznych.

Wyrypajew osadza akcję dramatu w dyskotece. Protagoniści właśnie kończą zabawę, choć jeszcze muzyka gra, nadając rytm nerwowym krokom, przedziwnemu układowi choreograficznemu - krążeniu po scenie, zbliżaniu się i oddalaniu ciał jakby magnetycznie przyciąganych. To moment "zjazdu", po imprezowego dogorywania. Bohaterowie przeżywają stan "pomiędzy" tym, co realne a narkotycznym upojeniem. Sara, Robert i Donald palili bowiem coś, co - jak twierdzą - papierosem nie było. Ten szczególny moment sprzyja wyznaniom, filozoficznym pogadankom. Donald wyjawia, że zdecydował się na aborcję, bo nie chciał mieć dziecka, że myślał o samobójstwie. Sara przyznaje się do zdrady męża, peroruje o istocie kobiecości. Robert zastanawia się nas sensem świata, w którym człowiek posiadł całą wiedzę. W rozmowach wciąż powraca temat wiary, absolutu, który choć nieuchwytny decyduje o życiu, pomaga lub utrudnia je. Ujmuje otwartość bohaterów opowiadających o winach, lękach, obawach - kąsających nawet w listopadzie osach. Poniedziałkowe zdarzenie wydaje się być iluzją, zbiorową halucynacją, bodźcem służącym jedynie konfrontacji z samym sobą, na którą na jawie zabrakłoby odwagi. Dlatego wygłaszają monologi zwracając się do ogółu, prawie nie nawiązując relacji z rozmówcą, nie patrząc mu w oczy. Przytulają się do siebie dopiero w ostatniej scenie, wyznając wzajemną sympatię, jak to zwykle na imprezach bywa...

"Osy" są doskonale przemyślane, realizowane z precyzyjną konsekwencją. Reżyser z ogromnym wyczuciem łączy irrealizm sytuacji, z rozbrajającą szczerością wyznań postaci. Tworzy spektakl na granicy jawy i snu. Na poły komediowy, na poły poważny. Absurdalny (trudno pozbyć się skojarzenia z twórczością Eugne'a Ionesco), a zarazem przepełniony tkliwością, czułością, melancholią. Wyrypajew wspaniale prowadzi aktorów. Grają z ironicznym dystansem, wręcz na granicy parodii, ale i z ogromną empatią, zrozumieniem, wyczuciem, wdziękiem. W tym iluzorycznym świecie, choć okoleni przymgleniem przesady, zdają się być bardzo prawdziwi, ludzcy, na swój sposób ujmujący. Jedyne co mi przeszkadzało, to tempo gry, jakby aktorzy jak najszybciej chcieli skończyć spektakl.

Trudno było mi się oderwać od skojarzenia z innym dramatem Wyrypajewa - "Pijanymi" (premiera: 11 maja 2018, Teatr Dramatyczny w Warszawie, reżyseria Wojciech Urbański), w którym upojeni alkoholem bohaterowie znajdowali się bliżej Boga. Tu narkotyczny zjazd, "zawieszenie" między tym, co świadome i nieświadome pozbawia człowieka hamulców, mechanizmów obronnych, a co za tym idzie pozwala wejść w dialog z własnym JA, dociec prawdy o sobie. W tym momencie bowiem jest to możliwe bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Przedstawienie w Ochu oglądałam z zapartym tchem.



Marta Żelazowska
e-teatr.pl
11 grudnia 2018
Spektakle
OSY
Portrety
Iwan Wyrypajew