Potęga słowa

Było zimno, wietrznie, ale pięknie. Brzegi rozległego jeziora Mälaren tonęły w oszałamiających kolorach jesieni: zieleniach, żółciach, czerwieniach, brązach i niezliczonych odcieniach tych barw. Zadziwiająca paleta! Sztokholm powoli szykował się do zimy. Ale jeszcze chwila ... Ścieżki pięknego parku naprzeciwko Ambasady Polskiej przy Karlavägen przykrywały opadające liście, tworząc wzorzyste, wilgotne dywany. Październikowa aura nie przepłoszyła licznych amatorów biegania, spacerów, chodzenia z kijkami, czy rowerowych przejażdżek. Szwedzi uwielbiają zdrowe, aktywne życie.

Odwiedziłem Sztokholm w październikowy weekend na zaproszenie tamtejszego Salonu Poezji, który powstał, wzorując się na krakowskim, w maju 2009 roku i należy do najbardziej aktywnych zagranicznych „pączków" inicjatywy Anny Dymnej. Macierzysty działa w Krakowie nieprzerwanie już od 14 lat i może poszczycić się blisko 530 niedzielnymi spotkaniami z publicznością. W Szwecji spotkania odbywają się regularnie 3 razy w roku i było ich 23.

Mówić poezję nauczyłem się w dawnych czasach, w krakowskiej PWST, a prawdziwego smaku na nią nabrałem występując przed mikrofonami Polskiego Radia, gdzie czytałem wiersze i brałem udział w słuchowiskach, najpierw w rozgłośni krakowskiej, potem w warszawskiej. Moje warsztatowe przygotowanie wzbogacił udział w licznych szkolnych „koncertach żywego słowa". Taka zakrojona na ogromną skalę akcja edukacyjno - kulturalna prowadzona była w czasach „komuny" i jako młody aktor miałem zaszczyt - nie wstydzę się tego powiedzieć - uczestniczyć w niej, wespół ze starszymi, często bardzo utytułowanymi kolegami. Dlatego, gdy Ania wymyśliła Salony, po pierwszych wątpliwościach organizacyjnych, szybko podzieliłem jej zapał i nie opuściłem prawie żadnego spotkania. Występowałem też od czasu do czasu, przygotowując własne monodramy lub duodramy, głównie poświęcone poetom pękniętym, lub rozdartym, bo tacy mnie najbardziej interesowali. Tak powstały salony poświęcone Majakowskiemu, Broniewskiemu, Watowi (z Beatą Paluch), Tuwimowi (Kwiaty Polskie z Grażyną Barszczewską), Brechtowi, ale też Słowackiemu (Beniowski z Anną Dymną) i wiele innych. W czerwcu tego roku, z powodu zakończenia mojej siedemnastoletniej kadencji dyrektorskiej, przygotowałem specjalne spotkanie z wierszami, które ukochałem szczególnie. Ten właśnie poetycki monodram zaprezentowałem w Sztokholmie.

Odyseas Elitis, znakomity dwudziestowieczny poeta grecki, laureat nagrody Nobla powiedział kiedyś, że „poezja jest drugą stroną duszy". Dla mnie poezja to przede wszystkim miłość, bo w przeważającej większości żywi się miłością: do kobiety i do mężczyzny, spełnioną lub niespełnioną, pogonią za miłością i jej utratą, miłością do ojczyzny, ziemi, rodziny, ba, nawet do teatru. Różne są jej kształty: od rzeczy drobnych, do zwierząt („Umrzeć, tego nie robi się kotu ..." – napisała kiedyś Wisława Szymborska). I jakoś mi się to splotło. Poezja – druga strona duszy – poezja - miłość – druga strona duszy. Zarówno w Krakowie, jak i w Sztokholmie z ogromną przyjemnością i zauważalną satysfakcją publiczności czytałem najpiękniejsze strofy: fragmenty „Obłoku w spodniach" i „Grobu Agamemnona", wiersze Tuwima, Broniewskiego i Gałczyńskiego, „Orfeusza i Eurydykę" Miłosza, sonety Szekspira, Petrarki i Mickiewicza, fragmenty „Pieśni nad Pieśniami" i „Beniowskiego".

Sztokholmski Salon Poezji prowadzony jest przez Stowarzyszenie pod taką samą nazwą, założone i kierowane przez niestrudzoną Małgorzatę Kwiecińską Järvenson, krakowiankę z urodzenia, polską emigrantkę od dziesiątek lat. Jedynym stałym sponsorem Salonu jest Wydział Konsularny Ambasady RP. Inni darczyńcy pojawiają się sporadycznie, dzięki staraniom Małgorzaty, ale o wszystkim decyduje hojność sztokholmskiej Polonii - miłośników poezji oraz bezinteresowna praca grupy osób skupionych wokół salonowej idei. To przede wszystkim Dana Rechowicz, Mariola Makowski, Łukasz Kubicki, Witek Robotycki (wybitny pianista, kompozytor i aranżer) oraz jego żona Helena, Janusz Słotwiński (znakomity kontrabasista) z żoną Marią i wiele innych osób, w tym świetnych artystów. Spotkania salonowe są zorganizowane perfekcyjnie. Trzy doby weekendowego pobytu wykonawcy (lub wykonawców) z Polski wypełnione są co do minuty różnymi atrakcjami, zwiedzaniem miasta, lunchami, wieczornymi spotkaniami w niezwykle przyjaznych domach organizatorów, a ostatniego dnia uroczystym przyjęciem u Małgosi. Lodówka w pokoju gościnnym Ambasady wypełniona jest po brzegi, transport zapewniony, wszelaka opieka i pomoc językowa (np. przy ewentualnych zakupach) też. Gość czuje się iście po królewsku, ma wrażenie, że wszyscy czekają na jego przyjazd i występ. I tak jest w rzeczywistości! Głód polskiego słowa jest przeogromny, chociaż wszyscy tam pięknie posługują się językiem ojczystym. W sztokholmskim Salonie poezję czytali już, Anna Dymna, Olgierd Łukaszewicz, Andrzej Seweryn, Irena Jun, Grażyna Barszczewska, Jerzy Trela, Zofia Kucówna, Ewa Wiśniewska, Jerzy Zelnik i wielu innych. Spotkania salonowe dawniej odbywały się w Instytucie Polskim, teraz w pięknej i klimatycznej, choć może nieco zbyt małej, sali Konsulatu przy ulicy Prästgårdsgatan 5, w dzielnicy Sundbyberg.

Zdumiewająca jest szwedzka Polonia. Emigranci z przełomu lat 60. i 70. ub. wieku trafiali tam często przypadkowo. Witek Robotycki opowiadał mi, że do Sztokholmu pojechał w 1972 roku kupić sobie trąbkę i został na zawsze. Ale żyją Polską, chcą podziwiać naszą sztukę, uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, tworzą kółka miłośników filmu, literatury, opery. Są niezwykle aktywni. Instytuty Polskie (nie tylko w Szwecji) już dawno przestały zajmować się potrzebami emigrantów, bo głównym celem ich działania stało się propagowanie polskiej kultury wśród autochtonów. Polonia na całym świecie pozostaje dziś w gestii Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a nie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Z jednej strony – jest to logiczne, z drugiej – coś warto byłoby dla tych ludzi zrobić, otoczyć ich bardziej systemową opieką. Teraz wszystko zależy od naszych zmieniających się ekip dyplomatycznych i konsularnych, ich życzliwości i zrozumienia. A z tym bywa różnie. Na szczęście w Sztokholmie jakoś się dogadują, ale potrzeby, choćby takiego Salonu Poezji, są ogromne. Jednak warto, bo polskie słowo łączy, zaciera podziały, uczy patriotyzmu. Ślę piękny uśmiech, Panie Konsulu!

Sztokholmska Nowa Gazeta Polska przyznała ostatnio „Poloniki 2015". Nagrodę specjalną otrzymała Małgorzata Kwiecińska Järvenson „za stworzenie Sztokholmskiego Salonu Poezji i niestrudzone od maja 2009 roku jego programowanie, prowadzenie i pozyskiwanie sponsorów". Na koniec oddaję głos Laureatce: „Jestem prezesem Towarzystwa <Sztokholmski Salon Poezji>. (...) Naszym zamiarem jest zarówno popularyzowanie poezji, jak i szeroko rozumiana promocja polskiej kultury. Pomysł otwarcia Salonu Poezji został entuzjastycznie przyjęty przez sztokholmską Polonię". Potęga słowa nie zna granic!



Krzysztof Orzechowski
dla Dziennika Teatralnego
5 listopada 2016