Pomiędzy nogami

Pod warstwą ociekającej seksem pajęczyny gestów schowana jest kruchość ludzkiej psychiki, którą tak hipnotycznie odsłania Claude Bardouil, dając przy tym popis choreograficznego instynktu. W „Wyczerpanych" kicz miesza się z maestrią, przepych z minimalizmem, destrukcja z konstrukcją, a ostatnie blaski cnoty, przyćmiewane procesem dehumanizacji, próbują przedostać się na światło dzienne.

Ten spektakl to istne Cannes w 1994 roku. Krzysztof Kieślowski walczy z Quentinem Tarantino. Kultura wysoka walczy z popkulturową papką. Indywidualizm z kolektywizmem. Dusza z ciałem. A werdykt należy do nas.

A więc światło. Kamera. A w niej Marlene Dietrich.

Ewa Dałkowska wychodzi na środek sceny i rozpoczyna spektakl pod patronatem Błękitnego Anioła. Towarzyszy jej Shannon Michelle Willsey, grana przez Magdalenę Popławską. Zestawienie tak różnych ciał tak podobnych osobowości staje się ramą kompozycyjną dla traktatu o cielesności.

„Utopia jest miejscem poza wszelkimi miejscami, ale jest miejscem, w którym będę miał ciało bez ciała. Ciało, które będzie piękne, przezroczyste, jasne, świecące, szybkie, potężne w swojej sile, nieskończone w swoim trwaniu. Uwolnione, niewidzialne, bezpieczne, wciąż przekształcane". Tę właśnie ideę autorstwa Michaela Foucaulta na deskach warszawskiego Nowego Teatru próbuje zrealizować Claude Bardouil, po raz kolejny sięgając po ikony popkultury.

Tym razem francuski reżyser zainspiruje się postacią Savannah, jednej z najbardziej popularnych aktorek porno lat 80., która zabiła się w dwudziestym trzecim roku życia. Za przyczynę samobójczego strzału podaje się uszkodzenie nosa w wypadku samochodowym. Czy rzeczywiście taki powód wystarczy, by odebrać sobie życie? Czy ze zniszczeniem części ciała niszczeje także część duszy?

Wraz z ciałami aktorów, francuski choreograf rozbiera kinetykę na czynniki pierwsze, tworząc choreograficzny hipnotyzujący widza trans. Wykorzystując wiedzę władzę, na czas spektaklu nie pozwala odbiorcy wybiec myślami nigdzie indziej poza oszczędnie umeblowaną scenę.
Na jej środku stoi przeszklony sześcian, będący studiem nagraniowym. To w nim wydarza się wszystko niedostępne dla oczu mas. Ale nie w przestrzeni teatru. Bardouil wpuszcza nas do środka więzienia dzięki wykorzystaniu kamery i nie pozwala odwrócić wzroku, boleśnie powiększając fragmenty codzienności Savannah. Tak jak Foucault odwrócił tezę twierdząc, iż dusza stanowi uwięzienie ciała, tak samo reżyser zamykając aktorów w pewnej bryle, więzi z nimi odbiorców.

Sam reżyser nieustannie przechadza się po scenie i analogicznie przechodzi przez różne struktury dramaturgiczne, od monologu, przez pojedyncze urwane krzyki, aż do momentu, gdy słowa nie są w stanie niczego wyrazić i krzyczy całe ciało.

To właśnie ten krzyk stanowi miejsce spotkania dwóch kobiet. Obie uwięzione w szponach kultury masowej. Obie piękne, podziwiane i otoczone mężczyznami. Zastanawiająca jest w tym spektaklu rola mężczyzny. Z jednej strony demiurg w postaci reżysera prowadzi aktorów, a z drugiej reszta bohaterów zdaje się do spektaklu nic nie wnosić. Przenosi jedynie bohaterki. Czyżby na fali ruchu Me Too spektakl zyskał na sile? Być może dlatego postanowiono wznowić tak chłodno przyjęte przed trzema laty przedstawienie. Zdaje się, że czas leczy rany. Zdaje się, że ponownie należy zwrócić się do Foucaulta, zanurzając ciało bezpośrednio w sferze polityki.

Godna pochwały konsekwencja dualizmu wyraźna jest także w muzyce. Zapominająca słów „Where all the flowers gone?" Marlene Dietrich na tle natężonych transowych dźwięków (autorstwa Pawła Andryszczyka, Piotra Maślanki i Adama Walicka) sprawia, że z antywojennego hymnu pozostały tylko szczątki.

Szczątki pozostały także z pierwszego spektaklu zrealizowanego przez choreografa w Nowym Teatrze. Mowa oczywiście o „Nancy. Wywiad". Kluczowym dla recepcji dzieła staje się moment, gdy Savannah wykrzykuje imię Spungen, czyniąc ją swoim alter ego. Ten akt rozpaczy rozdziera serce. Rozpala tęsknotę do Foucaultowskiej utopii.

Oniryczna struktura performensu dodatkowo pocięta jest długimi nogami Magdaleny Popławskiej. Na uwagę zasługują też nogi Ewy Dałkowskiej, stanowiące sekwencję otwierającą. I mimo, że ich bohaterki są jedną nogą w grobie, widowisko to jest najlepszym dowodem na nieskończoność materii ruchu i tkwiącej w niej, gdzieś pomiędzy słowami, pomiędzy nogami, transcendentalnej vis vitalis.



Anna Zalewska
Dziennik Teatralny Warszawa
29 listopada 2018
Portrety
Claude Bardouil